„Szpieg”, adaptacja bestsellerowej powieści Johna le Carrégo, ma klasę i styl. Szkoda, że nieco zabrakło emocji
Szwedzki reżyser Tomas Alfredson kręci filmy od ponad dwudziestu lat, ale potrzeba było międzynarodowego sukcesu jego horroru „Pozwól mi wejść”, by zaprosili go do współpracy zachodni producenci. „Szpiegiem” Szwed prawdopodobnie zapewnił sobie pracę na kilkanaście kolejnych lat: adaptacja powieści le Carrégo ma rzadko spotykaną klasę i z pewnością jest jednym z faworytów przyszłorocznego rozdania Oscarów.
Rok 1973. Podczas akcji w Budapeszcie ginie jeden z najlepszych agentów MI6. To dowód, że w szeregach agencji znajduje się zdrajca pracujący dla Sowietów. Zadanie jego odnalezienia dostaje George Smiley (Gary Oldman), emerytowany szpieg, wcześniej zwolniony ze stanowiska przez nowego szefa agencji Percy’ego Alleline’a (Toby Jones). Smiley, z pomocą młodego i ambitnego pracownika Petera Guillama (Benedict Cumberbatch, tytułowy bohater serialu „Sherlock”), rozpoczyna niebezpieczną grę, która ma doprowadzić go do zdrajcy.

Film

Powieść le Carrégo „Druciarz, krawiec, żołnierz, szpieg” (taki jest też oryginalny tytuł filmu, polski dystrybutor skrócił go zapewne ze względów komercyjnych) – podobnie jak inne historie, których głównym bohaterem jest George Smiley – przynosiła wiarygodny, bogaty w szczegóły opis działania brytyjskich służb wywiadowczych. Pisarz sam pracował w wywiadzie w latach 50. i 60. – rzucił posadę agenta, gdy odniósł międzynarodowy sukces książką „Ze śmiertelnego zimna” – więc tajniki zawodu zna od podszewki. W filmie Alfredsona nie wszystko z powieściowych zawiłości udało się jasno wytłumaczyć. Więcej przyjemności z oglądania „Szpiega” będą mieli widzowie, którzy znają powieść (lub jej siedmioodcinkową telewizyjną adaptację z 1979 roku, nakręconą przez BBC, w której Smileya grał Alec Guinness). Skondensowanie akcji książki le Carrégo do dwugodzinnego seansu musiało zaowocować wystudiowanym emocjonalnym chłodem, który z jednej strony dobrze odzwierciedla pracę agentów MI6, ale z drugiej odbiera filmowi napięcie i emocje.
Nie zmienia to jednak faktu, że „Szpieg” to obraz wielkiej klasy, perfekcyjnie nakręcony (piękne zdjęcia Hoytego van Hoytemy, wychowanka łódzkiej Filmówki, zasługują na najwyższe uznanie), doskonale wystylizowany z dbałością o najmniejsze szczegóły. I koncertowo wprost zagrany: Gary Oldman jest w roli Smileya doskonały: zgorzkniały, zmęczony pracą i życiem agent to jedna z najciekawszych kreacji tego wybitnego aktora. Towarzyszy mu cała plejada znakomitości brytyjskiego kina, m.in.: Colin Firth, Mark Strong, John Hurt, Ciarán Hinds i Tom Hardy. A w maleńkim epizodzie pojawia się także sam le Carré, który wcześniej pojawił się na ekranie jedynie ekranizacji swojej „Małej doboszki”. Tym sekundowym występem wystawił „Szpiegowi” wysoką rekomendację. W pełni zasłużoną.
SZPIEG | Wielka Brytania, Francja 2011 | reżyseria: Tomas Alfredson | dystrybucja: ITI Cinema | czas: 127 min