Sztuka nosi tytuł po prostu "Niedźwiedź Wojtek". "Jej podstawowym adresatem nie są wcale dzieci" - mówi Informacyjnej Agencji Radiowej dyrektor artystyczny teatru Objektiv, Raymond Ross."Przychodzą dwunastolatkowie i też coś dla siebie z tego wyciągają, ale dla nas historia Wojtka to też historia Polaków walczących w drugiej wojnie, którzy zostali tutaj, w Szkocji, bo ich ojczyzna ich nie chciała" - tłumaczy Ross dodając, że taki był też los jego pochodzącego znad Wisły ojca. Ross dodaje, że spektakl opowiada też o stosunkach człowiek-przyroda, ale podejmuje też utraty bliskiej osoby, bo ulubiony opiekun niedźwiedzia po wojnie musiał go porzucić i przenieść się do Londynu w poszukiwaniu pracy.

Tematy są poważne, nie zobaczymy więc atrapy misia czy człowieka w jego kostiumie. Jak tłumaczy Ross, takie zabiegi od razu dodawałaby spektaklowi cech
komedii czy farsy. Zamiast tego, Wojtka gra zwyczajnie ubrany mężczyzna. Jak tłumaczy rozmówca IAR, publiczność akceptuje to w parę sekund. "To tylko jeden skok wyobraźni. Ludzie robią go bardzo szybko i nikt tego nie kwestionuje" - mówi Ross.

Miś Wojtek służył w drugiej Kompanii Wojska Polskiego. Dostał stopień kaprala. Po wojnie trafił do zoo w Edynburgu. Zmarł w 1963 roku. Jego zwłoki posłużyły potem jako obiekt badawczy dla studentów weterynarii na tamtejszym uniwersytecie. Ross dodaje, że w stolicy Szkocji spektakl umacnia tylko dodatkowo pamięć o misiu. Bo w świadomości Edynburczyków jest on obecny od dawna.

Dowód? W tym roku w centrum miasta powstanie pomnik niedźwiedzia-żołnierza. Przedstawienie wspierane jest przez polski konsulat w Edynburgu.