Mógł zarabiać duże pieniądze, ale postanowił pozostać przy prowadzeniu salonu tatuażu, a w przerwach nagrywać alternatywne płyty, na których daje upust swojej złości i lękom. Frank Carter w poprzedniej dekadzie narobił sporo szumu z punkrockowym składem Gallows.
ikona lupy />
Dziennik Gazeta Prawna
ikona lupy />
Dziennik Gazeta Prawna
ikona lupy />
Dziennik Gazeta Prawna
ikona lupy />
Dziennik Gazeta Prawna
ikona lupy />
Dziennik Gazeta Prawna
CD Mógł zarabiać duże pieniądze, ale postanowił pozostać przy prowadzeniu salonu tatuażu, a w przerwach nagrywać alternatywne płyty, na których daje upust swojej złości i lękom. Frank Carter w poprzedniej dekadzie narobił sporo szumu z punkrockowym składem Gallows. Nazywani byli przyszłością gatunku, ich debiut „Orchestra of Wolves” otrzymał znakomite recenzje. Podobno amerykański wydawca zapłacił im za kontrakt milion funtów. Kapela jednak szybko się rozpadła, a Frank wydał krążek ze składem Pure Love. Teraz powraca z projektem The Rattlesnakes. Na płycie „Blossom” zieje agresją punk rocka, hard rockiem, grindcore’em i wszystkim, co wiąże się z bezkompromisowym potraktowaniem instrumentów. Żeby nie było jednak wątpliwości, Carter ubiera swoje numery we wpadające w ucho melodie, ale przede wszystkim wypełnia je ważnymi tekstami. Porusza problemy religijnego ekstremizmu, mówi o absurdalnych prawach rządzących dzisiejszym światem, polityce. Wytatuowany rudzielec pokazuje, że punk rock wciąż może być miejscem na ważną, szczerą wypowiedź.
Frank Carter & The Rattlesnakes | Blossom | Mystic
CD „Jestem pewnego rodzaju control-freakiem i muszę mieć nad wszystkim absolutną kontrolę, więc potrzebuję miejsca, w którym wszystko mam w zasięgu ręki. Nie potrafię napisać piosenki, gdy ktoś patrzy mi na ręce. Nie umiem pracować, gdy ktoś jest w domu i słucha, nad czym pracuję” – powiedział w wywiadzie dla „Kultury” kilka lat temu Zach Condon. To pewnie jedna z przyczyn, dlaczego na nowy krążek jego projektu Beirut czekaliśmy aż cztery lata. Zach przyznaje też w ostatnich wywiadach, że zrobił sobie przerwę, bo był wyczerpany promocją poprzedniej płyty, poza tym miał wrażenie, że zaczyna powielać swoją twórczość. Odpoczął, ochłonął i wreszcie wypuścił nową płytę „No No No”. Po raz kolejny zabiera nas w indiefolkową podróż, która wciąga z każdym numerem i przesłuchaniem jeszcze bardziej. Jego specyficzny melancholijny wokal, lekko rozmydlone, spowolnione gitary, nawiązania do r’n’b z lat 70. tworzą koktajl, który trawi się łatwo i z uśmiechem na ustach. To jeden z najlepiej rozluźniających krążków w ostatnich miesiącach.
Beirut | No No No | 4AD/Sonic
KOMIKS Kolejne, niekoniecznie udane serie z Batmanem publikowane w ramach linii wydawniczej New 52 sprzedają się ponoć niezgorzej, co jest dobrą wiadomością także i dla tych, którzy ich nie czytają. Bo im większe nakłady i wyższe słupki sprzedaży, tym lepiej wygląda przyszłość rodzimego rynku komiksowego. Pod szyldem „Mroczny Rycerz” ukazują się, niestety, mniej wymagające historie z mścicielem z Gotham, orbitujące wokół efektownych naparzanek i fantazyjnych fabuł. Tym razem zbrodniczy plan rodem z kreskówki zrealizować chce Scarecrow, jeden z najbardziej zajadłych wrogów Batmana. Ale „Spirala przemocy” to nie tylko kolejny rozdział zmagań komiksowych przebierańców, lecz także, przynajmniej w założeniu, podróż w głąb udręczonych umysłów jednego i drugiego. O ile strachy Bruce’a Wayne’a są czytelnikom znane, tak całkiem niezła historia z patologicznego dzieciństwa Jonathana Crane’a to bodaj najjaśniejszy punkt tego cokolwiek szarego komiksu.
Batman: Mroczny Rycerz, tom 2. Spirala przemocy | scenariusz: Gregg Hurwitz | ilustracje: David Finch | Egmont Polska 2015
DVD Kolejna produkcja zrealizowana w ramach projektu DC Universe Animated Original Movies. Jednak tym razem twórcy odeszli od głównego nurtu opowieści, prezentując alternatywną wersję Ligi Sprawiedliwości. Batman, Superman i Wonder Woman nie są już bohaterami, jakich znamy z komiksów. Mają inne pochodzenie, inną historię. Wciąż bronią ludzi przed złem, ale mają jednocześnie cokolwiek dyktatorskie zapędy i nie wahają się zabijać tych, którzy staną im na drodze. Liga będzie musiała wreszcie stawić czoła oskarżeniom o zbrodnie, gdy ktoś zacznie zabijać naukowców, podrzucając ślady wskazujące na superbohaterów.
„Bogowie i potwory” to zaskakująca odmiana po kilku mniej udanych animacjach ze studia DC. Poważniejsza, bardziej pogłębiona opowieść i odświeżające spojrzenie na cele i dylematy komiksowych herosów. A na dodatek mile widziany – choć tylko chwilowy – powrót do tradycyjnego stylu animacji: kolejny film („Batman: Zła krew”) będzie ponownie utrzymany w stylistyce anime.
Liga Sprawiedliwości: Bogowie i potwory | reżyseria: Sam Liu | dystrybucja: Galapagos
TV „Życie wymyka mi się jak kot, który nie chce być przytulany” – żali się Walter Blunt, leżąc na kozetce u psychoanalityka. Terapia zresztą niewiele mu daje. Blunt opłaca ją tylko dlatego, że doktor raczy go działką kokainy. Walter ma też sądowy nakaz stawiania się na mityngi AA, ale zamiast tego błądzi na spotkania anonimowych seksoholików, by szukać miłosnych przygód. Bohater, grany przez Patricka Stewarta, przypomina trochę doktora House’a. Jest dziwadłem, socjopatą, nie potrafi tworzyć trwałych związków z kobietami i ma skłonność do nałogów, ale drzemie w nim geniusz. Blunt to ekscentryczny dziennikarz informacyjny, który pragnie mówić Amerykanom o tym, czym jest prawda i jak powinni żyć. Jego współpracownicy tworzą groteskowy zbiór szaleńców, maniaków i psychotyków. Trudno nie poczuć do nich sympatii. W ten sposób otrzymujemy wariackie show powracającego na mały ekran Stewarta, któremu partnerują m.in. świetni Jacki Weaver i Adrian Scarborough.
Pogadanki Blunta | HBO | poniedziałek, godz. 23.00