- Niechęć wobec każdego „Innego” i próba pokazania człowieka naznaczonego piętnem ofiary – to nasze zamierzenie. Szekspir w tej sztuce nie pisze tylko o antysemityzmie, ale pokazuje też ksenofobię, rasizm, względność prawa - mówi Andrzej Blumenfeld, odtwórca głównej roli w "Kupcu weneckim", którego premiera w warszawskim Teatrze Dramatycznym odbędzie się 3 października.

Lidia Raś: Premierą „Kupca weneckiego” Teatr Dramatyczny rozpoczyna obchody 450-lecia urodzin Williama Szekspira, a Pan zagra w spektaklu główną rolę. Ta sztuka nie jest grywana zbyt często ze względu na rzekomo antysemicki sposób prezentacji przez autora Shylocka, żydowskiego kupca. Nie obawia się Pan, że spektakl stanie się pożywką dla niektórych? Interpretacja i recepcja tej sztuki często zależała od stosunku do kwestii żydowskiej w określonej sytuacji historycznej.
Andrzej Blumenfeld: Rozmawialiśmy o tym w czasie prób i zdecydowaliśmy, że w naszym spektaklu powyższa kwestia ma stanowić tylko punkt wyjścia do szerszej dyskusji na temat konsekwencji nienawiści, którą ludzie w sobie noszą. Niechęć wobec każdego „Innego” i próba pokazania człowieka naznaczonego piętnem ofiary – to nasze zamierzenie. Szekspir w tej sztuce nie mówi tylko o antysemityzmie, ale pokazuje też ksenofobię, rasizm, względność prawa.

Andrzej Blumenfeld w "Kupcu weneckim" w Teatrze Dramatycznym w Warszawie, Fot. K. Chmura-Cegiełkowska / Media / foto kasia chmura-cegielkowska

Tęczowa broda Shylocka na plakacie spektaklu prowadzi w stronę wszystkich Obcych i ogólnie nie takich jak my?
Tak. Myślę, że ten kulturowy znak ma z jednej strony zaciekawić widza, ale też uzmysłowić mu, że skazanym na bycie ofiarą może być każdy. Nie tylko żydowski kupiec.

Interpretatorzy „Kupca weneckiego” zarzucali Szekspirowi, że dał tą sztuką dowód swego antysemityzmu, zwłaszcza, że XVI-wieczna Anglia miała problem z tym zjawiskiem.
Szekspir był świadkiem różnych procesów pokazowych, które nie tylko zresztą w tamtych czasach były powszechnym i dobrze sprawdzającym się narzędziem politycznym. Tekst sztuki inspirowany jest wydarzeniami z 1594 roku, gdy stracono portugalskiego Żyda, lekarza królowej Elżbiety, oskarżonego o usiłowanie jej otrucia. Autor nie znał raczej wielu Żydów, podobnie jak inni obywatele Anglii, ale sięgnął po funkcjonujący stereotyp. To co odczytujemy w sztuce, nie jest w żadnym stopniu programowe.

Shylock to jedna z ciekawszych postaci w literaturze, a w „Kupcu weneckim”, bijąca na głowę inteligencją swoich adwersarzy. To także bardzo złożony charakter z całą gamą odpychających cech osobowościowych, ale i ogromną wewnętrzną siłą i godnością…
Poza dumą i godnością nie pozostaje mu nic więcej. Musi je mieć jak każdy skazany na ostracyzm. Shylock to nie jest postać, która wzbudza szczególną sympatię. Sam w akcie III przyznaje, że prawda o nas zwykle jest okrutna, ale dotyczy to zarówno chrześcijan, jak i nie chrześcijan. Mamy te same cechy charakteru niezależnie od wyznania czy nacji.

Żydowski kupiec jest jak Makbet czy Król Lear, których widz nienawidzi, ale ostatecznie im współczuje?
Tak, Shylock jest nieco podobnie skonstruowany. Myślę, że i w jego wypadku widz, odwołując się do pradawnych instynktów, będzie współczuł „wybranemu na ofiarę”, ale tworząc tę postać nie chcę wpaść w jakiś tani sentymentalizm. Szekspir pokazuje, że każdy może się znaleźć w takiej sytuacji. I to z bardzo różnych powodów.

„Komedia niedorzeczna, okrutna i genialna” – pisał o tej sztuce Tadeusz Boy-Żeleński. W czym Pan upatruje geniusz Szekspira?
W jego sztukach, także w „Kupcu weneckim”, niczym we freskach czy Bachowskich fugach jest ogromnie dużo wątków, które się wzajemnie dopełniają, tworząc wieloprzestrzenną architekturę. I w tym z pewnością tkwi geniusz Szekspira. Przejawia się on też w jego zdolności budowania postaci, z których wydobywa najbardziej subtelne emocje i udowadnia, że ludzka natura jest niezmienna niezależnie od epoki, a wszelkie próby jej modelowania zadają jej gwałt.

W spektaklu Aldony Figury wykorzystujecie nowy przekład Piotra Kamińskiego. Dlaczego wybór padł właśnie na niego?
Każde tłumaczenie jest jednocześnie jakimś kompromisem w stosunku do oryginału i zbiorem walorów. Przekład Piotra Kamińskiego jest niezwykle plastyczny, ułatwia artykulację, sprawia, że aktor nie utyka na słowach, a wypowiedź staje się płynna. Sposób mówienia od razu też charakteryzuje postać. Gramy na pudełkowej, tradycyjnej scenie i zdecydowaliśmy się mówić pewne fragmenty wprost do widza.

Będzie Pan grał bez tzw. czwartej ściany?
Tak, a ponieważ ja tego nigdy wcześniej nie próbowałem, nie mam pojęcia jak widz na to zareaguje. Trochę wyskakuję przecież z konwencji, choć to tylko takie długie „na stronie”. Mam nadzieję, że tak jak w amerykańskim stand comedy, uda się dzięki temu uwolnić emocje widza, tłumione często w obliczu tematów tabu.

Skoro mowa o Ameryce, to na początku tego roku do polskich kin wszedł hollywoodzki film w reżyserii Kena Scotta „Wykapany ojciec”. Zagrał Pan w nim u boku Vince’a Vaughna postać Polaka, którą to rolę docenili amerykańscy krytycy. Nie kusiło Pana, by podjąć za oceanem kolejne wyzwania?
Krytyki były naprawdę świetne, co mnie zaskoczyło (śmiech – przyp. red.) Pobyt w Nowym Jorku był spełnieniem moich marzeń, które nie zrealizowały się, gdy byłem młodym człowiekiem. Czułem się tak, jakbym się tam urodził i wychował. Ale mimo pozwolenia na pracę do kwietnia przyszłego roku, nie zdecydowałem się zaryzykować. To chyba nie ten moment.

Wie Pan co zdecydowało o przyznaniu roli właśnie Panu?
Nie. Wiem tylko, że twórcy poszukiwali anglojęzycznego aktora z Polski.Kogoś nieamerykańskiego w sposobie bycia, kto żyje w USA, ale nie jest tak naprawdę stamtąd. Ten film łamie stereotyp Polaka i pokazuje w ciepły sposób historię rodziny emigrantów, której opoką jest ojciec. Tak naprawdę bohaterem wcale nie musi być Polak; to uniwersalna opowieść o tych wszystkich, którzy w poszukiwaniu lepszego życia, decydują się na ryzykowny często krok opuszczenia swoich krajów. Uciekają od nienawiści i cierpienia, by zapewnić dzieciom lepszą przyszłość.

Jak się Panu pracowało na planie amerykańskiego filmu? Kultura pracy jest podobna do obowiązującej w Polsce?
Tam jest prawdziwy rynek, a z tego wynikają określone konsekwencje, jak choćby perfekcjonizm pracowników. Zachwyciło mnie także, że tam ludzie rozumieją jak ważne w kontaktach, także zawodowych, jest okazywanie sobie szacunku, uznanie dla każdej pracy człowieka i jego samego. I to działa! A w Polsce, co mnie boli bardzo, nie do końca ten model działa. Życzyłbym sobie, by ta życzliwość dotarła i do nas.

Premiera „Kupca weneckiego” już 3 października. Co oprócz tego wydarzenia dzieje się w Pana aktorskim życiu?
Od 2013 roku jestem ponownie na etacie w Teatrze Dramatycznym. Gram też w Teatrze Żydowskim, m. in. W spektaklu "Dotknij wiatru, dotknij wody" na podstawie powieści Amosa Oza w reżyserii Karoliny Kirsz. Natomiast jeśli chodzi o film, to po doświadczeniu w hollywoodzkiej produkcji realizowanej w Warszawie, teraz biorę udział w zdjęciach do japońskiego filmu „Persona non grata” w reżyserii Cellina Glucka na podstawie scenariusza Tetsuo Kamata i Hiromichi Matsuo. Bardzo ciekawy film, w którym znowu gram w języku angielskim. Cieszę się, że mam co robić, bo taki trening nie pozwala skapcanieć (śmiech – przyp. Red.). I mam nadzieję, że tak dobiegnę do emerytury, a co potem? Nie wiem, zobaczymy. Lubię zmiany.

Andrzej Blumenfeld ukończył Wydział Aktorski warszawskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza. Debiutował w Teatrze Narodowym. W latach 1973-1975 grał w Bałtyckim Teatrze Dramatycznym im. Juliusza Słowackiego w Koszalinie, potem w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku (1975-1980), Teatrze Dramatycznym w Warszawie (1980-1991), warszawskim Teatrze Studio im. Stanisława Ignacego Witkiewicza (1991-1997) oraz w Teatrze Narodowym (1997-2012). Występował w Gulbenkian Centre w Lizbonie. Grał również w języku niemieckim w Berlinie (Transformtheater, Manufakkturtheater i w Akademii die Kunste) oraz we Wiedniu (Wienerfestwoche). Od 2013 roku jest w zespole Teatru Dramatycznego w Warszawie. Występował w wielu produkcjach filmowych współpracując z takimi reżyserami jak: Feliks Falk, Jerzy Domaradzki, Janusz Morgenstern, Andrzej Wajda, Krzysztof Kieślowski, Kazimierz Kutz i Roman Polański. Brał również udział w produkcjach zagranicznych partnerując takim aktorom jak: Vince Vaughn, John Voigt, Ralph Finnes czy Bob Hoskins. Tworzy również niezapomniane kreacje na potrzeby aktorskiego dubbingu filmów obcojęzycznych oraz podczas słuchowisk radiowych. Ma wielkie grono młodych wielbicieli wśród entuzjastów gier wideo z nagraną aktorską ścieżką dźwiękową. Postanowieniem Prezydenta RP z dnia 22 sierpnia 2005 „Za zasługi w pracy artystycznej” został odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi. W 2013 otrzymał Srebrny Medal „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”.