Opowiadanie o historii (także społecznej) poprzez zdjęcia nie jest pomysłem nowym – zna go każdy miłośnik publikacji typu „Warszawa na starych fotografiach”. Sam spędziłem kiedyś upojne dwa zimowe tygodnie w chorwackiej Puli (tej od efektownego rzymskiego amfiteatru) ze wspaniałą książką opisującą historię miasta przez soczewkę starych, cesarsko-królewskich, a potem włoskich i jugosłowiańskich pocztówek. Ale w przypadku pracy Agnieszki Pajączkowskiej mamy do czynienia z czymś więcej.
To nie jest tylko opowieść snuta przy okazji oglądania starych slajdów. To także książka o samej fotografii oraz jej społecznych i ekonomicznych uwarunkowaniach. Kto fotografował, a kto nie? Jak i kiedy fotografowano? I po co to robiono? Co widać na zdjęciach? A co pozostaje ukryte poza kadrem?
Rzecz dotyczy – jak zapowiada już sam tytuł tej pozycji – fotografii chłopskiej. Korzystając z otwartego w ostatnich latach okienka zainteresowania ludowymi korzeniami polskości, autorka opowiada nam rzeczy, których w bardziej tradycyjnych ujęciach historii nie znajdziecie. I to nie dlatego, że ktoś je stamtąd zdradziecko wykreślił. Po prostu w takim ujęciu nie bardzo się mieszczą, gdyż były uważane za mało interesujące. Dobrze, że Agnieszka Pajączkowska je opisała i uwieczniła (to zadanie samo w sobie przypominające sens pracy starych fotografów). I że zrobiła to, zanim wspomniane okienko zainteresowania się zatrzaśnie, ludowa historia Polski przestanie być modna i ekscytująca, a duże wydawnictwa znów będą na takie pomysły ziewać i przewracać oczami – tak jak było jeszcze całkiem niedawno. I będzie – nie mam wątpliwości – także w przyszłości.
Czytanie tej książki będzie dla wielu odbiorców pewnie wielką podróżą sentymentalną. Niejeden i niejedna z nas zna obrazy, pozy i sytuacje uwieczniane na fotografii chłopskiej – ze starych albumów przeglądanych przy okazji świąt czy innych uroczystości w domach rodzinnych. A monidło wiszące u dziadków nad łóżkiem małżeńskim? No właśnie, ile to wspomnień. Ja sam mam kilka takich zdjęć. Jak fotografię stryja Kajetana z rodziną, którzy wyjechali na Kresy Zachodnie jeszcze przed II wojną światową, z napisanym na odwrocie listem o tym „co tam u nich, a co u was?”. Jak refren piosenki powraca w nim prośba: „przyślijcie nam trochę wełny”. Albo inna fotografia: dziadek Jan – jeszcze w czasach kawalerskich – pozujący z dwoma kolegami w odświętnych ubraniach. Za nimi ręcznie malowane, choć trochę wyblakłe, sielskie tło. Fotograf niedobrze to wykadrował. W rogu zdjęcia widać drewniane żerdzie, do których przyczepiona jest ówczesna ścianka do pozowania, a pod nimi straszne błoto. Realnie wiejskie i zupełnie nie sielskie. ©Ⓟ