Mało brakowało, a ta historia mogłaby mieć zupełnie inny finał. Mogłaby wciąż finału nie mieć – mówi Oliver Hirschbiegel, reżyser filmu „Diana”

Autor scenariusza Stephen Jeffreys inspirował się książką autorstwa Kate Snell „Diana: Her Last Love”. Zarówno z tej publikacji, jak i z filmu wynika, że Diana spotykała się z Dodi Fayedem głównie po to, by wzbudzić zazdrość u doktora Khana, z którym wiązała przyszłość. Jednak pochodzący z konserwatywnej pakistańskiej rodziny lekarz obawiał się zainteresowania mediów i rozgłosu. Łączycie w filmie fakty z domysłami. Ile jest prawdy, ile fikcji w waszej wersji?

Przeczytaj recenzję "Diany" / Media

Mimo solidnej dokumentacji były sytuacje, które mogliśmy jedynie odtworzyć według własnych wyobrażeń. Przecież media nie towarzyszyły tej parze w sypialni czy podczas tajnych podróży i wycieczek. Te spotkania chcieliśmy oddać z wyczuciem i szacunkiem dla ludzi, których dotyczą, kierowaliśmy się intuicją i instynktem, ale to nasza interpretacja zdarzeń, które wiemy, że miały miejsce. Czasami ktoś widział księżną i doktora Khana, przypadkiem ich mijał, przypatrywał się z oddali, zastanawiając się, czy to ona. To strzępki zdarzeń i bardziej impresje na temat, ale z takich właśnie kawałków musieliśmy zbudować spójną całość. Nim padł pierwszy klaps, zgromadziliśmy niezbędną dokumentację, która wspomagała scenariusz. Z analizy materiałów wyciągaliśmy wnioski o naturze ich związku i wydarzeniach, które doprowadziły do śmierci księżnej w 1997 r. Oczywiście, są sceny, które zrealizowaliśmy, mając do dyspozycji nagrania wideo, wywiady, programy telewizyjne. Poza tym Diana była rozmowna, opowiadała o sobie różnym ludziom, z natury była ufna, widziała w ludziach dobro. Staraliśmy się wiernie wszystko zrekonstruować. Wiedzieliśmy na przykład, że odwiedzała doktora Khana w szpitalu, potrafiła czekać na niego godzinami, była bardzo cierpliwa i wyrozumiała. Ale w filmie znalazły się również sytuacje, które nie miały miejsca w rzeczywistości. Na przykład scena na klifie.

Dlaczego postanowiłeś zainscenizować schadzkę właśnie tam?

Ich stałym problemem było to, że nie mogli nigdzie razem jeździć, boby ich zdemaskowano. I tak w końcu odkryto ten związek i media oszalały, ale prawie dwa lata udało im się wodzić prasę za nos. Diana obawiała się, że doktor Khan odejdzie od niej, bardzo źle znosił obecność fotoreporterów. Spotykali się w swoich mieszkaniach, wyjeżdżali również w mało uczęszczane miejsca. Gdzie? Nie wiadomo do końca. Dlatego wpadłem na pomysł klifu oraz małej plaży, ale te miejsca jedynie symbolizują te prawdziwe. Nie chodziło o konkretne lokacje, chciałem pokazać, do czego doprowadziło Dianę życie pod presją rodziny królewskiej i prasy. To był koszmar, „złota klatka” nie oddaje w pełni tego, z czym musiała się mierzyć na co dzień. Media były bezczelne i wścibskie. W końcu udało im się nakryć księżną i doktora na schadzkach, dlatego zaczęły się plotki. Z reguły jednak potrafiła zmylić fotoreporterów, także za sprawą peruk, które nosiła. Klif i plaża to moja inwencja, za to relacje osób postronnych są jednoznaczne – oboje uwielbiali swoje towarzystwo, zachowywali się jak dzieci, gdy byli razem. Ona wreszcie mogła pozwolić sobie na bycie spontaniczną. Dowcipkowali, robili sobie żarty – to wiem na pewno, czytałem i słuchałem opowieści ludzi, którzy pomagali im wówczas spotykać się w tajemnicy.

Diana była i wciąż jest niemal ikoniczną postacią, z kolei doktor Khan nie chciał się angażować w produkcję. Twierdzi, że nie zobaczy filmu, a obraz ich związku zbudowany jest na plotkach i konfabulacjach.

Istotnie doktor Khan miał możliwość współpracy, ale chciał przedstawić głównie swoją wersję, z czego zresztą bardzo szybko się wycofał. Nie ma jednej wersji, każdy ma swoją, choć perspektywy Diany w pełni już nie poznamy. Dlatego chcieliśmy przedstawić na tyle wiernie, na ile to możliwe, jej punkt widzenia. Odpowiadając na pytanie – robiąc film, musisz mieć świadomość, co ci wolno, ale musisz mieć też odwagę, by to pokazać. Nie konfabulowałem, nie przeinaczałem faktów. Nikt nie wie i nie ma prawa wiedzieć wszystkiego, pewne zdarzenia pozostaną tylko w pamięci bohaterów, co nie znaczy, że nie możemy o tym opowiadać. Musiałem to zrobić dla dobra historii i bohatera. Nie boję się ocierania o banał, w przypadku love story jest to trudne do uniknięcia, bardziej obawiam się spekulowania czy taniej sensacji.

Wspominałeś wcześniej o dokumentacji. Podobno zobaczyłeś kilkadziesiąt godzin nagrań?

To prawda. I nie poprzestałem na jednorazowym odtworzeniu, niektóre archiwalia oglądałem po kilkanaście razy. Jedno nagranie zrobiło na mnie szczególe wrażenie. Nikt go przede mną nie widział. Film ukazuje Dianę podczas ćwiczeń wymowy, księżna uczyła się, jak przemawiać publicznie. To było zaraz po ślubie z księciem Karolem, można powiedzieć, że na samym początku, kiedy zaczynała dworskie życie. Była nieśmiała, niewinna, trochę zawstydzona sytuacją, w której się znalazła, równocześnie… dowcipkuje w sposób śmiały i kokieteryjny, śmieje się z siebie, przedrzeźnia. Kilka osób potwierdziło, że Diana uwielbiała niepoprawne żarty. Opowiadała je często na przyjęciach w obecności osób, których te dowcipy dotyczyły. Potrafiła szydzić z zasad protokołu dworskiego, czym umiała rozbawić towarzystwo.

Dostrzegasz w tej historii wiele pozytywów, opowiadasz o filmie z wielkim entuzjazmem, choć początkowo odmówiłeś przyjęcia i przeczytania scenariusza. Dlaczego?

Nawet nie tyle nie chciałem go przeczytać, ile po prostu podchodziłem do tematu sceptycznie. Nie interesowałem się Dianą. Tak naprawdę nic mnie nie obchodziła księżna, którą zna cały świat i która ma problemy z mężczyznami, fotografami i teściową w koronie. Bagatelizowałem ją i jej osobowość. Myślę, że taki wizerunek Diany jest wciąż mocno obecny, ale to krzywdzące podejście do postaci o niezwykłym charakterze i wielkim sercu. Jak większość nie miałem pojęcia o tym, jakie było jej życie i jaka była ona. Na pewno wciąż nie znam całej prawdy, ale mogłem sobie wyrobić zdanie. Pamiętam, że gdy usiadłem do tekstu, po dziesięciu stronach byłem już kupiony. Przeczytałem o sekretnym romansie, ale najważniejszą rzeczą, jaką wyniosłem z lektury, była prawda o człowieku. Odkryłem jej emocjonalność, empatię, wrażliwość i siłę.

Aż dziwne, że historia jej romansu, przy ogromnej ingerencji prasy w jej życie, tak długo pozostała tajemnicą.

Scenariusz mnie poruszył. Walka księżnej o prywatność także. I o normalność. Diana do niej dążyła. Po rozwodzie z księciem Karolem chciała zwyczajnego życia. Bez lokaja i ochroniarzy. Była gotowa przemodelować wszystko, również siebie chciała określić na nowo. Wiedziała jedynie, że chce działać charytatywnie. Dlatego cała sytuacja z Dodi Fayedem wydawała mi się dziwna i naciągana od początku. Z jednej strony przez dwa lata utrzymuje związek z być może mężczyzną swojego życia w sekrecie, z drugiej pozwala się fotografować ze znanym playboyem, wręcz domaga się zainteresowania prasy. Cały czas jeździ do Bośni i angażuje się w akcje humanitarne, więc to, co wyprawiała na Morzu Śródziemnym na jachcie Fayeda, jawi się jako dziwne i niedorzeczne zachowanie. To nie była prawdziwa Diana. Wierzę, że księżna była zakochana, ale nie w tym mężczyźnie, z którym była widywana przed śmiercią. Gdyby dziś żyła, byłaby związana z doktorem Khanem.

Próbujesz dowieść, jak niewiele brakowało, a nie doszłoby do jej śmierci?

Tak. Rozstała się z Khanem, ale wciąż do niego dzwoniła, prosząc o kontakt lub telefon. Feralnej nocy, gdy zginęła w Paryżu, Hasnat Khan dzwonił do niej, ale Diana zdążyła zmienić numer telefonu, co często robiła z oczywistych względów. Nie dodzwonił się, na kilka godzin przed wypadkiem nagrał się na sekretarkę. Przyznał się do tego podczas przesłuchania. Tak, mało brakowało, a ta historia mogłaby mieć zupełnie inny finał. Mogłaby wciąż finału nie mieć.

Media donosiły, że pod koniec życia księżna Diana odnalazła szczęście w związku z Dodi Fayedem. Twój film sugeruje coś zupełnie innego, nowego…

Bardzo uwierało ją to, w jaki sposób potoczyły się sprawy w jej życiu, jak pisano o niej w gazetach i tabloidach. Wiele wymknęło się jej spod kontroli. Moim zdaniem, i dużo faktów za tym przemawia, była nieszczęśliwie zakochana, ale wciąż walczyła. Chciała wzbudzić zazdrość doktora Khana, dlatego dała się fotografować z Fayedem? Być może. Czuła się samotna? Na pewno, ale nie twierdzę, że źle się czuła w towarzystwie Fayeda. Chciała czymś lub kimś wypełnić pustkę i była już zmęczona – walką z mediami i walką o siebie. On o nią zabiegał, lecz ona i tak wciąż tęskniła za kimś innym. W filmie pada kwestia, że łatwiej dawać, niż przyjmować miłość. I to najlepiej oddaje przypadek księżnej Diany.