Zdaje się, że irlandzki przystojniak Colin Farrell z filmu na film grywa coraz większych, żywcem wyciągniętych z kina lat osiemdziesiątych twardzieli i niewykluczone, że za ileś tam lat zobaczymy go w którejś z kolei części „Niezniszczalnych”.

Finał „Czasu zemsty” – demolka totalna, podczas której karabiny i pistolety nie milkną nawet na sekundę – może wydać się jednak zaskakujący, bo przez pierwszą godzinę z okładem reżyser Niels Arden Oplev serwuje nam regularny thriller z odwołaniami do dokonań Alfreda Hitchcocka. O fabule nie sposób się zająknąć, bowiem film naładowany jest zaskakującymi, choć nie zawsze mądrymi woltami, i nawet jedno niewinne zdanie na jej temat może zepsuć – warto podkreślić, że niemałą – przyjemność z oglądania.

Czas zemsty | reżyseria: Niels Arden Oplev | dystrybucja: Monolith | Recenzja: Bartosz Czartoryski | Ocena: 4 / 6