Pochodzący z Kalifornii Cass McCombs bawił się różnymi muzycznymi dźwiękami na swoich płytach. Czy to był folk, alt country, psychodelia, czy bardziej rockowe klimaty, radził sobie więcej niż przyzwoicie. Nieprzypadkowo na swoje trasy zabierali go tak różni genialni artyści jak John Cale, Ariel Pink, Cat Power, Arcade Fire czy Iron and Wine. Na swojej nowej płycie „Mangy Love” postanowił nieco stonować muzyczne nastroje i wypełnił ją głównie spokojnymi dźwiękami.

Dziennik Gazeta Prawna
CD Ich muzyka jest przynajmniej tak zakręcona i różnorodna jak postaci na okładce ich drugiego krążka „How to Be a Human Being”: gość w kąpielówkach, dziecko na rowerku, koszykarz rodem z lat 80., dama, zbuntowana nastolatka, nerd. Nieprzypadkowo wyglądają jak galeria postaci z komedii o dziwnych indywiduach. Anglicy z Glass Animals zebrali bowiem na nim przedziwne historie ludzi, które spisali podczas podróży związanych z promocją ich pierwszej płyty „Zaba” dwa lata temu. To był znakomity, lekko psychodeliczny materiał z domieszką egzotycznych dźwięków. Na nowym krążku poszli w bardziej melodyjne, taneczne granie, choć wciąż nie brakuje w nim wariactwa. Historie o szaleńcach, schizofrenikach i nieszczęśliwe zakochanych Glass Animals ubarwili elektroniką (czasami przypominającą dźwięki z gier wideo), soulem lub funkującymi gitarami. Tego krążka lepiej słucha się w promieniach słońca niż strugach deszczu. Zapewne dobrze zabrzmiałby też na żywo, niestety jak dotąd Glass Animals nie mają Polski w koncertowych planach.
Glass Animals | How to Be a Human Being | Universal Music
CD Pochodzący z Kalifornii Cass McCombs bawił się różnymi muzycznymi dźwiękami na swoich płytach. Czy to był folk, alt country, psychodelia, czy bardziej rockowe klimaty, radził sobie więcej niż przyzwoicie. Nieprzypadkowo na swoje trasy zabierali go tak różni genialni artyści jak John Cale, Ariel Pink, Cat Power, Arcade Fire czy Iron and Wine. Na swojej nowej płycie „Mangy Love” postanowił nieco stonować muzyczne nastroje i wypełnił ją głównie spokojnymi dźwiękami, w których pobrzmiewa duch różnych odmian delikatnego rocka (z naleciałościami folk, soul, czy bluesowymi) sprzed kilku dekad. Ale Cass nie byłby sobą, gdyby napisał do tego wesołe, proste teksty. Śpiewa tu zarówno o brutalnych gliniarzach, jak i chorobie psychicznej, często w mocnych słowach. Potrafi pisać zdania, które nadawałyby się na plakaty różnych demonstracji w stylu: „It is not wealth/ to have more than others” albo „It is not peace/ when others are in pain”. „Mangy Love” co prawda nie stanie się moją ulubioną płytą McCombsa, ale to solidny fragment jego twórczości. Tylko jak dla mnie za mało surowy.
Cass McCombs | Mangy Love | Epitaph/Sonic
CD „Chcemy chaosu, czekamy na niego. W końcu jesteśmy jedynie ludzkimi wrakami” – mówiła w okresie największych tryumfów Crystal Castles jego wokalna podpora Alice Glass. Kanadyjski duet tak się zatracił w tym chaosie, że po kłótniach dwa lata temu Alice opuściła odpowiedzialnego za muzykę Ethana Katha. Ten nie zamierzał jednak pogrzebać swojego zespołu i właśnie wydał nową płytę z nową wokalistką Edith Frances. Nie będę ukrywał, że byłem wielkim fanem twórczości Crystal Castles w czasach, kiedy świat oszalał na punkcie ich punkowej elektroniki. Pod koniec pierwszej dekady XXI wieku zachwycała się nimi bananowa młodzież i prasa muzyczna, mnie jednak nie do końca ich taneczne szaleństwo przekonało. Nie inaczej jest z albumem „Amnesty (I)”. Oczywiście trudno odmówić Ethanowi porywczych, surowych elektronicznych tematów, którymi potrafi ożywić nawet najbardziej znudzonego imprezowicza, ale trudno też w tym doszukać się jakiejś oryginalności i charyzmy, która miałaby mnie przyciągnąć do Crystal Castles jeszcze wiele razy.
Crystal Castles | Amnesty (I) | Universal