Naprawdę ciekawa książka, te „Kulisy PiS” Kamila Dziubki. Składa się z wypowiedzi pisowców udzielonych anonimowo, a ciekawa jest dlatego, że rozmówcy upuszczają pary i najeżdżają na ten swój PiS dość mocno. Poza wszystkim innym jest ona dowodem na to, że nie całkiem jeszcze żyjemy w omnipotentnej dyktaturze.
Jest także poszlaką tego, że istnieje w PiS jakiś samokrytycyzm i że są w nim ludzie, którzy potrzebowali terapii, bo za taką można uznać gadanie do dziennikarza z Onetu. Swoją drogą bodaj nie ma u Dziubki rozmówczyń, co raz jeszcze zaprzecza stereotypowi o jakimś szczególnym plotkarstwie kobiet. Przeciwnie. Paru rozmówcom Dziubki z młodego (?) serca się wyrwało, że „X” (żonaty, dzieciaty) to „kobieciarz”, „Y” to podobno złożyła nawet papiery rozwodowe, ale wycofała, „Z” to, „jak plotkowano”, zawdzięcza stanowisko pozasłużbowej relacji z wpływowym posłem... Przy czym te iksy i igreki to ja państwu wstawiłem, a nie Dziubka czy tym bardziej rozmówcy, przypomnę, anonimowi. A przecież publiczne opowiadanie z ukrycia plotek o sprawach prywatnych jest zachowaniem wieprzka nadającego w szkolnej ubikacji. Chłopie, miej trochę odwagi, jak rysujesz komuś rogi czy perypetie osobiste, to podpisz rysunek.
Deklaruję przy tej okazji, że mam całkiem w d..., czy ten lub ów fanatyk określi mnie jako „symetrystę” (w języku fanatyków to wieprz, tylko gorszy, bo przy tym świnia), skoro zamiast po prostu ucieszyć się z książki, fajnie pokazującej moralne i intelektualne mielizny PiS, na deser dostrzegam jakąś mieliznę samej książki. Mam w d... i wybaczam, bo wiadomo mi, że fanatycy mają kiepską podzielność uwagi.
Swoją drogą, gdyby tak „Kulisy PiS” wyszły parę lat wcześniej, to może termin „granica przyzwoitości” zachowałby znaczenie. I gdyby przyszły minister Niedzielski miał wówczas szansę przeczytać tę książkę, to nie naruszałby potem danych medycznych jakiegoś „TVN-owskiego” lekarza – nawet nie przyszłoby mu to do głowy. Szczególnym rysem polityki Zjednoczonej Prawicy jest przesuwanie granicy między tym, co wypada, a tym, co kompromituje (wypada właściwie wszystko, co kopie opozycję). Czy zachowanie Niedzielskiego było gorsze od pokrzykiwań na temat „tych ludzi z LGBT”, brutalnego traktowania ciężarnej imigrantki, dysponowania publicznymi pieniędzmi, aby zbudować z nich partyjny dobrobyt, wyrzucania ludzi z pracy, aby zrobić miejsce swoim, szastania pomówieniami w rządowych mediach, używania programu szpiegującego według partyjnego widzimisię? Minister zdrowia uległ złudzeniu „wszystko NAM wolno w walce o Polskę” i ze zdumieniem dowiedział się, że akurat ujawniać danych o recepcie nie wolno. Spuentujmy: gdyby Niedzielski był „symetrystą”, to sam z siebie wiedziałby, co przystoi, a co nie, ale „symetrysta” to gatunek, na który się poluje. ©Ⓟ