Na polskie ekrany wchodzi właśnie „Piąta władza” – film, który przejawia ambicje uporządkowania zdarzeń towarzyszących aferze WikiLeaks, uporania się z fenomenem Juliana Assange’a i jednocześnie oddania sprawiedliwości jego byłemu współpracownikowi Danielowi Bergowi. Żadne z tych zamierzeń nie zostaje doprowadzone do końca, co mogłoby z łatwością przesądzić o klęsce filmu Billa Condona. Mogłoby, gdyby w głównych rolach nie zostali obsadzeni aktorzy tej klasy co Benedict Cumberbatch jako Assange oraz Daniel Brühl jako Berg. Dla Brühla kontrowersje wokół „Piątej władzy” były jednak niczym więcej jak tylko rozgrzewką. Prawdziwy rozgłos przyniosła mu rola w „Wyścigu” Rona Howarda, o której już teraz mówi się, że jest kreacją na miarę Oscara. Nagły przeskok Brühla do hollywoodzkiej pierwszej ligi przypomina pod kilkoma względami przypadek Cumberbatcha.

Obaj aktorzy dostali swoją wielką szansę po tym, jak ukończyli trzydziestkę; obaj przed zagraniem w wysokobudżetowych filmach za oceanem mieli już za sobą udane występy w skromniejszych europejskich produkcjach. Obaj są charakterystyczni i emanują niepodrabialnym magnetyzmem, lecz o żadnym z nich nie można powiedzieć, że reprezentuje typ klasycznego amanta. Wychowany w kulturze anglosaskiej Cumberbatch z nieco większą swobodą odnalazł się w amerykańskich realiach. Brühl, który posługuje się biegle pięcioma językami, po angielsku mówi z wyraźnie twardym niemieckim akcentem, co przez dłuższy czas utrudniało mu zaistnienie poza Europą. Do czasu: pierwszym zwiastunem tego, że jednak może mu się udać, był maleńki, ale zauważony przez krytyków epizod w „Ultimatum Bourne’a”. Przełomem okazały się za to „Bękarty wojny” Tarantino, gdzie Brühl wcielił się w rolę szeregowca Fredericka Zollera. „Bękarty…” zapewniły aktorowi rozpoznawalność; „Wyścig” prawdopodobnie sprawi, że Brühl na dobre porzuci Europę. Trudno się dziwić, biorąc pod uwagę to, czego dokonał na planie nowej produkcji Howarda. Brühl ulepił postać Laudy z najdrobniejszych skrawków, jakie udało mu się pozbierać na temat legendarnego kierowcy. Przed rozpoczęciem zdjęć do filmu spotkał się z Laudą oraz rozmawiał z jego przyjaciółmi. W efekcie udało mu się niemal idealnie odtworzyć mimikę i sposób poruszania się Austriaka.

Ta doskonała mistyfikacja już sama w sobie pozostaje godna podziwu, lecz jednocześnie nie przysłania zasadniczego osiągnięcia aktora, który w swojej interpretacji sięgnął dużo głębiej. Brühl obdarzył Laudę cechami, które trudno pojąć i zaakceptować: bezkompromisowym perfekcjonizmem, kompulsywną dokładnością, ambicją. Filmowy Lauda sprawia wrażenie doskonale zaprogramowanej maszynerii, której nie sposób złamać ani pokonać. A jednak, w niepojęty sposób wzbudza sympatię i zrozumienie. Partnerujący niemieckiemu aktorowi Chris Hemsworth (w roli największego rywala Laudy Jamesa Hunta), gra bez zarzutu, lecz jako wypacykowany przystojniak z błyskiem w oku siłą rzeczy zostaje zepchnięty na drugi plan przez fenomenalnego, kipiącego charyzmą Brühla.