Amerykańskie kino zbliża się do rzeczywistości. Twórcy sięgają po tematy z pierwszych stron gazet i na bieżąco komentują aktualne wydarzenia. Kathryn Bigelow odtwarza polowanie na Osamę bin Ladena, David Fincher portretuje Marka Zuckerberga, Joshua Michael Stern rozlicza Steve’a Jobsa. W ten nurt wpisuje się Bill Condon, przedstawiając biografię jednej z najbardziej nieoczywistych postaci najnowszej historii – założyciela WikiLeaks, Juliana Assange’a. Reżyser nie proponuje bajki o internetowym szeryfie walczącym z amerykańskim rządem. Josh Singer napisał scenariusz na podstawie dwóch krytycznych wobec bohatera książek – jego dawnego współpracownika Daniela Domscheita-Berga i reporterów Davida Leigh i Luke’a Hardinga. Assange przedstawiony jest w „Piątej władzy” jako manipulator skupiony głównie na sobie, człowiek szukający poklasku i atencji mediów, często nieetyczny. Ale jednocześnie wizjoner, który nie chce być bierny. „Widzisz, jak to jest nie tylko czytać o historii, ale również ją pisać?” – pyta współpracownika. Mimo drażniących retrospekcji z czasów dzieciństwa Assange’a aktorowi Benedictowi Cumberbatchowi udaje się stworzyć wiarygodną, pełną sprzeczności postać. Akcja toczy się w ciągu dwóch lat od grudnia 2008 do końca 2010 roku.
To opowieść o powstaniu WikiLeaks, o pierwszych przeciekach ujawniających m.in. korupcję w szwajcarskim banku czy przykłady łamania praw człowieka w Afryce. Ale przede wszystkim o najtrudniejszym momencie w historii organizacji. Kiedy nabiera ona siły, a jej twórcy stają przed kluczowymi pytaniami etycznymi. Czy opublikowanie tajnych dokumentów z Afganistanu dostarczonych przez eksperta wojskowego Bradleya Manninga nie narazi życia informatorów służb USA? Jak upublicznienie depesz dyplomatycznych odbije się na negocjacjach pokojowych? Czy jawność informacji jest wartością nadrzędną? Bill Condon waży racje. Pokazuje sukcesy organizacji – jej walka o transparentność działań polityków przyrównana jest do historycznej batalii brytyjskich reporterów o jawność posiedzeń parlamentu. Ale są tu też reprezentanci rządu USA, którzy pragną strzec współpracowników oraz ratować relacje z ośmieszonymi w depeszach przywódcami Bliskiego Wschodu. Ważną postacią staje się reporter „Guardiana”. Papierowe media wydają się bezradne wobec nowych realiów. Ale to ich twórcy mają doświadczenie, świadomość siły i odpowiedzialności, jaką niesie ze sobą dziennikarstwo. Widz może się utożsamiać z każdą ze stron. I na tym polega przewrotność „Piątej władzy”.
„Każdy ma swoją prawdę” – mówi w wywiadzie filmowy Assange. Właśnie o tym jest film. To refleksja nad współczesnym funkcjonowaniem informacji. W dzisiejszym zalewie danych coraz trudniej jest dostrzec spójną wizję świata. I każdy jego obraz staje się uprawniony. Bill Condon powstrzymuje się od ocen. Sygnalizuje, że rewolucja już nadeszła, choć wciąż jeszcze nie jesteśmy pewni, co ona naprawdę oznacza.
Piąta władza | Belgia, USA, Wielka Brytania 2013 | reżyseria: Bill Condon | dystrybucja: Forum Film | czas: 124 min | Recenzja: Krzysztof Kwiatkowski, „Wprost” | Ocena: 4 / 6