Ikiedy myślałem, że Grzegorz Kołodko niczym nie może zaskoczyć, to napisał „Wojnę i pokój”. A tak całkiem serio, to Kołodkę oraz Tołstoja łączy wiele. Choćby to, że obaj to niezwykle płodni autorzy. Oraz to, że „Wojna i pokój” to ich najważniejsze książki - tak jest przynajmniej moim zdaniem.
Ikiedy myślałem, że Grzegorz Kołodko niczym nie może zaskoczyć, to napisał „Wojnę i pokój”. A tak całkiem serio, to Kołodkę oraz Tołstoja łączy wiele. Choćby to, że obaj to niezwykle płodni autorzy. Oraz to, że „Wojna i pokój” to ich najważniejsze książki - tak jest przynajmniej moim zdaniem.
Kołodkowa „Wojna i pokój” ukazuje się ledwie pół roku po „Świecie w matni”. Tamta, opisywana także przeze mnie na tych łamach, powstała w ramach cyklu „wielologii”. Autor - emerytowany polityk, żywy ekonomista oraz zaangażowany intelektualista - przedstawiał rozpisany na kolejne tomy autorski raport o stanie świata. Ale dokładnie w momencie, w którym ukazał się „Świat w matni”, wybuchła wojna w Ukrainie. Pamiętam moje - bodajże marcowe - spotkanie z Kołodką; był świadom tego, że inwazja Putina mocno przewartościowuje jego tezy. Po części czyniąc wiele z nich wczorajszymi. Cieszył się, że dosłownie w ostatniej chwili udało mu się dopisać na temat wojny kilka zdań do już w zasadzie gotowej książki. Ale chyba już wtedy Kołodko wiedział, że będzie musiał szybko napisać nową.
/>
Ten pośpiech sprawił, że „Wojna i pokój” jest odmienna niż poprzednie książki Kołodki. Inna niż „Wędrujący świat” czy „Nowy pragmatyzm”. Jest to propozycja dużo bardziej publicystyczna, o wiele bardziej bliższa tętna tego, co się właśnie dzieje, zaś mniej profesorsko-ekonomiczna. Pod wieloma względami czyni to ją najbardziej przyjazną czytelnikowi książką byłego wicepremiera. Do tej pory było wiadomo, że Kołodko pisze o rzeczach, owszem, mądrych - Chiny, megatrendy, Afryka, drukarki 3D - ale dość dalekich i onieśmielających. Często to wszystko zostawiało czytelnika ze sporym chaosem w głowie. Nie zawsze to się chciało wszystko razem złożyć w czytelną całość. W przypadku „Wojny i pokoju” jest inaczej.
Jednocześnie książka ta wyraża konkretne przesłanie. I nie jest to przesłanie błahe. Przeciwnie - jest ono drapieżne oraz momentami pod prąd panujących nastrojów. Kołodko opowiada się jednoznacznie przeciw wojnie. I - pragmatycznie jak to on - przypomina, że Rosja nie zniknie z mapy świata, nawet jeśli Putin poniesie klęskę. Nie, autor w najmniejszym stopniu nie podważa odpowiedzialności Kremla za wywołanie konfliktu. Nie podważa też sensu niesienia pomocy napadniętej Ukrainie.
Ale jednak bardzo wyraźnie apeluje, by nie dać się porwać bitewnym werblom. I nie jest to ze strony autora nonszalancki pacyfizm. Kołodko wskazuje, że podczas każdej wojny mamy do czynienia z zakulisową grą sił. Nie możemy więc pomijać wpływu lobby zbrojeniowego czy energetycznego na to, co się pisze, mówi i myśli o geopolityce. Bardzo ważną częścią tej książki jest dokonana przez Kołodkę krytyczna analiza sankcji, przy pomocy których Zachód walczy z Rosją. Autor pokazuje, że ich ekonomiczna logika nie zawsze pokrywa się z logiką polityczną. To też - w szerszym planie - prowadzi nas do przesłania, którym Kołodko otwiera całą opowieść: „Tym, którzy walczą o pokój, nie przygotowując się do wojny”.
Reklama
Reklama