„Ambasadoria” może zaskoczyć nawet wiernych fanów Chiny Miéville’a – to pierwsza w jego dorobku powieść science fiction.

China Miéville kontynuuje literacką podróż przez podgatunki fantastyki. Jego debiutancką, niewydaną w Polsce powieść „King Rat” klasyfikuje się jako urban fantasy, a więc magiczną opowieść osadzoną w miejskiej scenerii. Później był „Dworzec Perdido” – pierwszy tom trylogii „Bas-Lag” (pozostałe dwa to „Blizna” i „Żelazna Rada”) i zarazem najgłośniejsze jego dzieło, którym podłożył podwaliny pod nurt zwany później New Weird. Brytyjczyk mieszał w nim różne konwencje, przez co nie sposób było przyporządkować go do żadnej już istniejącej szufladki, stworzono więc nową. Gdy jednak świeża, dziwna estetyka zaczęła przyciągać kolejnych twórców, Miéville zrobił kolejną woltę i wydał opowieść dla młodzieży, „LonNieDyn”, a później fantastyczny kryminał „Miasto i miasto” – najlepsza książka w jego dorobku. Nie dorównały jej ani wydany dwa lata temu „Kraken” (tym razem mieszanka urban fantasy z kryminałem), ani właśnie ukazująca się w Polsce „Ambasadoria”. Choć mimo to ta ostatnia pozostaje bardzo ciekawą pozycją.

Ciekawą, a dla znających twórczość Brytyjczyka z pewnością zaskakującą, ponieważ jest to pierwsza w jego dorobku powieść fantastycznonaukowa, i to od razu w tak zwanej twardej wersji, a więc – zwłaszcza na początku – przesiąknięta technożargonem i głęboko zakorzeniona we współczesnej nauce. Choć tak różna od jego poprzednich książek, powracają w niej pewne charakterystyczne dla Miéville’a motywy, a więc bardzo rozwinięty wątek polityczny (autor jest zadeklarowanym socjalistą i marksistą) oraz miasto podzielone na dwa odmienne światy – wcześniej był to zwykły i magiczny Londyn, teraz zaś tytułowa Ambasadoria.

Metropolia ta jest kolonią ludzkości na planecie zamieszkanej przez inteligentnych Ariekenów, zwanych Gospodarzami. To kosmici z rodzaju tych naprawdę obcych, tak odmiennych od ludzi, że pełne zrozumienie wydaje się niemożliwe. Powraca więc klasyczny dla science fiction motyw pierwszego kontaktu, z tą różnicą, że Miéville przesunął to nieco w czasie i zamiast opisać pierwsze próby znalezienia wspólnego języka, przeskoczył do momentu zmiany, jaką kontakt z człowiekiem wywołał w społeczeństwie Gospodarzy. Do chwili narodzin rewolucji, której staliśmy się przyczyną, pokazując niezdolnym do wypowiedzenia nieprawdy Ariekenom, czym jest kłamstwo. W przeciwieństwie do większości autorów twardej fantastyki naukowej Brytyjczyk nie tworzy jednak obcych dla samego faktu ich kreacji, ale jako dopełnienie swojego traktatu o polityce i naturze zmian, bo tym tak naprawdę jest „Ambasadoria”. Portretując mieszkających w tytułowym mieście urzędników i opisując relację kolonii z innymi ludzkimi ośrodkami, Miéville opisuje rządzące ludźmi władzy konwenanse, obnaża ich dwulicowość, bezwzględność i wyrachowanie.

W efekcie czytelnik otrzymuje powieść interesującą na dwóch poziomach. Z początku uderzającą ilością informacji i nieco przytłaczającą rozmachem wizji przyszłości, zwłaszcza opisami podróży międzygwiezdnych, pobudzającą jednak, bo składanie w całość porozrzucanych w tekście elementów historii nowego świata jest bardzo satysfakcjonujące. Z czasem zaś równowaga się przesuwa, warstwa naukowa schodzi na drugi plan, wtedy powraca klasycznie polityczny, niezmiennie mający coś ciekawego do przekazania Miéville.

Ambasadoria | China Miéville | przeł. Krystyna Chodorowska | Zysk i S-ka 2013 | Recenzja: Marcin Zwierzchowski | Ocena: 5 / 6