Ponad 6 mld dol. zarobiły już w tym roku filmy dystrybuowane przez Universal Studios. To absolutny hollywoodzki rekord. Ale czy utrzyma się długo?
Universal Studios, znane też jako Universal Pictures, istnieje od 1912 r. i jest jednym z najstarszych studiów filmowych na świecie. Ma na koncie olbrzymie sukcesy, m.in. niezwykle popularną w latach 30. i 40. ubiegłego wieku serię Universal Monsters (to wtedy powstały ikoniczne filmowe wizerunki Draculi i Frankensteina), a także serie „Powrót do przyszłości” i „Jurassic Park”. W ostatnich miesiącach Universal pojawiał się jednak na czołówkach gazet częściej niż zwykle. Nie bez powodu: studio pobiło finansowy rekord wszech czasów, wprowadzając na ekrany kin – i to w ciągu zaledwie kilku miesięcy – trzy premiery z ponadmiliardowym dochodem. Później pojawiły się informacje o – pozostającym na razie w sferze negocjacji – przejęciu spod skrzydeł Disneya wytwórni DreamWorks założonej przez Stevena Spielberga. Bez wątpienia ten rok jest dla Universalu najlepszy w historii. I to akurat w czterdziestą rocznicę premiery filmu, który rozpoczął w Hollywood epokę blockbusterów. Spielberg odegrał w tym zaś niebagatelną rolę.
Przebojowy rekin
Termin „blockbuster” był używany od wczesnych lat istnienia Hollywood: oznaczał film, który zarobił wielokrotność produkcyjnego budżetu. Jednak od połowy lat 70. amerykańscy krytycy zaczęli mówić o blockbusterach jako o specyficznych filmach: wysokobudżetowych hitach skierowanych do masowej publiczności, w szczególności wprowadzanych na ekrany kin w okresie letnim – wtedy mogły liczyć na największą liczbę widzów. Dzisiaj, gdy mówimy blockbuster, myślimy o ekranizacjach komiksów („Avengers”, „Mroczny rycerz”), spektakularnych filmach przygodowych („Piraci z Karaibów”) lub wielkich widowiskach SF („Avatar”). Ale współczesne rozumienie blockbustera jako nastawionej na zysk superprodukcji zaczęło się od filmu grozy z żarłaczem białym w roli postrachu nadmorskich turystów.
Wyreżyserowane przez 28-letniego Stevena Spielberga „Szczęki” powstawały w bólach. Scenariusz został niemal od nowa napisany już na planie filmu, a reżyser przekroczył budżet i zaplanowany czas zdjęć, na dodatek wciąż nie był zadowolony z animatronicznych rekinów, stąd – jak się okazało, kapitalny – pomysł, by drapieżnika w filmie pokazywać jak najmniej, za to sugerować jego obecność pracą kamery i charakterystycznym motywem muzycznym skomponowanym przez Johna Williamsa. Po próbnych pokazach widzowie reagowali więcej niż pozytywnie, zatem Universal zdecydował się na bezprecedensową szeroką dystrybucję i promocję filmu. Coś, co dziś wydaje nam się oczywistością, w 1975 r. było na rynku rewolucją.
W tamtym czasie dystrybutorzy wprowadzali w wielu kinach jednocześnie jedynie filmy, o których wiedzieli, że są złe. Schemat myślenia był prosty: jeśli gniot pojawi się w tym samym czasie na 200 ekranach, to zobaczy go wystarczająco wielu widzów, by zarobić choć trochę, zanim do wszystkich dotrą negatywne recenzje. Dobre filmy wprowadzano do kin etapami: po pierwsze, by w kilku miastach mogły się odbyć uroczyste premiery, po drugie, by widzowie – zachęceni pozytywnymi opiniami krytyków – czekali właśnie na konkretny tytuł. Nawet „Ojciec chrzestny” Francisa Forda Coppoli – filmowe arcydzieło, a w swoim czasie najbardziej kasowy hit w historii kina – w pierwszym tygodniu rozpowszechniania był wyświetlany w USA na zaledwie pięciu ekranach. Dopiero tydzień później, po entuzjastycznych reakcjach prasy, trafił do szerokiej dystrybucji.
Przy okazji „Szczęk” Universal postanowił ten schemat przełamać. Przede wszystkim poprzedził premierę zmasowaną kampanią reklamową (w tym zainwestował także w spoty telewizyjne) oraz zasypał rynek filmowymi gadżetami. Pojawiło się wznowienie powieści Petera Benchleya, na podstawie której powstał scenariusz filmu, koszulki, gadżety, zestawy wakacyjne, rekinie kostiumy, a nawet gra dla dzieci, choć najmłodsi akurat na „Szczęki” do kin nie byli wpuszczani. Za to mogli bawić się w wyławianie rybek spomiędzy plastikowych szczęk rekina.
Film Spielberga trafił na ekrany 464 kin w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie i cieszył się tak olbrzymią popularnością, że po miesiącu był wyświetlany już w ponad 950 kopiach. Do dystrybucji w Europie trafił dopiero w grudniu 1975 r. i wkrótce stał się najbardziej dochodowym tytułem w historii kina (z pierwszego miejsca dwa lata później zepchnęły go „Gwiezdne wojny”). Dzisiaj na liście hitów wszech czasów „Szczęki” – z łącznym zarobkiem w wysokości 470 mln dol. – zajmują 153. miejsce, co jedynie dowodzi, jak blockbusterowa rewolucja szybko pożarła własne dzieci.
Złoto za dinozaury
Dla wytwórni Universal współpraca ze Spielbergiem była żyłą złota. Reżyser jeszcze dwukrotnie zajmował pierwsze miejsce na liście kasowych hitów wszech czasów: w 1982 r. trafił tam z „E.T.”, a własny rekord poprawił w 1993 r. „Parkiem jurajskim”, który zaczął modę na filmowe dinozaury. Modę, która jak się niedawno okazało, nie minęła do dziś. Współprodukowany przez Spielberga „Jurassic World”, czwarta część sagi, okazał się największym tegorocznym przebojem kin. Jak dotąd – bo wciąż jest wyświetlany – zarobił ponad 1,65 mld dol., czyli jedenastokrotność produkcyjnego budżetu. Na liście kasowych hitów zajmuje w tej chwili trzecie miejsce, wyprzedzają go jedynie dwa filmy Jamesa Camerona: „Avatar” (z dochodem ponad 2,7 mld dol.) i „Titanic” (1,8 mld dol.). „Jurassic World”, ciepło przyjęty przez krytyków w USA, a bardziej powściągliwie przez europejskich, na nowo rozbudził modę na dinozaury i już wiadomo, że kolejna część sagi trafi do kin w czerwcu 2018 r.
Sukces „Jurassic World” – choć może nie na taką skalę – był spodziewany, ale nie tylko dinozaury sprawiły, że Universal zanotował najlepszy rok w historii studia. Jeszcze dwa filmy w jego dystrybucji przekroczyły w te wakacje barierę miliarda dolarów przychodu: „Szybcy i wściekli 7” (1,51 mld dol.) i animowane „Minionki” (1,1 mld dol.). Tego w historii Hollywood jeszcze nie było. Na dodatek kilka mniejszych produkcji dystrybuowanych przez Universal okazało się zyskownymi przebojami: ekranizacja popularnej powieści „50 twarzy Greya” (566 mln dol.), komedia „Pitch Perfect 2” (284 mln dol.), biografia hiphopowej grupy N.W.A. „Straight Outta Compton” (190 mln dol.), wreszcie niskobudżetowa komedia Judda Apatowa „Wykolejona” (134 mln dol.).
Rekord padł w sierpniu, gdy zyski z filmów rozpowszechnianych przez Universal Studios przekroczyły 5,53 mld dol. Poprzedni należał do studia 20th Century Fox, które w ubiegłym roku zarobiło 5,52 mld (ale zajęło mu to całe dwanaście miesięcy). – Pracujemy z jednymi z najbardziej utalentowanych ludzi w tym biznesie i nasz tegoroczny sukces jest świadectwem talentu i kreatywności naszych filmowców – mówiła Donna Langley z zarządu Universal Studios w rozmowie z „Hollywood Reporter”. Amerykańscy analitycy wyliczyli, że po drodze Universal zaliczył kilka mniejszych rekordów: najszybciej w historii zarabiając dwa, a potem trzy miliardy dolarów w roku kalendarzowym. Do dziś tegoroczne zarobki Universalu to ponad 6 mld dol., a suma wciąż rośnie. Studio wprowadzi w tym roku na ekrany jeszcze kilka głośnych filmów, m.in. biografię Steve’a Jobsa z Michaelem Fassbenderem w roli głównej oraz horror „Crimson Peak – Wzgórze krwi” w reżyserii Guillerma del Toro.
Wojna bez końca
Universal w tym roku odsadził konkurencję o kilka długości: na polu bitwy został jeszcze Disney, którego największy tegoroczny hit, „Avengers: Czas Ultrona”, zarobił 1,5 mld dol., a na premierę czekają jeszcze „Gwiezdne wojny: Przebudzenie mocy”. Siódma część gwiezdnej sagi według wielu analityków zarobi grubo ponad miliard dolarów, ale trzeba przy tym pamiętać, że zyski rozłożą się na lata 2015 i 2016. Film wejdzie bowiem do kin dopiero 18 grudnia.
Gigantyczny sukces Universalu nie oznacza wcale, że studio w najbliższych latach będzie dominować na światowym rynku kinowym. Plany dystrybucyjne na przyszły rok nie obfitują w potencjalne hity, a zapowiadane na późniejsze lata kolejne części „Szybkich i wściekłych” i „Jurassic World” wcale nie muszą powtórzyć tegorocznych sukcesów. Między wielkimi hollywoodzkimi studiami trwa coraz bardziej zaciekła walka o to, kto skuteczniej wydrenuje portfele kinomanów. Spośród filmów, które zarobiły w kinach na całym świecie powyżej miliarda dolarów – dzisiaj to 23 tytuły – aż 16 zostało nakręconych po 2010 r. W przyszłym roku niemal murowanym faworytem w finansowym wyścigu będzie Disney, który planuje premiery nie tylko „Gwiezdnych wojen” (teraz filmy z tego cyklu będą trafiać na ekrany co rok), lecz również kilku kolejnych produkcji o komiksowych superbohaterach (w tym trzecią część cyklu o Kapitanie Ameryce) oraz wyreżyserowany przez Stevena Spielberga „The BFG”. Będzie to ostatni film zrealizowany przez należącą do Spielberga wytwórnię DreamWorks na mocy kontraktu z Disneyem. Umowa podpisana w 2009 r. wkrótce wygasa i nie zostanie przedłużona. Prawa do dystrybucji filmów DreamWorks przejmie prawdopodobnie Universal Studios, dla którego zacieśnienie współpracy ze Spielbergiem będzie z pewnością ruchem nie tylko prestiżowym. Sam reżyser nie jest związany długoterminowym kontraktem z żadnym studiem (jego najnowszy film „Most szpiegów”, który wejdzie na ekrany kin w październiku, dystrybuuje 20th Century Fox, zapowiadany zaś na 2017 r. „Ready Player One” powstaje dla Warner Bros.), ale wraz z DreamWorks do Universalu wróciłyby prawa do przebojowych franczyz filmowych, m.in. „Szczęk” oraz „Powrotu do przyszłości”. Reżyser tego ostatniego, Robert Zemeckis, wyklucza co prawda możliwość jakiegokolwiek remake’u, ale cykl – który w tym roku obchodził 30. rocznicę premiery – wciąż cieszy się olbrzymią popularnością i może przynosić konkretne zyski.
***********
A na marginesie tej miliardowej karuzeli warto wspomnieć, że w tym roku w Stanach Zjednoczonych padł także rekord z drugiego końca skali. „Wspólna pasja” – kuriozalna opowieść o historii FIFA, w znacznej mierze nakręcona zresztą za pieniądze piłkarskiej centrali (i to niemałe: budżet wynosił ok. 30 mln dol.) – zarobiła w amerykańskich kinach zaledwie 918 dol. i po trzech dniach zeszła z ekranów kin. Dziś może pochwalić się mało zaszczytnym tytułem najmniej dochodowego filmu w historii amerykańskiej dystrybucji kinowej. Wziąwszy pod uwagę, że w jednym z kin zgłosił się zaledwie jeden (sic!) widz chętny do obejrzenia „Wspólnej pasji”, będzie to rekord być może trudniejszy do pobicia niż miliardy dolarów generowane przez blockbustery.