Realizacji filmu "Wysocki" o najsłynniejszym rosyjskim pieśniarzu od początku towarzyszyły kontrowersje.

Najpierw doszło do konfliktu między producentami filmu a reżyserem Igorem Wołoszynem, któremu zależało na zaakcentowaniu wątku uzależnienia Wysockiego od narkotyków. Nie mogło być zgody na szarganie świętości, dlatego producenci zrezygnowali ze współpracy z twórcą (on twierdzi, że decyzję o odejściu podjął sam) i na jego miejsce zatrudnili Piotra Busłowa. Najważniejszym jak do tej pory dziełem tego stosunkowo młodego reżysera pozostawał „Bumer”, sprawnie nakręcona historia chłopaka, który przez przypadek zabija moskiewskiego policjanta i w konsekwencji zmuszony jest do ucieczki z miasta. Busłow zdążył nakręcić jeszcze sequel „Bumera”, po czym na kilka lat praktycznie zamilkł.

„Wysocki” jest dziełem wspólnym jego oraz starszego syna legendarnego artysty, Nikity Wysockiego, który napisał scenariusz do filmu. Historia w nim opowiedziana skupia się na kilku dniach z życia wyniszczonego alkoholem i narkotykami artysty (jest to wątek ważny, ale nie aż tak, jak chciałby tego Wołoszyn). Według opowieści świadków w 1979 r. Wysocki został cudem wyratowany ze stanu śmierci klinicznej. Tym dramatycznym wydarzeniom, które rozegrały się przed jego występami w Uzbekistanie, towarzyszył nieustający od wielu lat koszmar inwigilacji. Wysocki zapłacił bowiem wysoką cenę za popularność i częściową niezależność: był podsłuchiwany, śledzony i regularnie wystawiany na prowokacje fałszywych przyjaciół. Dziś nazwisko Wysockiego znaczy dla Rosjan tyle, ile dla Amerykanów nazwiska Hendriksa czy Morrisona. Już od dzisiaj będzie można przekonać się, jak z oddaniem jego fenomenu na wielkim ekranie poradzili sobie nie tylko Busłow i Wysocki junior, ale przede wszystkim 40-letni Siergiej Bezrukow, aktor wcielający się w rolę tytułową.