To już druga filmowa opowieść o Śnieżce w tym roku. W przeciwieństwie jednak do barwnej i zabawnej historii wyreżyserowanej przez Tarsema Singha, debiut Ruperta Sandersa jest propozycją dla widzów dojrzałych. Bliżej „Królewnie Śnieżce i łowcy” do posępnych filmów Guillermo del Toro niż do baśni, jakie zapamiętaliśmy z dzieciństwa. Fabularny schemat się zgadza: owdowiały król bierze za żonę tajemniczą Ravennę (Charlize Theron), jak się szybko okaże, równie piękną, co przebiegłą wiedźmę. Kobieta zabija świeżo poślubionego małżonka, jego córkę Śnieżkę zamyka w wieży, a sama sprawuje w królestwie okrutne rządy, doprowadzając kraj do ruiny. Wieczną młodość dosłownie wysysa z ciał pięknych dziewcząt – wszak żadna nie może pod tym względem przewyższać bezlitosnej władczyni. Wreszcie przyjdzie czas na Śnieżkę (Kristen Stewart) – tym bardziej że dorosła już dziewczyna jest dla Ravenny zagrożeniem, o czym królową informuje rzecz jasna magiczne zwierciadło. Śnieżce udaje się jednak uciec z więzienia, a wysłany za nią łowca (Chris Hemsworth) zamiast zabić młodą dziewczynę, stanie po jej stronie.
„Królewna Śnieżka i łowca” jest przede wszystkim ucztą dla oczu – dekoracje, kostiumy, fantastyczne efekty specjalne i pięknie skomponowane kadry dowodzą, że debiutujący jako reżyser Rupert Sanders jest obdarzony sporą wizualną wyobraźnią. Wyraźnie inspiruje się zarówno filmami wspomnianego wyżej del Toro, jak i dziełami Terry’ego Gilliama i Tima Burtona, choć oczywiście jeszcze nie gra w tej samej lidze, co mistrzowie. Ale i jego film z baśniowymi kliszami gra całkiem udanie. Śnieżka, wcielenie dobra i niewinności, wbrew sobie stanie się twardą wojowniczką: założy zbroję, weźmie miecz do ręki i niczym Joanna d’Arc poprowadzi armię do wojny ze złem.
Łowca stanie po słusznej stronie, ale wciąż będzie targanym wątpliwościami pijakiem, opłakującym zmarłą żonę. Pojawią się także krasnale – czy też raczej banda karłów (w doborowej obsadzie, m.in. Ian McShane, Ray Winstone, Toby Jones i Eddie Marsan), renegatów zbuntowanych przeciwko Ravennie, tęskniących za dawnym porządkiem, niestroniących od bójki i gorzałki. Twórcom filmu udało się naprawdę daleko odejść od cukierkowego świata z animowanego filmu Walta Disneya – choć i do niego żartobliwie w paru miejscach nawiązują. Sandersowi udała się z pewnością trudna sztuka stworzenia baśni dla dorosłych widzów. Mimo wpisanego w tradycję optymistycznego zakończenia „Królewna Śnieżka i łowca” jest wizją świata wyjątkowo posępną i mroczną. Tu magia jest czarna niczym skrzydła kruka, ale serca i myśli złoczyńców są jeszcze czarniejsze.