Będzie krytyka, ale i samokrytyka, daję słowo. Profesor Jan Zielonka, autor skądinąd inspirujący i łamiący wiele poczciwych schematów polskiej inteligencji, złapał za dzwon i zabił na alarm: „Gdy w liberalnych mediach wykształceni komentatorzy używają języka rasizmu, to włos się jeży” („Rzeczpospolita”, 22 XI).
I jeszcze odwołuje się do 1. punktu Powszechnej deklaracji praw człowieka, a mniej rozgarniętym (jak wiadomo, jest pełno takich ludzi czytających poranne gazety w naszych czasach) tłumaczy dobitnie, że „sprzeciw wobec rasizmu (...) jest wołaniem o szacunek dla drugiego człowieka”.
Trudno się sprzeczać, tyle że przykład takiego wykształconego rasizmu pan profesor podał nietrafny. Oto „W porannej audycji Radia Tok FM znany dziennikarz sugeruje, że liderzy Francji, Niemiec i Włoch nie chcieli jechać pociągiem do Ukrainy z prezydentem Rumunii, bo mu pachnie z ust?”. W konkluzji wypowiedzi profesor apeluje o publiczne przeprosiny, bo „czas skończyć z językiem pogardy wobec innych niż my”. No tak, wszystko pięknie, ale „znany dziennikarz” – i faktycznie wybitny – nie sugerował, lecz atakował. Otóż atakował liderów Francji, Niemiec i Włoch za to, że potraktowali prezydenta Rumuni jak kogoś gorszego, w znaczeniu: „gorszego niż my”, ci fajni liderzy państw starej dobrej Unii, państw „wspólnoty reńskiej”. Skoro w pociągu mieści się tylko trzech liderów (?), to jest oczywiste, kto wypada – ten z Rumunii. Jestem za przeprosinami – ze strony trzech liderów. Muszę się tu przyznać, że słowa o czosnku wypowiedziano w audycji, którą sam prowadziłem (ale nie wiem, może „znany dziennikarz” powtórzył te określenie w jakimś poranku ostatnio nadawanym, bo ten mój to straszył i tumanił dawno temu). Pamiętam, jak bardzo mnie te słowa oburzyły – przeciwko liderom „wspólnoty reńskiej”, bo wydźwięk metafory z czosnkiem był tak zupełnie oczywisty.
Tyle krytyki. A teraz samokrytyka, oczywiście znacznie łagodniejsza. Otóż, aż sam w to nie wierzę, ale chciałem się publicystycznie na profesora Zielonkę rzucić. Może nawet założyć jakieś małe konto w ścieku społecznościowym, w którym dobrze wypadają taki słowa, jak powiedzmy: „nikczemny”, „obrzydliwy”, „wstrętny”, „wyrachowany”... I jeszcze rasizmem mu chciałem wjechać – za niebezpieczne sformułowanie „włosy na sztorc”, tak przecież bolesne dla kochanych łysych. I... No właśnie, co się z nami, prawie wszystkimi, p... porobiło? W głowach? Zielonka, wydaje się, pomylił pionki czarne z białymi, ale piętnował zjawisko, warte piętnowania, a nie osobę. Zastosował środki stylistyczne powszechnie przyjęte w cywilizowanej, zaangażowanej publicystyce, przynajmniej kiedyś. Anno Domini 2023 „normalny” atak publicysty to emocje godne „Rozstrzelania powstańców madryckich” Goi i organizowanie drużyny hejterów. Idealnie, kiedy uda się doprowadzić przy tym do publikacji jakiejś fajnej petycji (powiedzmy „Wykopmy X zewsząd i z Polski”), podpisanej przez niezawodnych ludzi kultury. Kropką nad i byłby protest narodowego zrzeszenia czosnku. A nie zaszkodziłaby akcja zawieszania pęczków tegoż na bramie ambasady Rumunii, w geście solidarności.
A tu – tekst Zielonki. Na to – tekst Wróbla. W sumie historia niby zwykła, ale już z lekka pachnie czasami dinozaurów. ©Ⓟ
Dziś atak publicysty to emocje godne „Rozstrzelania powstańców madryckich” Goi i organizowanie drużyny hejterów