Stalin chciał skazać na głód 2 mln mieszkańców Berlina, aby wyrugować z miasta aliantów. Zamiast tego dzięki determinacji USA i ich sojuszników świat zobaczył, jak potężny jest Zachód

Agresywne posunięcia Władimira Putina wobec Ukrainy umocniły na Starym Kontynencie przekonanie, że NATO jest kluczowym gwarantem jego bezpieczeństwa, oraz skłoniły do dyskusji o akcesji Szwedów i Finów. Przy okazji kryzysu na aktualności zyskała też stara zasada relacji międzynarodowych mówiąca, że Rosja poważnie traktuje jedynie tych, którzy rozmawiają z nią tak jak ona z nimi. Dążenie do kompromisu i przejawy słabości podsycają tylko konfrontacyjną postawę Kremla. Wbrew pozorom świadomość tego sprzyja zachowaniu pokoju. Po raz pierwszy Zachód się o tym przekonał podczas próby anektowania przez Związek Radziecki Berlina.
Czyje będą Niemcy
Po zakończeniu urzędowania na stanowisku gubernatora amerykańskiej strefy okupacyjnej w Niemczech gen. Lucius Clay od razu zabrał się do spisywania wspomnień. Wydana w 1950 r. książka „Decision in Germany” (Decyzje w Niemczech) doskonale pokazuje ewolucję, jaką w krótkim czasie przeszły poglądy generała na temat relacji z Moskwą. Clay, jeden z najzdolniejszych technokratów w armii USA, karierę zaczynał u boku Harry’ego Hopkinsa, współtwórcy programu New Deal i de facto zastępcy prezydenta Franklina Delano Roosevelta. Hopkins był gorącym orędownikiem nawiązania serdecznych relacji ze Związkiem Radzieckim oraz należał do architektów decyzji, jakie zapadały na konferencjach wielkiej trójki w Teheranie i Jałcie. Clay zgadzał się z tą strategią, dopóki w marcu 1947 r. nie został gubernatorem strefy okupacyjnej. Częste, bezpośrednie kontakty z sowieckimi generałami spowodowały, że ze zwolennika kompromisu zamienił się w jastrzębia. Nieco ponad rok od objęcia urzędu w raporcie dla Departamentu Armii Stanów Zjednoczonych alarmował: „Jeśli upadnie Berlin, następne w kolejności będą Niemcy”. Zalecał jedynie: „nie wolno nam ustępować”.
Choć stolica Niemiec znajdowała się pośrodku radzieckiej strefy okupacyjnej, zdaniem generała oddanie jej mogło przynieść katastrofalne następstwa: „Jeśli się wycofamy, to nasza pozycja w Europie będzie zagrożona. Jeśli Ameryka nie zrozumie tego teraz, jeśli nie zrozumie istoty problemu, to nigdy go już nie pojmie i komunizm rozwinie się gwałtownie”. Dwa lata wcześniej Związek Radziecki rozpoczął cichą ofensywę, mającą rozszerzyć jego wpływy w Niemczach na nowe obszary. Na polecenie Stalina w sowieckiej strefie okupacyjnej w kwietniu 1946 r. kierownictwa Komunistycznej Partii Niemiec i SPD ogłosiły połączenie i tworzenie Socjalistycznej Partii Jedności Niemiec (SED). Socjaldemokratami, którym się to nie spodobało, zajęli się funkcjonariusze NKWD. W krótkim czasie aresztowano ponad 20 tys. osób.
Wymuszone zjednoczenie miało cel długofalowy. Przed dojściem do władzy Hitlera ugrupowania te były ‒ obok NSDAP ‒ największymi partiami w Niemczech. Regularnie głosowało na nie łącznie ok. 35 proc. wyborców. Powstanie SED dawało lewicy realne szanse na wygranie wyborów, najpierw lokalnych, a później ogólnokrajowych. Dlatego Kreml usiłował wymusić jedność lewicy również w pozostałych strefach okupacyjnych. Jednak tam, gdzie nie rezydowali czerwonoarmiści, socjaldemokraci nie palili się do wejścia w rolę agentury posłusznej poleceniom z Moskwy. Wybory do rady miejskiej przeprowadzone w zachodnich sektorach Berlina kontrolowanych przez Amerykanów, Brytyjczyków i Francuzów w październiku 1946 r. pokazały, jak wielkie to miało znaczenie. Wobec braku nadzoru NKWD głosy policzono uczciwie i SPD zdobyła aż 48,7 proc. poparcia. Na CDU zagłosowało 22 proc. berlińczyków, zaś na SED ‒ 20 proc.
Amerykanie zorientowali się, że próba wchłonięcia socjaldemokracji przez SED to droga do przejęcia przez Stalina władzy w całych Niemczech po zakończeniu okupacji. Zachód nie mógł do tego dopuścić. Następca FDR Harry Truman zdecydował, że należy pomóc w odbudowie Europy, co zaowocowało planem Marshalla. Drugim celem była obrona demokracji na Starym Kontynencie – temu miała służyć doktryna powstrzymywania, sformułowana przez urzędnika Departamentu Stanu George’a Kennana. Oficjalnie prezydent Truman ogłosił ją w orędziu w Kongresie 12 marca 1947 r. „Polityką Stanów Zjednoczonych musi być wspieranie wolnych narodów, które opierają się próbom podporządkowania ich przez uzbrojone mniejszości lub przez naciski zewnętrzne” – mówił Truman.
Początek podziału
„Kiedy Truman ogłosił swą doktrynę, Stalin zdawał się początkowo jej nie zauważać” ‒ twierdzi w opracowaniu „Czy Niemiecka Republika Demokratyczna była niechcianym dzieckiem Stalina?” prof. Czesław Madajczyk. Alianci podejmowali jednak kolejne działania, które w końcu mocno zaniepokoiły radzieckiego przywódcę. Na początku 1947 r. z inicjatywy USA połączono w Niemczech strefy okupacyjne amerykańską i brytyjską w jedną – Bizonię. Niedługo potem w Berlinie nowa rada miejska rozpoczęła akcję denazyfikacyjną na terenie zachodnich stref okupacyjnych. Przy okazji usuwania z urzędów byłych członków NSDAP pozbywano się też komunistów z SED. Radziecka komendantura miasta natychmiast to oprotestowała, domagając się prawa do zatwierdzania decyzji radnych. Gdy alianci odmówili, Sowieci uniemożliwili nadburmistrzowi Berlina Ernstowi Reuterowi sprawowanie obowiązków w ich strefie okupacyjnej (wcześniej zgodzili się na jego wybór, bo Reuter niegdyś był gorliwym komunistą).
Animozje między aliantami a ZSRR się mnożyły, bo Amerykanie przestali we wszystkim iść radzieckim władzom na rękę. Mimo to Stalin na razie nie decydował się na bardziej zdecydowane posunięcia. Przez cały 1947 r. na sesjach Rady Ministrów Spraw Zagranicznych delegacje USA, ZSRR, Wielkiej Brytanii i Francji starały się wynegocjować wspólne stanowisko w sprawie przyszłości Niemiec. Ale kompromis oddalał się coraz bardziej. Po listopadowej sesji sekretarz stanu USA George Marshall i szef brytyjskiego MSZ Ernest Bevin spotkali się, by porozmawiać w cztery oczy. Obaj nie widzieli już szans na porozumienie z Moskwą, a jednocześnie z niepokojem śledzili rosnącą inflację i pogłębiający się kryzys ekonomiczny w Bizonii. Bieda w połączeniu z okupacją powodowały, że komuniści zyskiwali tam na popularności. Marshall i Bevin uznali więc, że konieczne są zdecydowane działania: reforma walutowa i wielkie wsparcie finansowe w ramach planu Marshalla. Związek Radziecki już wcześniej odmówił udziału w amerykańskim programie odbudowy i zmusił do tego samego państwa Europy Środkowej. W efekcie jedynie zachodnia część Niemiec dostała pomoc z USA i przyjęła nową walutę. Bizonia zyskała dzięki temu status oddzielnego organizmu gospodarczego i politycznego. Zachód liczył się z tym, że Stalin nie pozostawi jego działań bez odpowiedzi. I że do przeprowadzenia demonstracji siły może wykorzystać otoczony przez Armię Radziecką Berlin, gdzie stacjonowało zaledwie 5 tys. alianckich żołnierzy.
Ostatnie rozmowy
„Systematycznie walczyłem przeciw polityce uspokajania (appeasementu) Rosjan i przeciw polityce pozwalającej na faworyzowanie w Berlinie partii komunistycznej. Postawa ta nie była obliczona na zyskanie popularności w pewnych kołach w Stanach Zjednoczonych; wszędzie, gdzie krytykowałem Rosjan, zawsze ktoś głośno przeciw temu oponował” – zapisał we wspomnieniach płk Frank Howley, który w grudniu 1947 r. został komendantem amerykańskiego sektora w Berlinie. Przez następne pół roku użerał się ze swoim radzieckim odpowiednikiem ze wschodniej części miasta. Ale robił to dyskretnie. Howley zadbał o to, by na terenie zachodniej strefy powstały tajne olbrzymie magazyny żywności, zapewniające prowiant dla 2 mln ludzi na 30 dni. Kolejną operacją, którą udało mu się ukryć przed radzieckim wywiadem, było sprowadzenie do Berlina skrzyń wypełnionych nowymi banknotami, czekającymi na reformę walutową. Wraz z cennym ładunkiem przylecieli do Berlina niemieccy urzędnicy, przeszkoleni do przeprowadzenia błyskawicznej wymiany pieniądza. Wszystkich ukryto na terenie brytyjskiej strefy okupacyjnej. Tam oczekiwali na sygnał do rozpoczęcia operacji.
Sowieci też nie próżnowali. Na początku 1948 r. dowódca Grupy Okupacyjnych Wojsk Radzieckich w Niemczech i komendant radzieckiej strefy okupacyjnej marszałek Wasilij Sokołowski zarządził kontrolę wszystkich pociągów kursujących między Bizonią a Berlinem. „Związek Radziecki postanowił skończyć z fikcyjną działalnością Sojuszniczej Rady Kontroli w Berlinie i zakwestionować pozycję mocarstw zachodnich w tym mieście” ‒ pisze Jerzy Krasuski w monografii „Europa Zachodnia po II wojnie światowej”. Pretekst dała konferencja czterech zachodnich mocarstw i krajów Beneluksu poświęcona przyszłości Niemiec, która odbyła się 17 marca 1948 r. w Londynie. „20 marca 1948 r. marszałek Wasilij Sokołowski, który był w tym miesiącu przewodniczącym Sojuszniczej Rady Kontroli, oświadczył, że sprawy omawiane na konferencji sześciu państw w Londynie podpadają pod kompetencje tej Rady jako najwyższej władzy w Niemczech, wobec czego Rada musi być poinformowana o wyniku konferencji londyńskiej. Przedstawiciele mocarstw zachodnich odrzucili ten postulat. Wobec tego marszałek Sokołowski opuścił salę obrad. Sojusznicza Rada Kontroli przestała de facto istnieć” – pisze Krasuski.
1 kwietnia 1948 r. marszałek ogłosił, że wszyscy obywatele państw zachodnich, w tym żołnierze USA, muszą uzyskać zezwolenie na przejazd przez radziecką strefę okupacyjną. Dojazd do Berlina stał się w efekcie bardzo trudny. Niezrażone tym zachodnie mocarstwa i kraje Beneluksu wydały komunikat o formalnym włączeniu zachodnich Niemiec do planu Marshalla i zwołaniu zgromadzenia konstytucyjnego, które opracowałoby przyszłą ustawę zasadniczą RFN. Planowano, że zacznie obowiązywać zaraz po zakończeniu okupacji. To oznaczało, że podział Niemiec na dwa państwa ‒ którego tak bardzo nie chciał Stalin ‒ stał się faktem.
W Berlinie narastało napięcie z powodu mnożenia się żądań wysuwanych przez stronę radziecką. Ich kulminacja nastąpiła 16 czerwca 1948 r. na specjalnym posiedzeniu tzw. Sojuszniczej Komendantury Berlina. Delegacje z czterech stref okupacyjnych debatowały 16 godzin bez przerwy, lecz nic z tych negocjacji nie wynikało. Około godz. 23 płk Howley zaproponował zakończenie obrad. W odpowiedzi przedstawiciele ZSRR ostro zaprotestowali. Wedle relacji Amerykanów Howley po prostu wstał, powiedział: „Przepraszam” i wyszedł. Sowieci utrzymywali z kolei, że ziewnął ostentacyjnie, powiedział: „To ja idę spać” i wyszedł. Następnego dnia marszałek Sokołowski zażądał od Amerykanów przeprosin za zniewagę. W oficjalnym komunikacie zarzucono Howleyowi, że „nie dopuścił do dyskusji nad radziecką propozycją dotyczącą polepszenia materialnej i prawnej sytuacji robotników i urzędników zatrudnionych w przemyśle i transporcie Berlina”.
W lotnictwie nadzieja
Reforma walutowa okazała się punktem zwrotnym w powojennych dziejach Niemiec. Ogłoszono ją 18 czerwca 1948 r., dwa dni po aferze z płk Howleyem. Reichsmarkę zastąpiono nowym środkiem płatniczym o nazwie Deutsche Mark (D-Mark). Każdy Niemiec mógł wymienić na nowy pieniądz jedynie 60 posiadanych marek. Pozostałe oszczędności, jeśli nie znajdowały się na lokacie bankowej, traciły wartość. Dla władz radzieckich operacja ta stanowiła duży kłopot. Musiały dokonać wymiany pieniądza, bo inaczej olbrzymia ilość nieważnych już banknotów napłynęłaby do Niemiec Wschodnich, wzniecając hiperinflację. Ważniejsze okazało się to, że reforma oznaczała trwały podział ekonomiczny Niemiec i Berlina. Radziecka odpowiedź nastąpiła po tygodniu: Moskwa poinformowała świat, że wprowadziła zakaz wjazdu do Berlina Zachodniego zarówno pociągów, jak i samochodów. Jednocześnie rosyjska komendantura w mieście zawiadomiła o „niespodziewanej awarii” sieci elektrycznej, odcinającej od dostaw prądu całą zachodnią część miasta. W sumie ponad 2 mln berlińczyków i kilkadziesiąt tysięcy Amerykanów, Brytyjczyków i Francuzów zostało pozbawionych dostępu do dostaw żywności. Mogli liczyć tylko na zapasy zgromadzone przez płk Howleya, ale te wystarczały tylko na miesiąc.
Amerykanie znaleźli jednak furtkę. Wedle podpisanego po zakończeniu II wojny światowej układu alianci zachodni zagwarantowali sobie prawo do użytkowania trzech osobnych korytarzy wytyczonych z zachodnich Niemiec do Berlina. Na wieść o blokadzie gen. Clay zadzwonił do dowódcy amerykańskich sił powietrznych w Europie gen. Curtisa LeMaya i zapytał go, czy samoloty USA zdołają przetransportować żywność dla 2 mln ludzi. Upewnił się także, czy starczy im miejsca na węgiel dla elektrowni zapewniających prąd oblężonemu miastu. „Odpowiedź mogła być tylko jedna: «Panie generale, wojskowe samoloty mogą przewieźć wszystko». Operacja ruszyła natychmiast, Amerykanie nadali jej kryptonim «Vittles», co w wolnym tłumaczeniu znaczy – wikt. Pierwsze samoloty lądowały na lotnisku Tempelhof 26 czerwca” – relacjonuje Remigiusz Malinowski w pracy „Rodzynkowe bombowce nad Berlinem”. Prezydent Truman zaaprobował utworzenie mostu powietrznego, mimo że oznaczało to groźbę wybuchu wojny z ZSRR. Zapewnił też, że amerykańskie wojska okupacyjne nie wycofają się z Berlina Zachodniego. Ustępowanie Sowietom nie wchodziło już w grę.
Operacja „Vittles” stała się dla USA priorytetowym przedsięwzięciem. „Samoloty latały bez przerwy 24 godziny na dobę, lądując co 3 minuty, w pewnych okresach nawet co 2 minuty. Opracowano system, który pozwalał pilotom na jedno podejście do lądowania, kiedy to się nie udało, maszyna bezpiecznie odlatywała z powrotem do bazy, nie blokując podejścia kolejnym samolotom. Piloci po wylądowaniu nie opuszali maszyn, a rozładunek nie trwał dłużej niż 25 minut” – opisuje Malinowski. Wbrew planom Stalina Berlińczycy w zachodniej części miasta cały czas mieli prąd i nie groził im głód. Jedyne, czego zaczynało brakować, to piloci.
Cierń w stopie niedźwiedzia
Polski as lotnictwa myśliwskiego Jan Leonard Maliński mógł się pochwalić bogatym CV. Podczas kampanii wrześniowej strącił dwa niemieckie bombowce, a dwa inne uszkodził, zanim sam został zestrzelony. W 1940 r. brał udział w obronie Anglii jako pilot Dywizjonu 302. Wojnę kończył w stopniu kapitana z licznymi odznaczeniami, w tym Krzyżem Srebrnym Virtuti Militari oraz Distinguished Flying Cross. Po demobilizacji okazał się niepotrzebny. Zajął się więc malowaniem mieszkań. „Wyciągałem z tego 5 funtów tygodniowo, co wystarczało na życie. Któregoś ranka podczas porannej kawy przeczytałem w gazecie ogłoszenie, że potrzeba licencjonowanych pilotów. Zgłosiłem się od razu do pracodawcy i okazało się, że został utworzony most powietrzny do odciętego przez Rosjan Berlina” – zapisał we wspomnieniach „Samolot zakrył słońce”. W odpowiedzi na ogłoszenia prasowe zgłosiły się setki weteranów podobnych do Malińskiego. Każdego dnia razem z kolegami na służbie wykonywali dwa, a nawet trzy loty. Mimo tłoku na niebie samoloty musiały ściśle się trzymać korytarzy powietrznych. Na ich obrzeżach Sowieci rozmieścili bowiem działa przeciwlotnicze. Ilekroć jakaś maszyna zbaczała poza dozwolony obszar, te natychmiast otwierały ogień. W katastrofach powietrznych i w wyniku ostrzału zginęło 72 lotników. Korytarze okazały się jednak bezpieczne, m.in. dzięki wprowadzeniu przez Amerykanów stałych dyżurów powietrznych nad Niemcami Zachodnimi Superfortec B-29. Waszyngton nie starał się zbytnio ukrywać, że uzbrojono je w bomby atomowe, której Związek Radziecki jeszcze nie posiadał.
Most powietrzny pogłębiał irytację Kremla. „Rzecz polega na tym, że ci w USA i w Wielkiej Brytanii, którzy inspirują agresywną politykę, nie są zainteresowani w porozumieniu i współpracy z ZSRR. Nie chcą oni porozumienia i współpracy, lecz mówią o porozumieniu i współpracy, aby całą winę zwalić na ZSRR” ‒ powiedział Stalin w wywiadzie dla dziennika „Prawda”. Podczas konferencji prasowej dla niemieckich dziennikarzy marszałek Sokołowski dodał: „Żadnej blokady Berlina nie było i nie ma. Gdyby blokada miała istotnie miejsce, to ludność Berlina pozbawiona byłaby możliwości zaopatrzenia się w żywność, paliwo i inne artykuły pierwszej potrzeby. W rzeczywistości ludność Berlina ma pełną możliwość otrzymania całego należnego jej zaopatrzenia łącznie z zimowymi zapasami węgla z radzieckiego sektora Berlina”. Propagandowe zaklinanie rzeczywistości jednak nic nie dawało. Głośnym echem na świecie odbiła się też demonstracja, jaką nadburmistrz Reuter zwołał przed spalonym Reichstagiem 9 września 1948 r. W obecności ponad 300-tysięcznego tłumu zaapelował do społeczności międzynarodowej, żeby nie zostawiała berlińczyków samych. W efekcie Kreml okazywał się coraz bardziej skłonny do ustępstw. Negocjacje dyskretnie toczyły się od lata 1948 r. O ile początkowe żądania Stalina mówiły o „zjednoczeniu Berlina” i oddania go w całości pod nadzór Armii Radzieckiej, to z każdym miesiącem radziecki przywódca słabł. Co więcej, na Wielkanoc 1949 r. Amerykanie dali pokaz siły w operacji „Easter Parade”: samoloty lądowały co 69 sekund, dostarczając do miasta ponad 12 tys. ton węgla w ciągu doby. Nadzorujący operację gen. Joseph Smith mógł się pochwalić, że maszyny aliantów wykonały ponad 278 tys. lotów, zapewniając Berlińczykom ponad 2,3 mln ton zaopatrzenia oraz 1,5 mln ton węgla, zaś niemieckim dzieciom sporą porcję łakoci. „Amerykański pilot por. Gail Halvorsen wpadł na pomysł, żeby tuż przed lądowaniem na maleńkim spadochronie wyrzucić paczuszkę ze słodyczami dla berlińskich dzieci. Od tej pory pilot za każdym razem, kiedy leciał do Berlina, zabierał ze sobą słodycze na spadochronach. Akcja błyskawicznie nabrała rozgłosu i dowództwo podjęło decyzję o jej kontynuowaniu na nieco większą skalę. W ten właśnie sposób na małych spadochronach berlińskie dzieci dostały 23 tony słodyczy” – pisze Maliński.
Wreszcie 5 maja 1949 r. alianckie mocarstwa i ZSRR ogłosiły tekst porozumienia, zgodnie z którym 12 maja 1949 r. miały być zniesione ograniczenia „w dziedzinie łączności, transportu i handlu między Berlinem a zachodnimi strefami Niemiec”. Stalin po raz pierwszy od lat pogodził się z porażką oraz tym, że Berlin Zachodni na stałe pozostanie częścią zachodniego świata.
Samoloty latały bez przerwy 24 godziny na dobę, lądując co 3 minuty. Opracowano system, który pozwalał na jedno podejście do lądowania, kiedy to się nie udało, maszyna odlatywała z powrotem do bazy. Piloci nie opuszczali maszyn, a rozładunek nie trwał dłużej niż 25 minut