Dziennik Gazeta Prawna
Czytając świetną monografię Wandy Jakubowskiej napisaną przez Monikę Talarczyk-Gubałę, raz po raz myślałem z zawstydzeniem, że niemal zupełnie wyparłem tę reżyserkę ze świadomości. Nie pojawiała się w kontekście jakiekolwiek artykułu czy pracy dydaktycznej, generalnie nigdy nie zaprzątałem sobie Jakubowską głowy. A mówimy przecież o jednej z najbarwniejszych i chyba najważniejszych postaci polskiej kinematografii, słusznie acz złośliwie tytułowanej jako „babka polskiego filmu”. Celowo piszę, że Jakubowska była symbolem kinematografii, a nie kina, ponieważ odniosła zasługi głównie na polu popularyzatorskim, instytucjonalnym, programowym, nie reżyserskim.
Talarczyk-Gubała jest uczciwa. Nie dodaje wagi tytułom w filmografii Wandy Jakubowskiej – większość z nich nie przetrwała próby czasu – ale interesuje ją fascynująca postać jednej z pierwszych na świecie kobiet reżyserek. Jakubowska była autorką legendarnego „Ostatniego etapu” zrealizowanego na terenie niemieckiego obozu zagłady w Oświęcimiu, ale też nauczycielką kilku pokoleń twórców z Krzysztofem Kieślowskim, Piotrem Szulkinem, Filipem Bajonem czy Markiem Koterskim na czele. Przez lata była pogardzana („babochłop z wąsem”, „komunistyczna babcia” – pisano) i ignorowana. Młoda filmoznawczyni przywraca Jakubowskiej właściwe miejsce w szeregu.
„Wanda Jakubowska. Od nowa” została zbudowana z dwóch integralnych części. W pierwszej autorka śledzi koleje losów portretowanej, w części drugiej omawia całą jej twórczość, począwszy od zaginionego „Nad Niemnem” Orzeszkowej według scenariusza Iwaszkiewicza, poprzez „Ostatni etap”, poronionego „Żołnierza wolności”, najbardziej chyba popularnego „Króla Maciusia I” według Korczaka, kończąc na kompletnie zapomnianych, nieudanych artystycznie tytułach. A chociaż Monika Talarczyk-Gubała miała wśród rodzimych naukowców zajmujących się kinem kobiet świetne poprzedniczki, na przykład Ewę Mazierską czy Małgorzatę Radkiewicz, w rozpracowywaniu feministycznych wątków w polskim kinie w ostatnich latach nie ma sobie równych. Monografia Wandy Jakubowskiej po obszernym tomie „Biały mazur” poświęconym kobietom polskiego kina oraz „Wszystko o Ewie”, biografii artystycznej zmarłej niedawno Barbary Sass, układa się w imponujący rozległością horyzontów, intelektualny dialog pomiędzy autorką a czytelnikiem. Talarczyk wskazuje na niezapisane bądź nieodkryte plamy w polskim kinie z filmoznawczej, ale też feministycznej perspektywy. Filmoznawczyni definiuje kino Jakubowskiej zarówno przez pryzmat teorii krytycznej bell hooks, jak i koncepcji „kina Agnieszki” (nazwa wywodzi się od granej przez Krystynę Jandę bohaterki „Człowieka z marmuru”). Robi to w stylu brawurowym.
Kilka miesięcy temu rozmawiałem o autorce „Króla Maciusia I” z Agnieszką Holland. Holland jeszcze za życia Jakubowskiej była jedną z inicjatorek uroczystych pokazów „Ostatniego etapu” w Stanach Zjednoczonych, które okazały się wielkim triumfem sędziwej wówczas reżyserki. Usłyszałem wtedy: „Jakubowska była kimś nieprawdopodobnym. Władcza, ale jednocześnie bardzo życzliwa, bezbłędnie wyczuwała, czy ktoś jest zdolny, czy nie. Może dlatego, że dobrze znała własne ograniczenia. Komunistka od urodzenia do śmierci, bez żadnej hipokryzji. Przecierała szlaki dla kobiet w kinie światowym. Kiedy zaczynała, nie było prawie nikogo. Kino było męską zabawką. Należy się Jakubowskiej szacunek i pamięć”. Książka Moniki Talarczyk-Gubały idealnie wypełnia to życzenie.
Wanda Jakubowska. Od nowa | Monika Talarczyk-Gubała | Krytyka Polityczna 2015