To dość zaskakujące, że dopiero teraz ukazał się debiutancki krążek Lou Doillon. Trudno bowiem znaleźć rodzinę o większym artystycznym kapitale niż jej.

Jej rodzicami są reżyser Jacques Doillon oraz aktorka i wokalistka Jane Birkin. Siostry to również aktorka i wokalistka Charlotte Gainsbourg oraz fotografka Kate Barry. Sama Lou Doillon była do tej pory modelką, czasami aktorką. Pracowała w domu mody Givenchy, jej zdjęcia można zobaczyć w kalendarzu Pirelli 2007. Mariaż z kinem popełniła m.in. za sprawą filmów „Kung-fu master”, „Nana to ja”, „Letni zawrót głowy” i „Siostry syjamskie”. Śpiewać zaczęła w 2006 roku, ale skończyło się na epce. Jej pierwszy pełnoprawny krążek „Places” to rzecz bardzo osobista. Nie brakuje tu tekstów o ciężarze własnej rodziny i poszukiwaniach miejsca w świecie. Francuska krytyka tą mieszanką soulu, popu, folku się zachwyciła, publika zresztą też, bo płyta ma status platynowej. Faktycznie brzmi to dużo ciekawiej niż mdławe dokonania Carli Bruni. Pięknie i dramatycznie brzmi tu zwłaszcza przechodzący różne etapy tytułowy utwór „Places”. Uroczy jest cohenowski „One Day after Another”, wciągają rytmiczne „Defiant” i „Questions and Answers”. Album Doillon otwiera z kolei smutną balladą z pianinem „ICU”. Pożądany efekt pomógł jej tu osiągnąć Etienne Daho, piosenkarz i producent, który pracował chociażby z Jane Birkin i Marianne Faithfull. „Zdumiewa mnie to, że dziś ktoś ze mną rozmawia jak z muzykiem. Jestem groupie, która nigdy nie miała znaleźć się na scenie! Fantazjowałam o tylu muzykach stojących na niej, ale nigdy o tym, że sama tam stanę” – powiedziała w wywiadzie dla radiowej Trójki Doillon. Dobrze się stało, że na 30. urodziny sprezentowała sobie tę płytę i sama stanęła na scenie. Jej głos zasługuje na uwagę.

Lou Doillon | Places | Universal Music | Recenzja: Wojciech Przylipiak | Ocena: 4 / 6