Opisana w powieści historia została zainspirowana wspomnieniami ojca Flanagana, który przetrwał drugą wojnę światową jako jeniec w obozie japońskim, wykorzystywany do pracy przy budowie Kolei Śmierci w Birmie. Richard Flanagan twierdzi, że opowiedzianej w książce historii nie należy traktować jako opowieści o ojcu, bez niego jednak nie poznałby odpowiedzi na najistotniejsze pytania. „Ścieżki Północy” należałoby zaliczyć do nurtu literatury obozowej, lecz zupełnie innej od tej, którą znają czytelnicy w Europie.
ikona lupy />
Dziennik Gazeta Prawna
ikona lupy />
Dziennik Gazeta Prawna
ikona lupy />
Dziennik Gazeta Prawna
NAUKA A co gdyby Randall Munroe uczył mnie w szkole przedmiotów ścisłych? Pomińmy na razie to, że byłoby to niemożliwe z oczywistych względów: odległości i dzielącej nas (na moją niekorzyść) różnicy wieku. A więc gdyby Munroe był moim nauczycielem, to nie tylko lepiej rozumiałbym, jak funkcjonuje wszechświat (ujmując rzecz w skrócie), lecz być może jako dziennikarz zajmowałbym się nie kulturą, ale nauką i mógłbym w pełni docenić np. tegoroczną nagrodę Nobla z fizyki.
Munroe, niegdyś pracownik NASA, później autor bardzo popularnego sieciowego komiksu „xkcd”, w swojej książce (a także na swojej stronie internetowej) odpowiada naukowo na osobliwe pytania. Ot, choćby „Jak mocno trzeba by uderzyć krążek hokejowy, żeby trafiony nim bramkarz wpadł w siatkę bramki?”. Albo: „Czy strzelające w dół karabiny maszynowe mogą działać jak plecak odrzutowy?”. Czy – to jedno z moich ulubionych – „Ile klocków Lego potrzebowalibyśmy na zbudowanie mostu drogowego z Londynu do Nowego Jorku?”. Munroe nawet absurdalne pytania stara się potraktować serio i udzielić na nie konkretnej naukowej odpowiedzi, wspartej opiniami ekspertów, a jednocześnie napisanej z obłędnym poczuciem humoru. I choć jest popularyzatorem nauki, wcale nie oznacza to, że jego wywody są banalnie proste (tym zajął się w kolejnej książce „Things Explained”). Ale są fascynujące, inspirujące i stanowią doskonały wstęp do dalszych poszukiwań wiedzy. Lub przynajmniej wizyty na stronie Xkcd.com. A książka Munroe’a powinna być lekturą obowiązkową nie tylko dla nerdów i pasjonatów nauki, lecz także – a może przede wszystkim – dla nauczycieli. Po to, by przekonali się, jak opowiadać o fizyce, chemii i astronomii z sensem, pasją i odrobiną twórczego szaleństwa.
What if? A co gdyby? | Randall Munroe | przeł. Sławomir Paruszewski | Czarna Owca 2015
OPOWIADANIA Małe miasteczko w zachodniej Irlandii – „zjazd z drogi krajowej, strefa przemysłowa, pięciosalowy Cineplex, stulecie pubów upchane na jednej mili kwadratowej”. Jeśli jeszcze stąd nie wyjechałeś, to znaczy, że coś jest z tobą nie w porządku. Sporo się tu pije i łatwo zrobić sobie krzywdę. Każdy przechodzień to historia jakiejś klęski. Nawet stary, dobry, katolicki Bóg chyłkiem się stąd wycofał – jego obecny adres pozostaje nieznany. Tak z grubsza przedstawia się sceneria opowiadań z debiutanckiego zbioru „Młode skóry” Colina Barretta – zbioru, który narobił sporo zamieszania na irlandzkiej i brytyjskiej scenie literackiej. Nie bez powodu. Barrett (rocznik 1982) ma dwie cechy rzadkie u debiutanta: po pierwsze jest nad wiek dojrzały, po drugie zaś mówi swoim własnym językiem – skromnym, łączącym liryzm z surowością, lśniącym od znakomitych, choć nienatrętnych metafor. Nie odnosi się przy tym wrażenia, że autor paternalistycznie pochyla się nad ludzką nędzą i krzywdą, konstruując pouczające powiastki z życia społecznych nizin – to cecha irytująca raczej u polskich pisarzy i pisarek. Mało efektownym, ale niezmiernie ważnym osiągnięciem Barretta okazuje się pozbawiona wyższości empatia. Ale mamy w „Młodych skórach” jeszcze jeden techniczny szczegół świadczący o sporych umiejętnościach Irlandczyka: przez książkę sunie korowód postaci – drobnych dilerów, knajpianych bramkarzy, nieudanych muzyków, niedoleczonych alkoholików – których głos pozostaje zwykle niesłyszalny zarówno dla nas, jak i dla nich samych. Pióro Barretta oddaje im ten głos, dając wiarygodne, wielowymiarowe świadectwo. Inna sprawa, że „Młode skóry” można też czytać po prostu dla rewelacyjnych fraz i ogólnego nastroju słodko-gorzkiej melancholii. Warto tego posmakować.
Młode skóry | Colin Barrett | przeł. Agnieszka Pokojska | Igloo 2015
POWIEŚĆ „W mojej rodzinie nie było tradycji literackich. Moi dziadkowie byli niepiśmienni, żyli gdzieś na końcu świata, w niewielkiej irlandzkiej mieścinie” – mówił rok temu Richard Flanagan, odbierając Nagrodę Bookera. Nie bez powodu australijski pisarz rozpoczął przemówienie od wspomnienia rodziny. Bez potrzeby utrwalenia jej losów na kartach książki nie powstałaby powieść „Ścieżki Północy”. Urodzony w 1961 r. Flanagan zadebiutował w latach 90. i od tej pory osiągał sukcesy m.in. jako scenarzysta „Australii” Baza Luhrmanna. Ale najważniejsza powieść, do której pisarz robił przymiarki już 13 lat temu, dopiero w 2013 roku ujrzała światło dzienne, zapewniając Flanaganowi miejsce jednego z najbardziej znaczących współczesnych pisarzy australijskich. Opisana w powieści historia została zainspirowana wspomnieniami ojca Flanagana, który przetrwał drugą wojnę światową jako jeniec w obozie japońskim, wykorzystywany do pracy przy budowie Kolei Śmierci w Birmie. Richard Flanagan twierdzi, że opowiedzianej w książce historii nie należy traktować jako opowieści o ojcu, bez niego jednak nie poznałby odpowiedzi na najistotniejsze pytania. „Ścieżki Północy” należałoby zaliczyć do nurtu literatury obozowej, lecz zupełnie innej od tej, którą znają czytelnicy w Europie. Flanagan ukazuje zupełnie inne oblicze drugiej wojny światowej. Z drugiej strony słusznie okrzyknięto „Ścieżki Północy” australijską „Wojną i pokojem”. Czytając powieść, docieramy do prawdy oczywistej – narracja o wojnie zawsze jest taka sama. Niezależnie od epoki i przyczyn wybuchu konfliktu w ludziach budzą się te same instynkty i emocje. Gdy jest wojna, jest też miłość, bo właśnie wtedy pragnienie piękna i bliskości najsilniej daje o sobie znać.
Ścieżki Północy | Richard Flanagan | przeł. Maciej Świerkocki | Wydawnictwo Literackie 2015