Gdybym znalazła się na twoim miejscu, dostając scenariusz odcinka, za każdym razem musiałabym się bawić w zgadywanie, w jakim stopniu będzie on odzwierciedlał aktualne newsy.

Zawsze jestem zaskoczony i pod wrażeniem tego, w jaki sposób Aaron potrafi pisać z wielomiesięcznym wyprzedzeniem tak, by w czasie emisji okazało się to aktualne. Niezależnie od tego, czy chodzi o zamachy, politykę, czy nawet broń chemiczną, ze wszystkim trzeba być na bieżąco. Kiedy na przykład pojawiła się sprawa ataków w Bostonie, trzeba było umieścić to w scenariuszu w ciągu dwóch godzin.

Byłbyś dobrym dziennikarzem telewizyjnym?

Zanim ruszyliśmy z pierwszym sezonem, nie rozmawiałem z żadnym z dziennikarzy. Aaron i ja po prostu chcieliśmy wykreować postać Willa. Ale na krótko przed premierą uciąłem sobie pogawędkę z kilkoma osobami z branży dziennikarskiej. Przez dwadzieścia minut obserwowałem ich w trakcie pracy, by dowiedzieć się, jak to wygląda. Jeden z nich niepokoił się, że będziemy ich krytykowali lub piętnowali. Inny powiedział, że ma szczerą nadzieję, że pokażemy cały ten trud, by przekazać ludziom wszystkie ważne historie. Gdzie jest Sudan? Co z bronią chemiczną? – pytano. Wiemy, że to nie jest sexy, ale my zmagamy się z tym dzień w dzień, próbując opowiedzieć o sprawach, które nie podniosą tygodniowych słupków oglądalności, ale są istotne. Myślę, że Aaronowi udało się to zrobić. Zastanawiając się nad tym, wiedząc już, jak wyglądał sezon pierwszy i jak potoczy się drugi, jestem pewien, że nie mają o co się martwić. Nie krytykujemy ich. Opowiadamy raczej o wysiłku, jaki trzeba włożyć, by dobrze wykonywać tę pracę.

Bycie dziennikarzem w newsroomie przez 24 godziny na dobę to nie tylko praca, lecz także styl życia, który oczywiście ma swoje blaski i cienie. pozostawia mało czasu na cokolwiek innego.

Wydaje mi się, że oni właśnie w newsroomie czują, że żyją. Wokół tego toczy się ich codzienność. To dla nich norma. Myślę, że Will czułby się nieswojo, wyjeżdżając na Bahamy bez dostępu do gazet i nie wiedząc, co aktualnie dzieje się na świecie. Praca to jest to, co stanowi treść jego życia. Po prostu musi to robić, brak pracy by go zabił.

Ale to nie jest prawdziwe życie Jeffa Danielsa. w jaki sposób się relaksujesz?

W scenariuszu mamy mnóstwo dialogów, więc cały weekend schodzi nam na uczeniu się na pamięć tego, co będzie w kolejnym odcinku. Chciałbym czasem wyjść na miasto i się sponiewierać, ale na taki luksus nie mogę sobie pozwolić. W poniedziałek musimy dać z siebie wszystko, w końcu bierzemy udział w produkcji Aarona. Jest ciężko i w zasadzie nie mam czasu na relaks. Wczoraj skończyliśmy zdjęcia i dopiero po siedmiu miesiącach czuję, że mogę trochę odetchnąć

Ty szczególnie przywykłeś do innego stylu życia, mieszkając w Michigan. jak radzisz sobie z życiem w Hollywood podczas zdjęć, które zajmują wam dziesięć miesięcy w roku?

Taki jest układ. Przeprowadziłem się do Michigan w 1986 roku. Moja żona Kathleen i ja zdecydowaliśmy się tam wychować dzieci, bo oboje stamtąd pochodzimy. Nie wyobrażaliśmy sobie, by nasze dzieci dorastały gdzie indziej. Mogliśmy zamieszkać w Nowym Jorku, ale któż mógł wiedzieć, jak długo potrwa kariera. Cieszymy się, że udało nam się utrzymać dom w Michigan i że tam mieszkają dzieci, które mają już po dwadzieścia parę lat. Zawsze mogę przyjechać na Broadway, żeby zagrać w „Bogu rzezi”, albo przyjąć propozycję Aarona Sorkina i spędzić siedem miesięcy w Hollywood. Wynajmuję tu mieszkanie i przystosowuję się do tutejszego życia od listopada do czerwca.

Przywiozłeś z sobą przyczepę po to, by poczuć się jak w domu?

Tak, są ze mną moje gitary i moje psy, a Kathleen do mnie przyjeżdża. Ta przyczepa sprawia mi dużo frajdy. To nie jest autobus gwiazdy rocka, po prostu wyposażony wóz rekreacyjny, ale kursujemy nim między Michigan a Los Angeles. To jak ogromna walizka albo dom na kółkach. Moje psy to owczarki australijskie.

A kiedy wracasz do Michigan, fani z pewnością już na ciebie czatują. jak sobie z nimi radzisz?

Mam chyba nad tym pewną kontrolę. Nie mieszkam tutaj, tylko w Michigan, nikt więc nie wie, gdzie mnie szukać. Komu by się chciało jechać tam z kamerą i czekać, aż wyjdę? Staram się wykonywać swoją pracę. Fani dopadają mnie czasem na lotnisku, ale to raczej miłe. Ludziom podoba się serial, a to część tego wszystkiego. Jestem więc dla nich miły i robię swoje. Z drugiej strony nie wystawiam się na widok publiczny. Nie chadzam o północy do barów, omijam miejsca, gdzie mógłbym usłyszeć: „O mój Boże! To ty jesteś tym facetem!”. To pomaga.

Ile możesz zdradzić na temat drugiego sezonu? Cóż, nie wyjawię żadnych konkretów.

Powiem tylko, że dla mnie miarą dobrego – albo wybitnego – scenarzysty, jakim jest Aaron, jest nieprzewidywalność. Możemy zastanawiać się, co będzie w szóstym, siódmym czy ósmym sezonie, dociekać, jak to się wszystko skończy, i zawsze być w błędzie. Pomysły Aarona są nieprzewidywalne, on zawsze potrafi zapędzić w kozi róg, podąża w nieznanych kierunkach. Koniec końców to wszystko ma sens, składa się w spójną całość. Za to go podziwiam. Będzie sporo niespodzianek i w wątku głównym, i w wątkach osobistych bohaterów. Za każdym razem Aaron wykonuje niesamowitą żonglerkę, a ty nie możesz odgadnąć, jak on to robi.

Rozmawiała Aniko Navai