Brytyjski król kina akcji Jason Statham niespodziewanie dostaje po łbie już w pierwszych scenach „Kolibra”. Wcześniej zdarzało mu się to nad wyraz rzadko.

Zanim zdąży się mrugnąć, on ogoli głowę i odzyska moc obijania zakazanych gąb londyńskich zakapiorów. O dziwo, nie będzie mu towarzyszył przy tym charakterystyczny uśmieszek. „Koliber” może zaskoczyć obeznanych z dotychczasowym dorobkiem Brytyjczyka, gdyż gra on tutaj straceńca skazanego na porażkę, który podnosi się z kolan po raz ostatni, aby naprawić to, co wcześniej koncertowo schrzanił. Naprawić złamane życie jednak nie jest łatwo. Film wyreżyserował Steven Knight, scenarzysta „Wschodnich obietnic”, co widać chociażby w sposobie, w jaki został odmalowany portret kryminalnego półświatka trzęsącego brytyjską stolicą. Takie referencje zobowiązują, zaś „Koliber” lawiruje między filmem sensacyjnym o zemście i potrzebie rozgrzeszenia a poważniej ujętym tematem wyobcowania ze społeczeństwa, ciążąc chwilami ku ostatnim, pamiętnym scenom „Pierwszej krwi”, jednak stanowczo zbyt rzadko. Na plus, i wcale nie z obowiązku, zaliczyć trzeba pełnoprawną, solidną rolę Agaty Buzek.

Koliber | reżyseria: Steven Knight | dystrybucja: Monolith | Recenzja: Bartosz Czartoryski | Ocena: 3 / 6