Na początek wątpliwości. Czy historia, która zaczyna się w ubeckich katowniach, a kończy – by zbyt wiele nie zdradzić – pogromem kieleckim, to odpowiedni materiał na połączenie horroru, „easternu” i opowieści awanturniczej? Marek Świerczek poradził sobie z tym karkołomnym zadaniem nieźle, choć lektura „Dybuka”pozostawia niedosyt. Głównym bohaterem jest AK-owiec Rem Sosnkowski, który powojnie walczył z narzuconą przez Sowietów władzą. Schwytany przez UB dostaje kolejną szansę: musi zabić wysoko postawionego komunistę Aarona Stallmana, w którego rzekomowstąpił duch zmarłego nazistowskiego oprawcy. Rem podejmuje się tego zadania, w którym pomogą mu Cygan Melkiades, Niemiec Von Horn i Żyd Baruch. To polskie wcielenie Tarantinowskich „Bękartów wojny”będzie musiało stawić czoła poważniejszym wyzwaniom niż polityczne zabójstwo.
„Dybukowi”gatunkowa przynależność trochę szkodzi. Kryje się w nim bowiem olbrzymi potencjał. Materiał na wielki historyczny fresk polemiczny zarówno wobec prac Jana Tomasza Grossa, jak i wobec prawicowej retoryki martyrologicznej. Wątek ponadnaturalny wymowę powieści niestety osłabia. Każe się skupić na akcji, a nie na wstrząsających opisach rzeczywistości, w której nie ma miejsca na fetowanie zwycięstwa. Jest podłość, prymitywny antysemityzm, kupczenie ciałami najbliższych, brud, gówno i odór rozkładających się zwłok. Podróż Rema przez powojenną Polskę to wędrówka przez piekło. Szkoda, że trafi na półki z napisem „horror”– prawdziwej grozy jest w niej więcej niż tej literackiej.
DYBUK | Marek Świerczek | Ammit 2012