Historia towarzystwa naukowego może być fascynującym przewodnikiem po świecie, tak jak „Krótka historia geniuszy”.

Kiedy 350 lat temu George Villiers zjawił się w siedzibie Towarzystwa Królewskiego w londyńskim Gresham College, naukowa brać nabrała powietrza w płuca. Pod pachą miał tajemnicze zawiniątko – jak się zarzekał – róg jednorożca. A że słowo dżentelmena było świętością, nikt nie zgłosił wątpliwości i niezwłocznie przystąpiono do eksperymentu. Według legendy sproszkowany róg jednorożca miał mieć niezwykłą moc – potrafi uwięzić pająka. Członkowie Royal Society usypali więc krąg, a w jego środku umieścili stawonoga. Ten jednak z niego wybiegł. Próbę powtórzono kilkakrotnie. „Raz tylko – jak zapisał Villiers – pająk przez pewien czas zatrzymał się na proszku”. Doświadczenie tylko z pozoru było absurdalne, bo Villiers i jego kompani wynaleźli naukę w formie, w jakiej uprawia się ją do dziś. W Towarzystwie Królewskim obowiązywały proste reguły: nie rozmawiamy o Bogu, polityce ani o plotkach. Dzięki otwarciu na najbardziej szalone koncepcje, a także dzięki systematycznym eksperymentom i wymianie doświadczeń XVII-wieczni badacze wyrwali się z kręgu średniowiecznych naukowych przesądów.

Tak wynika z „Krótkiej historii geniuszy”, monografii Royal Society. Jej redaktor Bill Bryson – brytyjski językoznawca znany z książek o nauce i barwnych opowieści podróżniczych – zadbał, by książka miała poczytną formę. Zamiast akademickiej cegły otrzymaliśmy zbiór 22 artykułów najlepszych piór anglosaskiej literatury popularnonaukowej. W spisie treści, oprócz skądinąd świetnych artykułów o początkach baloniarstwa (Richard Holmes) czy budowie mostów (Henry Petroski), znajdziemy też eseje prozaików: Neala Stephensona oraz Margaret Atwood. Szczególnie kanadyjska pisarka, pisząc o zależności między działalnością Towarzystwa a powieścią „Podróże Guliwera” i horrorami klasy B, spojrzała na Royal Society z nowej perspektywy.

Wbrew polskiemu tytułowi „Krótka historia geniuszy” nie opowiada o ludziach. Oni na kartach tej książki pojawiają się tylko po to, żeby dokonać odkryć. Bo to właśnie one są prawdziwymi bohaterami tej książki. I choć przeciętnemu zjadaczowi chleba wydają się kompletnie oderwane od naszej rzeczywistości, to tak naprawdę mocno w nią wrosły. Tak jak matematyczne twierdzenie Thomasa Bayesa. Przez ponad 200 lat nie potrafiono znaleźć dla niego zastosowania, udało się to dopiero po wynalezieniu komputera, ale to właśnie dzięki tej formułce prognozujemy dziś pogodę i tendencje giełdowe. Z kolei stworzona w poł. XIX w. przez George’a Boole’a algebra abstrakcyjna (połączenie logiki i algebry) umożliwiła człowiekowi lot w kosmos i słuchanie płyt CD. Gdyby nie ona, nie byłoby cyfrowych aparatów fotograficznych, a za GPS wciąż służyłaby nam Gwiazda Polarna. Bo przez ostatnie 350 lat członkowie towarzystwa – od Izaaka Newtona, przez Karola Darwina, po Stephena Hawkinga – zmieniali świat, zmieniając sposób, w jaki na niego patrzymy.

Krótka historia geniuszy | Bill Bryson (red.) | przeł. Agnieszka Sobolewska | Prószyński i S-ka 2012 | Recenzja: Hubert Musiał | Ocena: 4 / 6