Nagrodzony Złotą Palmą na festiwalu w Cannes „Zimowy sen” Nuriego Bilge Ceylana zbiera różne oceny, jest jednak kolejnym potwierdzeniem wspaniałej formy tureckiego reżysera

Ceylan wydaje się głęboko zanurzony w tradycji kina autorskiego. W każdym wywiadzie przywołuje wpływy Bergmana i Antonioniego. Są wyraźne, ale nie epigońskie. W „Zimowym śnie” Ceylan zdecydowanie bliżej jest Bergmana. Znak firmowy twórcy „Trzech małp” – minimalizm słów w połączeniu z maksymalnymi emocjami – podobnie jak u szwedzkiego mistrza został zastąpiony wyrazistymi dialogami, starannie rozpisanymi rolami. Równolegle jednak Ceylan udowadnia, że nawet dzisiaj słowo w kinie może mieć siłę i znaczenie.

Ceylan, zanim został reżyserem, był fotografem. Już w pierwszym krótkometrażowym filmie „Koza” z 1995 roku, opowiedział o niebezpiecznej grze, jaką jest praca z kamerą (wizjerem) albo gra w kamerę (w film). W późniejszych „Klimatach” zdobył się na większy ekshibicjonizm. Nikogo nie oszczędzał, zwłaszcza siebie. W „Klimatach” Ceylan sfotografował własne słabości. Twarz Isy-Ceylana to fizys rozdokazywanego dziecka i przystojniaka, który podbił serca połowy świata, ale którego własne serce pozostało nieczułe. Isa to facet, który potrafi sfotografować miłość, ale nie potrafi kochać. W „Zimowym śnie” reżyser rozwija właśnie ten wątek. Ceylan nie ułatwia zadania ani sobie, ani widzom. Mnoży trudne pytania: o etymologię przemocy psychicznej i altruizmu oraz stosunkowo mało wyraziste granice pomiędzy tymi dwiema definicjami. Tym, co powinno kierować zachowaniami bohaterów, jest szczerość intencji, ale to dar przeznaczony dla wybrańców, pozostali żyją w kłamstwie.

Bohater „Zimowego snu” przypomina Isę z „Klimatów” oraz do pewnego stopnia doktora Cemala z „Pewnego razu w Anatolii”. Niegdysiejszy aktor, obecnie początkujący felietonista, zbyt szybko uwierzył we własną wyjątkowość. Pomylił altruizm z egotyzmem, miłość do siebie z uczuciem do bliźnich. W tym sensie Nuri Bilge Ceylan portretuje profil człowieka żyjącego w zakłamaniu, jednej z najpoważniejszych cywilizacyjnych chorób współczesności. Aydin wspaniale grany przez Haluka Bilginera wyjechał do anatolijskiego raju, aby w zagubionym życiu odnaleźć na nowo sens. Żyje jednak wciąż w fałszu, jest autofalsyfikatem, stąd wynikają zresztą jego kłopoty małżeńskie i artystyczne, na których tle twórca „Zimowego snu” wspaniale, subtelnie kreśli portrety pozostałych bohaterów, w tym zdecydowanie młodszej żony Aydina.

Perspektywa jest zresztą szersza. Ceylan, jak niegdyś Antonioni, wykorzystuje drobne wydarzenia do zaprezentowania szerokiej panoramy społeczeństwa, w którym pomimo szeroko deklarowanej kulturowej otwartości wciąż króluje kastowość, liczne wewnętrzne podziały. Reżyser celowo kreuje ciasne, nieprzyjazne przestrzenie (większość długiego, trwającego prawie trzy i pół godziny filmu rozgrywa się w hotelu w Kapadocji), w których toczą się długie, niekiedy monotonne dyskusje. Nie każdy widz wytrzyma powolne tempo narracji, ale cierpliwych czeka największa nagroda. Spotkanie z tytułem, który zapamiętuje się na całe życie.

Zimowy sen | Turcja, Francja, Niemcy 2014 | reżyseria: Nuri Bilge Ceylan | dystrybucja: Film Point Group | czas: 196 min | Recenzja: Łukasz Maciejewski | Ocena: 5 / 6