Już drugi rząd boryka się z nowelizacją prawa autorskiego, które dziś nijak nie przystaje do cyfrowej rzeczywistości. Pierwszy poległ, próbując zagwarantować tantiemy od platform internetowych. Drugi proponuje przepisy, które będą na rękę globalnym gigantom.

Spór toczy się o to, czy platformy internetowe, które oferują wideo (VOD) lub muzykę na żądanie, zostaną objęte ustawowym obowiązkiem dzielenia się swoimi przychodami z twórcami i wykonawcami utworów, dzięki którym przyciągają miliony użytkowników.

Taki obowiązek mają dziś kina, telewizje czy sieci kablowe.

Twórcy i wykonawcy mieli nadzieję, że tantiemy z internetu – największego obecnie pola eksploatacji utworów - zagwarantuje im implementacja unijnej dyrektywy 2019/790 o prawie autorskim i prawach pokrewnych na jednolitym rynku cyfrowym (tzw. dyrektywy DSM).

W czerwcu miną trzy lata, odkąd upłynął termin wdrożenia tej regulacji do prawa krajowego. Branża kreatywna od dawna odliczała więc dni do publikacji projektu ustawy implementującej dyrektywę DSM. W końcu góra urodziła mysz.

Mechanizm nicnierobienia

Co unijne przepisy mówią o wynagrodzeniu dla twórców i wykonawców? Że państwo członkowskie ma zapewnić, aby w przypadku gdy udzielają oni licencji lub przenoszą swoje wyłączne prawa do eksploatacji ich utworów lub innych przedmiotów objętych ochroną, mieli „prawo do odpowiedniego i proporcjonalnego wynagrodzenia) (art. 18 dyrektywy DSM).

Jak to zrobić? Można „stosować różne mechanizmy”.

Tym przepisom towarzyszy motyw 73. Mówi on, że wynagrodzenie twórców i wykonawców powinno być odpowiednie i proporcjonalne do faktycznej lub potencjalnej wartości majątkowej udzielonych lub przeniesionych praw. Oraz że państwa członkowskie powinny mieć swobodę wdrażania zasady tego wynagrodzenia „dzięki różnym istniejącym lub nowo wprowadzonym mechanizmom”, np. zbiorowym negocjacjom.

Tyle Bruksela. W Warszawie wybrano mechanizm nicnierobienia i oddania sprawy w ręce big techów. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, które implementuje dyrektywę, nowelizując ustawę o prawie autorskim i prawach pokrewnych (t.j. Dz.U. z 2022 r. poz. 2509 ze zm.), uznało, że przepisów o wynagrodzeniu dla branży kreatywnej... nie trzeba zmieniać.

Twórcy na łasce platform

Rzeczywiście, po co majstrować przy systemie, który świetnie działa: Netflix i podobne platformy zarabiają miliardy dolarów i przyciągają coraz więcej użytkowników. Firma doradcza PwC tegoroczne wpływy z subskrypcji VOD w Polsce szacuje na prawie 5 mld zł – a nie jesteśmy przecież największym rynkiem w Europie.

A że twórcy nie uczestniczą w internetowym sukcesie produkcji, przy których pracowali? No przecież płacą im firmy producenckie, prawda? A do tego – i to druga część wybranego przez resort kultury „mechanizmu” – zadbają o nich same platformy cyfrowe. W uzasadnieniu projektu nowelizacji prawa autorskiego czytamy bowiem dobrą nowinę, że „w odpowiedzi na dyrektywę najwięksi dostawcy usług VOD zaczynają wprowadzać własne, autorskie systemy dodatkowego wynagradzania twórców i wykonawców w przypadkach, gdy dany film czy serial uzyska określony próg sukcesu komercyjnego”.

Brzmi cudownie. Dopóki nie porozmawia się z filmowcami i nie usłyszy, że to nie dostawcy i systemy w liczbie mnogiej, tylko jeden Netflix i jego program pilotażowy – oraz że „ określony próg sukcesu” znajduje się blisko sufitu.

Cyfrowy gigant faktycznie zaczął w ub.r. oferować w Polsce dodatkowe wynagrodzenie, ale przy jego obliczaniu uwzględnia tylko produkcje obejrzane prawie w całości (90 proc.) przez 10 mln widzów na świecie. Ba, może też wyłączyć z rozliczeń widownię w państwach, gdzie obowiązują tantiemy z internetu – a są takie państwa, bo nie wszędzie platformy mają tak ciepło jak nad Wisłą.

Minister kultury spotkania z branżą jednak uniknął, więc się nie dowiedział, jak źle oceniają program Netfliksa.

Uczta big techów

W dyskusji o projekcie nowelizacji prawa autorskiego padły m.in. argumenty, że filmowcy – najgłośniej apelujący o pieniądze z internetu – źle się do sprawy zabrali, bo myśleli tylko o sobie, zamiast działać wspólnie z muzykami i innymi twórcami i wykonawcami. Że lepszym rozwiązaniem od dopisania platform internetowych do pól eksploatacji objętych tantiemami na podstawie art. 70 prawa autorskiego byłoby uzupełnienie art. 43 tejże ustawy – dotyczącego prawa do wynagrodzenia - o mechanizm zbiorowych negocjacji.

No więc jak: art. 43 czy 70? Wynagrodzenie stosowne czy godziwe?

Z prawnego punktu widzenia to duża różnica, ale nie stanowi sedna problemu. Problem polega na tym, że choć platformy internetowe są dziś głównymi miejscami konsumpcji muzyki i treści audiowizualnych i czerpią z tego ogromne zyski – to w Polsce twórcom i wykonawcom tych utworów nie przynosi to korzyści. Przygotowują platformom ucztę, w której sami nie uczestniczą. Muszą się obejść smakiem, chociaż obok, przy stoliku kinowym czy telewizyjnym, panują inne zasady: tam dzielenie się wpływami z branżą kreatywną jest obowiązkowe.

Dlaczego nawet powiatowa kablówka musi płacić tantiemy, a globalny serwis VOD nie? Ta niesprawiedliwość najwidoczniej nie dręczy ministra kultury.

Sposób zapewnienia twórcom i wykonawcom instrumentów prawnych, dzięki którym w negocjacjach z Netfliksem i innymi platformami nie będą petentami liczącymi na okruchy z pańskiego stołu – na pewno można znaleźć. Jeżeli tylko będą chęci.

Niestety, projekt, który resort kultury przedstawił tuż po Walentynkach, wskazuje raczej na miłość do cyfrowych gigantów niż do polskich filmowców, aktorów czy muzyków.