„Holmesa” kręcić każdy może. Prawa autorskie do postaci dawno już wygasły, więc hulaj dusza, piekła nie ma – brytyjskiego detektywa można wysłać nawet w kosmos. Lub chociażby do Nowego Jorku

Na dodatek nie potrzeba nawet żadnego z 56 opowiadań i czterech powieści napisanych przez Arthura Conana Doyle’a, bo wolno wymyślać własne. Ale trzeba powiedzieć, że podstawowe elementy Holmesowego kanonu pozostają nienaruszone, choćby słynny konsultant z Baker Street miał zamiast opium serwować sobie plastry nikotynowe i jedynie brzdąkać na skrzypcach, jakby mu słoń na ucho nadepnął. Na przestrzeni lat na ekranie gościły tak wydziwaczone wersje przygód Sherlocka Holmesa i jego towarzysza doktora Johna Watsona, że przeniesienie akcji z wiktoriańskiego Londynu do dwudziestopierwszowiecznego Nowego Jorku wcale nie jest zbytnią ekstrawagancją. Serial „Elementary” zbiera niezłe recenzje, choć jeszcze rok temu był wielką niewiadomą. Do importowanego z Brytanii aktora Jonny’ego Lee Millera jako ekscentrycznego detektywa z problemem uzależnienia narkotykowego dokooptowano Lucy Liu jako Joan Watson. A i to już, co zaskakujące, poniekąd było, bowiem w filmie telewizyjnym z 1987 roku „Powrót Sherlocka Holmesa” pojawiła się niejaka Jane Watson, prawnuczka przyjaciela tytułowego geniusza dedukcji, która powołuje detektywa do życia w latach 80.; miał to być pilot serialu, nie wypaliło. Nic straconego, bowiem obecnie możemy oglądać na małym ekranie aż dwie uwspółcześnione historie zaczerpnięte z prozy Doyle’a – rzeczone amerykańskie „Elementary” oraz brytyjskiego „Sherlocka”.

Sam pomysł wyekstrahowania fabuł z Holmesem z kontekstu wiktoriańskiego też nie jest nowy, bowiem już serię filmów z lat 40. z Basilem Rathbonem osadzono podczas drugiej wojny światowej, ale novum rywalizujących z sobą zaocznie tytułów z obu stron globu nie polega jedynie na zmianie czasu czy miejsca akcji. Sukces zawdzięczają błyskotliwej zabawie z konwencją. Eksperymentować zaczęto jednak dużo, dużo wcześniej, i to nie tylko w kinie, bowiem Holmes pojawił się już na kartach komiksu obok Batmana, działał ramię w ramię z Draculą, mignął u Alana Moore’a, a nawet doczekał się wersji z mupetami, lecz jego domeną pozostała literatura – o apokryficznych książkach z Sherlockiem, których można znaleźć na tony, trzeba by napisać osobny tekst – i, rzecz jasna, telewizja. Zdaje się, że pełny metraż był zawsze dla Holmesa łaskawszy. Reżyserzy filmowi stąpali po pewnym gruncie, adaptacje przygód detektywa z Baker Street utrzymując najczęściej w duchu oryginału. Inaczej ma się sprawa z filmami niekanonicznymi, opowiadającymi historie spoza literackiego dorobku Doyle’a, wymyślone na nowo. Za przykłady posłużyć mogą: znakomity film „Morderstwo na zlecenie” Boba Clarke’a, gdzie Holmes depcze po piętach Kubie Rozpruwaczowi, oparty na powieści o tym samym tytule „Siedmioprocentowy roztwór”, w którym detektyw leczy się z uzależnienia u samego Zygmunta Freuda, czy nakręcone z komediowym zacięciem „Prywatne życie Sherlocka Holmesa” Billy’ego Wildera.

Z kolei w „Po kłębku do nitki” Holmes istnieje tylko jako postać literacka wymyślona przez genialnego doktora Watsona, który aby podtrzymać iluzję, do roli detektywa zatrudnia bezrobotnego aktora alkoholika. Telewizja również była Holmesowi przychylna i stanowi wciąż wdzięczne pole do, nierzadko śmiałych, eksperymentów. Prócz stosunkowo stonowanych przygód młodego Sherlocka z początku lat 80. czy serialu z młodziutką Shirley Holmes powstały także animowane perypetie Holmesa w odległej przyszłości oraz japońskie anime o psim superdetektywie. Jednak od czasu legendarnej już serii z Jeremym Brettem w roli głównej ani mały, ani duży ekran przez długie lata nie miał Sherlocka godnego nowego wieku. Aż do niedawna, bowiem Holmes znowu jest na topie – właśnie za sprawą „Elementary”, „Sherlocka” czy filmów Guya Ritchiego, który przygotowuje kolejny sequel kasowej serii. Nie tylko krąg kultury anglosaskiej jest żyznym gruntem dla adaptacji i wariacji na temat prozy Doyle’a – do dziś niektórzy miłośnicy Holmesa upierają się, że najlepszą produkcją o detektywie jest radziecki serial z lat 80. Zresztą Rosjanie nie odpuszczają i jeszcze w tym roku będzie miała miejsce premiera pierwszego z 16 odcinków nowej produkcji telewizyjnej pod tytułem, a jakżeby inaczej, „Sherlock Holmes”.

Elementary | AXN | poniedziałek, godz. 22.00