Eli Roth – przede wszystkim za sprawa głośnego filmu „Hostel” – od paru lat wyrastał na czołowego przedstawiciela nowego horroru amerykańskiego, ojca chrzestnego nurtu zwanego pornografią przemocy.

Wyrastał, wyrastał i nie wyrósł. Mimo protekcji Quentina Tarantino kreci i produkuje rzeczy najczęściej nieudane. Podobnie jest z „Aftershock”, którego co prawda nie wyreżyserował, ale napisał scenariusz i gra główną role. Po obejrzeniu przestaje dziwić, że polski dystrybutor nie zdecydował się na wprowadzenie filmu do kin. Dawka sadyzmu zadowoli miłośnika krwawych spektakli, ale wpisywanie tego w szerszy kontekst niedawnego trzęsienia ziemi w Chile i quasi-filozoficznych rozprawek sprowadzających się do konstatacji, że w sytuacji skrajnej z człowieka wychodzi świnia, można sobie było darować. Tak jak można sobie darować obejrzenie tego filmu.

Aftershock. Miasto chaosu | rezyseria: Nicolas Lopez | dystrybucja: Monolith | Recenzja: Bartosz Czartoryski | Ocena: 2 / 6