Utrata imperialnych zdobyczy i prestiżu okazała się dla mocarstw kolonialnych tak bolesna, że były gotowe za wszelką cenę bronić resztek dawnej świetności – a nawet poświęcić własną przyszłość.

Rozpad ZSRR był największą geopolityczną katastrofą stulecia” – oznajmił w kwietniu 2005 r. Władimir Putin w orędziu o stanie państwa. „Dla Rosjan było to prawdziwą tragedią. Dziesiątki milionów naszych obywateli znalazły się poza granicami państwa” – dodał. Kolejne lata jego rządów to balansowanie między chęcią unowocześnienia kraju, co wymagało współpracy z Zachodem, a próbami podporządkowania sąsiadów wchodzących dawniej w skład imperium. W 2014 r. Putin wybrał zbrojną rekonkwistę, sięgając najpierw po ukraiński Krym. Plany modernizacji złożono na ołtarzu imperialnych ambicji.
Inwazja na Ukrainę była już otwartą próbą podboju. Jednak zamiast oczekiwanego triumfu podupadłe imperium zaliczało koleje porażki, które postawiły pod znakiem zapytania jego dalszą przyszłość.

Marząc o Rzymie

„W tym całym ciągu wydarzeń najbardziej zdumiewać może szybkość, z jaką upadł zachodniorzymski kolos” – zauważa historyk Niall Ferguson w swojej książce „Fatum. Polityka i katastrofy współczesnego świata”. Choć imperium zdawało się wieczne, nie zdołało się oprzeć naporowi barbarzyńskich plemion. Od momentu, gdy w 406 r. germańskie ludy zaczęły się przeprawiać przez granicę na Renie, do formalnego końca Cesarstwa Zachodniorzymskiego upłynęło 70 lat. W międzyczasie Wieczne Miasto zostało dwukrotnie splądrowane – najpierw przez Wizygotów, potem Wandalów. Ale sam zgon imperium nastąpił bez dramatycznej otoczki. Ot, 4 września 476 r. germański wódz Odoaker stwierdził, że dalsze zachowywanie pozorów nie ma sensu, i nakazał usunąć z tronu ostatniego cesarza, nastoletniego Romulusa Augustulusa, a sam ogłosił się królem. Aby uniknąć konfliktu z cesarzem wschodniorzymskim, kazał odesłać insygnia władzy cesarskiej do Konstantynopola. Ziemie od Bałkanów, przez Azję Mniejszą i Bliski Wschód, po Egipt wyszły bowiem obronną ręką z wielkiej wędrówki ludów. Rezydujący nad Bosforem cesarz wschodniorzymski zachował pełnię swojej władzy.
Po śmierci Justyna I w sierpniu 527 r. na tronie zasiadł Flavius Petrus Sabbatius nadzorujący wcześniej straż cesarską. Obejmując władzę, przyjął imię Justynian, a z czasem nadano mu przydomek Wielki. Życiowym celem młodego, ambitnego polityka stało się „przywrócenie jedności Imperium Romanum we wszystkich istotnych aspektach: terytorialnym, politycznym, prawnym, religijnym, administracyjnym, finansowym” – pisze w monografii „Justynian Wielki” Teresa Wolińska. Wszystko, co zrobił podczas 38-letnich rządów, podporządkowywał właśnie temu celowi: reformował i ujednolicał prawodawstwo oraz dążył do zjednoczenia w jednym Kościele skłóconych chrześcijan. Ale najważniejsza stała się zbrojna rekonkwista, którą Justynian zainicjował w trzecim roku panowania. „19 maja 530 roku wandalski król Childeryk został usunięty z tronu przez innego członka królewskiej rodziny, Gelimera. Król Childeryk utrzymywał ścisłe i bliskie relacje z Justynianem i to stworzyło doskonały pretekst do wypowiedzenia wojny Wandalom. Obalenie cesarskiego sprzymierzeńca było jednakże tylko pretekstem do takiej interwencji” – pisze Jonathan Shepard w tomie I monografii „Bizancjum ok. 500–1024”. Na czele niezbyt licznych, za to znakomicie wyposażonych i wyszkolonych sił ekspedycyjnych, cesarz postawił genialnego wodza Belizariusza. Prowadził on żołnierzy od zwycięstwa do zwycięstwa, unicestwiając w rok potężne – jak się wcześniej zdawało – królestwo Wandalów. W efekcie po prawie 100 latach Afryka Północna wraz z Kartaginą ponownie znalazły się w posiadaniu imperium. „Belizariusz powrócił do Konstantynopola z łupem, w którego skład wchodziły skarby Żydów, które cesarz Tytus zrabował z Jerozolimy i przywiózł do Rzymu w I wieku, i które z kolei Wandalowie zrabowali i wywieźli do Afryki w 455 roku” – opisuje Shepard. Justynian triumfował militarnie, politycznie i symbolicznie. Tak wyglądały miłe złego początki.

Nie ma darmowych podbojów

Odzyskanie Afryki miało być preludium do odbicia z rąk germańskich królów Italii wraz z Rzymem i resztą zachodnich terytoriów. Tak ambitne plany wymagały jednak przykręcenia śruby podatkowej. Na efekty nie trzeba było długo czekać. W połowie stycznia 532 r. w Konstantynopolu odbywały się wyścigi rydwanów, w trakcie których śmiertelnie dotąd wrogie kluby kibiców – niebiescy i zieloni – zaczęły skandować hasła polityczne. Gdy Justynian je usłyszał, kazał natychmiast aresztować prowodyrów. Na kolejnych zawodach dwa „fankluby” zjednoczyły się i zażądały uwolnienia kolegów. Ci w międzyczasie uciekli z więzienia. Cesarz, zamiast ułaskawić zbiegów, czego domagały się tłumy, kazał ich znaleźć i powiesić. Na tę wieść rozwścieczeni kibicie ruszyli na cesarski pałac z okrzykiem „nika”, czyli „zwyciężaj”. „Ci, którzy noszą koronę, nigdy nie powinni przeżyć jej utracenia. Nie chcę dożyć dnia, w którym przestaną mnie tytułować cesarzową” – oznajmiła Justynianowi jego żona Teodora, kiedy planował ucieczkę. Zdopingowany do działania władca rozkazał Belizariuszowi wysłać wojska przeciwko tłumowi. Przy okazji dyskretnie przekupił przywódców klubu niebieskich. Pacyfikacja rebeliantów przebiegła brutalnie - żołnierze zgładzili ok. 30 tys. osób. W Konstantynopolu zapanował spokój, a Justynian mógł kontynuować kosztowną rekonkwistę.
Przez następne dwie dekady bizantyjska armia odbiła Italię z rąk Ostrogotów i Półwysep Iberyjski rządzony dotąd przez Wizygotów. Wielkim sukcesom na zachodnich rubieżach towarzyszył jednak wysyp nieszczęść na cesarstwo. Korzystając z tego, że wojska Bizancjum są skoncentrowane gdzie indziej, Persowie sukcesywnie odrywali mu kolejne tereny na Bliskim Wschodzie. Z kolei Bałkany regularnie najeżdżali i łupili Bułgarzy oraz inne plemiona słowiańskie. Na dokładkę w 541 r. nadciągnęła nieznana w świecie antycznym zaraza. „Zaczęła się od Egipcjan, którzy mieszkają w Peluzjum. Następnie podzieliła się i rozprzestrzeniła w dwóch kierunkach: w kierunku Aleksandrii i reszty Egiptu oraz w kierunku Palestyny graniczącej z Egiptem” – opisywał mieszkający wówczas w Konstantynopolu historyk Prokopiusz z Cezarei. Epidemię nazwał „plagą Justyniana”, oskarżając go o wszelkie zło, jakiego doświadczali poddani. Jak donosił Prokopiusz, w 542 r. na tajemniczą chorobę (wedle ustaleń współczesnych epidemiologów była to dżuma) umierało w stolicy imperium – nawet 10 tys. ludzi dziennie. Kronikarz twierdził, że zabiła ona co drugiego obywatela cesarstwa, choć zdaniem naukowców były to przesadzone szacunki – mówi się raczej o kilkunastu procentach mieszkańców strefy śródziemnomorskiej. Co nie zmienia faktu, że gdy w 565 r. cesarz umierał, pozostawiał po sobie zubożałe, wyludnione i zagrożone bankructwem państwo. Zaraz po jego odejściu Bizancjum zaczęło tracić ziemie, które z takim trudem odzyskało, staczając się po równi pochyłej. Żadnemu z następców Justyniana nie udało się odwrócić ani nawet zatrzymać tego procesu. Aż nowymi władcami Konstantynopola zostali w 1453 r. Turcy.

Ostatnia szansa Osmanów

Ich państwo tętniło energią i parło do kolejnych podbojów. Zatrzymała je dopiero klęska pod Wiedniem we wrześniu 1683 r. W czerwcu 1711 r. zaprzepaszczono też okazję, by zadać Rosji dotkliwy cios nad Prutem. „Siły rosyjskie były otoczone przez Turków ze wszystkich stron i nic nie mogło uchronić cara przed klęską” – piszą w książce „Wojny rosyjsko-tureckie od XVII do XX wieku” Wojciech Morawski i Sylwia Szawłowska. Aby uniknąć niewoli, car Piotr I wysłał swoich posłów – na czele z podkanclerzem Piotrem Szafirowem – do dowodzącego wojskami tureckimi wielkiego wezyra Baltacı Mehmeda Paszy. „Szafirow otrzymał od Piotra instrukcję, która dobrze ilustrowała rozpaczliwe położenie, w jakim znalazł się car. Władca rosyjski zgadzał się na zwrot wszystkich zdobyczy uzyskanych w poprzedniej wojnie, na zburzenie, a nawet oddanie w ręce tureckie nowych twierdz nad Dnieprem i Morzem Azowskim, zwrot Szwecji Inflant i wszystkich zdobyczy z wojny północnej z wyjątkiem Ingrii, czyli tej prowincji, w której zbudowano Petersburg” – opisują Morawski i Szawłowska. Nawet powrót Stanisława Leszczyńskiego na polski tron był do przyjęcia dla zdesperowanego cara. Za to wielkiego wezyra zadowolił zwrot Azowa, zburzenie trzech rosyjskich twierdz i przejście Zaporoża pod protektorat Turcji. Hojność kosztowała go nie tylko dymisję, lecz także dożywotnie zesłanie na wyspę Limnos. Tymczasem niemal cudem wybawiony z opresji Piotr I uczynił Rosję mocarstwem, które przez następne 200 lat będzie wyszarpywać imperium Osmanów ziemie.

Cena powolnego zmierzchu

Od czasów konfrontacji nad Prutem Turcy byli w ciągłym odwrocie. Bizantyjski model rządów, gigantyczna korupcja, islamski konserwatyzm i niezdolność do modernizacji przyczyniły się do tego, że w dobie rewolucji przemysłowej zachodnia Europa, a nawet Rosja zdobywały coraz większą przewagę. Osmanowie potrafili jednak zaciekle walczyć o każdy skrawek ziemi, więc cofali się bardzo powoli. Z samą Moskwą stoczyli 11 wojen. Do tego dochodziły niezliczone antytureckie powstania chrześcijan: Serbów, Rumunów, Bułgarów, Greków. Na wschodzie o niepodległość bili się Kurdowie i Ormianie. Oderwany od imperium osmańskiego przez Napoleona Bonapartego Egipt też nie zamierzał się podporządkować sułtanom. Jego przywódca Muhammad Ali toczył więc z nimi wojny, a nawet próbował zdobyć Syrię. W głębi Azji Turkom zaczęli zagrażać Persowie. Aby zachować integralność rozległego państwa, musieli oni nieustannie prowadzić działania zbrojne na wszystkich kierunkach. Mimo to do połowy XIX w. w Europie Turcja musiała się pogodzić jedynie z niepodległością Greków zdobytą przy wsparciu Rosji. Aspiracje Serbów, Rumunów i Bułgarów udawało się skutecznie tłumić. Co więcej, olbrzymim sukcesem imperium osmańskiego była wojna krymska. Wprawdzie wygrały ją w 1856 r. brytyjsko-francuskie siły ekspedycyjne, ale znalezienie się w obozie zwycięzców dawało Stambułowi nową nadzieję na przyszłość. Przekreśliły ją jednak długi związane z prowadzeniem licznych wojen. Wiosną 1873 r. giełdami w Europie wstrząsnął krach, który zainicjował upadki banków i wielki światowy kryzys gospodarczy. Nagle kredyty zagraniczne stały się dla Turcji niedostępne. Sułtan Abdülaziz musiał drastycznie podnieść podatki, co wywołało bunty chłopów i nowe powstania na Bałkanach. Trzy lata później imperium utraciło zdolność do spłacania zadłużenia zachodnim wierzycielom. „Sułtan, widząc niezadowolenie społeczne, postanowił szybko dokonać zmian w rządzie, jednak było na to już za późno. 30 maja 1876 r. Abdülaziz został zdetronizowany. Kilka dni później popełnił samobójstwo, choć szybko pojawiły się plotki, że został skrytobójczo zamordowany. Odsunięcia od władzy padyszacha dokonali liberałowie wespół z kadetami Akademii Wojskowej” – pisze Karolina Wanda Olszowska w artykule „Próby reformowania Imperium Osmańskiego przez Ruch Młodoosmański”. Nowy władca Abdülhamid II postanowił zadowolić zarówno lud, jak i wierzycieli. Powołał parlament i nadał Turcji konstytucję wzorowaną na belgijskiej.
Zachodnie mocarstwa reformy przyjęły z aprobatą, lecz słabość Stambułu postanowiła wykorzystać Moskwa. Obrona bałkańskich Słowian i uregulowanie długów stały się dla niej pretekstem do inwazji na początku 1877 r. Carska armia wkrótce stanęła u bram Konstantynopola i zmurszałemu imperium zajrzała w oczy. Ocaliły je znowu Francja i Wielka Brytania. W zamian zażądały jednak uregulowania długów. Kiedy Turcja okazała się do tego niezdolna, musiała wybrać, czy woli przybycie brytyjsko-francuskiego korpusu interwencyjnego, czy oddanie się pod międzynarodowy zarząd powierniczy. Negocjacje zakończyły się tym, że Abdülhamid II wydał dekret muharremski, na mocy którego kontrolę nad turecką gospodarką przejął Zarząd Osmańskiego Długu Publicznego. Tworzyli go przedstawiciele Wielkiej Brytanii, Francji, Niemiec, Włoch i Austro-Węgier. To oni decydowali o wydatkach budżetowych i odpowiadali za ściąganie podatków, a nawet mogli nakładać nowe. Ich aktywność zaowocowała m.in. budową linii kolejowej, którą z Paryża do Stambułu jeździł słynny Orient Express. Koncesje przy realizacji nowych inwestycji dostawały przede wszystkim firmy z Wielkiej Brytanii, Francji i Niemiec. Dyplomaci, a potem zwykli obywatele zachodnich mocarstw, zostali w Turcji zwolnieni z płacenia podatków i nie podlegali jurysdykcji miejscowych sądów. W międzyczasie Serbowie, Rumunii i Bułgarzy utworzyli niepodległe królestwa, a imperium Osmanów stanęło na krawędzi upadku. Ocaliło swoją suwerenność jedynie dzięki temu, że europejskie mocarstwa wzajemnie się szachowały – pilnując, aby Turcja nie stała się własnością jednego z nich.

Powtórka z błędów

Skazane na klęskę zmagania o utrzymanie imperium wiele kosztowały Wielką Brytanię. Potrafiła jednak w porę godzić się z porażkami i dzięki kompromisom z byłymi koloniami minimalizowała koszty rozstania. Na podobny realizm nie potrafiło się początkowo zdobyć drugie co do wielkości mocarstwo kolonialne, francuska III Republika, która przed II wojną światową władała ziemiami o powierzchni ponad 13,5 mln km kw. Los tego imperium został praktycznie przesądzony, gdy w połowie czerwca 1940 r. niemieckie wojska wkroczyły do Paryża. Mocarstwowy prestiż i siła Francji zostały tak nadszarpnięte, iż bunty niegdyś podbitych ludów stawały się tylko kwestią czasu. „Po kapitulacji Japonii we wrześniu 1945 r. Francja upomniała się o zwierzchnictwo nad Indochinami, lecz tamtejsi władcy postanowili się uniezależnić. W 1945 r. przywódca Vit Minh H Chí Minh proklamował niepodległy Wietnam, a król Khmerów Norodom Sihanouk ogłosił niezależność Kambodży” – pisze w artykule „Azja Południowa i Wschodnia w zagranicznej polityce kulturalnej Francji” Karolina J. Helnarska. Francuzi nie chcieli jednak zrezygnować z kolonii w tym strategicznym regionie świata i pomimo podpisania porozumień przystąpili do kontrakcji.
Jakby Paryż nie miał dość kłopotów, zamieszkujący Madagaskar lud Malgaszów wzniecił w marcu 1947 r. powstanie. Na jego czele stanęli weterani walczący wcześniej za Francję. Prowadząca równocześnie dwie wojny kolonialne IV Republika nie przebierała w środkach. Na wyspę posłano ok. 20 tys. żołnierzy, w tym pułki marokańskie i senegalskie, z zadaniem spacyfikowania rebelii za wszelką cenę. W ciągu roku walk zabito kilkanaście tysięcy powstańców i kilkukrotnie więcej cywili (szacunki wahają się od 80 tys. do nawet 200 tys.). Ponowne przejęcie kontroli nad Madagaskarem zmotywowało francuskie władze do zintensyfikowania operacji militarnych w Wietnamie. Jednak tam powstańcy mogli liczyć na pieniądze i broń od komunistycznych Chin i… Stanów Zjednoczonych. Waszyngtonowi zależało bowiem na pozbyciu się Francuzów z Indochin. O losach wojny przesądziła klęska poniesiona na początku 1954 r. pod Dien Bien Phu. Wzięcie do niewoli ponad 10 tys. z Francuzów było jak kubeł zimnej wody. Pokonana IV Republika uznała niepodległość Demokratycznej Republiki Wietnamu, nie wykorzystując nawet tego, że podzieliła się ona na opanowaną przez komunistów północ i prozachodnie południe. Paryż musiał się wtedy skupić na ratowaniu swoich wpływów w Algierii, gdzie mieszkało ponad 300 tys. francuskich osadników. Przeciwko Algierczykom walczącym pod sztandarem Frontu Wyzwolenia Narodowego (Front de libération nationale) posłano ponad 400 tys. żołnierzy. W stolicy kolonii Algierze zduszeniem ruchu oporu zajął się weteran z czasów II wojny światowej i walk w Indochinach, gen. Jacques Massu. Przez stworzone na jego polecenie sale przesłuchań przewinęły się dziesiątki tysięcy ludzi podejrzanych o współpracę z podziemiem. „Widziałem na części zatrzymanych głębokie znamiona okrucieństwa i tortur, których osobiście zaznałem w lochach gestapo” – napisał szef policji w Algierii Paul Teitgen w liście informującym zwierzchników o swojej dymisji.
W krwawej wojnie, którą Francja toczyła w obronie resztek imperium, przez zaledwie kilka lat zginęło – wedle różnych szacunków – od 500 tys. do 1 mln Algierczyków. Konflikt wpędził IV Republikę w głęboki kryzys. W odpowiedzi na plany prezydenta René Coty’ego, by zakończyć wojnę rezygnacją z kolonii, jej europejscy mieszkańcy i wojskowi utworzyli tam Komitet Ocalenia Publicznego, a także zagrozili metropolii rebelią. Chęć utrzymania dawnej zdobyczy sprowadziła Francję na krawędź wojny domowej. Obie strony sporu uznały w 1958 r., że jedynym ratunkiem jest oddanie władzy narodowemu bohaterowi, gen. Charles’owi de Gaulle’owi. Ten, podobnie jak Brytyjczycy, szybko rozpoczął pozbywanie się pozostałości imperium, by nie pociągnęły Francji na samo dno. Dopiero zrzucenie tego balastu umożliwiło modernizację państwa. ©℗
Wiosną 1873 r. giełdami w Europie wstrząsnął krach, który zainicjował światowy kryzys gospodarczy. Kredyty zagraniczne stały się dla Turcji niedostępne. Sułtan Abdülaziz musiał drastycznie podnieść podatki, co wywołało bunty chłopów i nowe powstania na Bałkanach