Amerykańska kultura została zbudowana na przemocy – mówi Philippe Falardeau, reżyser filmu „Pan Lazhar”.

W„Panu Lazharze” opowiadasz przejmującą historię nauczyciela, który niekonwencjonalnymi metodami próbuje wpłynąć na życie swoich uczniów i ponosi za to karę. Przy tym wszystkim udaje ci się jednak uniknąć natrętnego patosu rodem ze „Stowarzyszenia Umarłych Poetów”.

Philippe Falardeau: Zanim zacząłem pisać scenariusz, obejrzałem wiele typowo amerykańskich filmów o szkole. Dzięki nim zrozumiałem, czego się wystrzegać.Zależało mi na tym, żeby nie powielać schematów o charyzmatycznym nauczycielu i krnąbrnej klasie, która w końcu zostaje przez niego ujarzmiona.Szukałem czegoś bardziej autentycznego.Z nowszych filmów podobał mi się bardzo „Szkolny chwyt” z Ryanem Goslingiem. Ale inspirowała mnie francuskojęzyczna klasyka: „Do zobaczenia, chłopcy” Louisa Malle’a i „Kieszonkowe”Francois Truffauta.

Gdy mowa o filmach poświęconych tematyce szkoły, nie sposób zapomnieć o nagrodzonej Złotą Palmą „Klasie” Laurenta Canteta. Miałeś okazję ją obejrzeć?

Bardzo cenię ten film. Gdy jednak obejrzałem go po raz pierwszy, wpadłem w głęboką depresję.

Dlaczego?

„Klasa” była tak cholernie dobra, że nie widziałem możliwości, aby mój film o szkole mógł jej w jakikolwiek sposób dorównać. Rozważałem nawet rezygnację z pisania scenariusza. Na szczęście producent przekonał mnie, że „Pan Lazhar” będzie innym filmem niż dzieło Canteta. Ostatecznie okazało się, że miał zupełną rację.

Z Cantetem łączy cię jednak to, że obaj wydajecie się traktować pojedynczą klasę jako metaforę całego społeczeństwa.

Podobne spojrzenie otwiera szerokie perspektywy .Zazwyczaj bywa tak, że film, który próbuje mówić o wielu różnych sprawach, ostatecznie opowiada o niczym.Tymczasem codzienność takiej zbiorowości jak klasa jest tak złożona, że w zupełnie naturalny sposób pojawia się w niej wiele różnorodnych problemów.Dzięki temu w „Panu Lahzarze”mogę mówić jednocześnie o imigracji, dojrzewaniu czy sposobach radzenia sobie ze śmiercią drugiej osoby.

Pomimo że traktujesz swoich bohaterów z sympatią, chwilami można odnieść wrażenie, że każesz żyć im w świecie rodem z Kafki. Czy współczesna kanadyjska szkoła naprawdę jest świątynią biurokracji i regulaminów?

Odniosłem takie wrażenie, gdy – w trakcie przygotowań do realizacji filmu – spędziłem trochę czasu w kanadyjskich podstawówkach. Sam uczęszczałem do takiej szkoły jakieś 30 lat temu, a od tego czasu liczba reguł i procedur niebotycznie wzrosła.Oczywiście są ludzie, którym się to nie podoba. Jeśli jednak pojedyncza osoba chce zmienić coś w funkcjonowaniu instytucji, za każdym razem napotka potężny opór. Doskonale widać to chociażby w kontekście relacji Lazhara z dyrektorką szkoły.Ta kobieta wydaje się przyjazna Lazharowi, jest otwarta na jego innowacyjne podejście do nauczania. Ostatecznie jednak musi ukarać go za złamanie procedur, choć wcale tego nie chce. Konieczność przestrzegania przepisów okazuje się po prostu ważniejsza niż uczucia bohaterki.

Z czego bierze się takie podejście?

W Ameryce Północnej mamy do czynienia ze swoistą paranoją na punkcie przemocy i molestowania seksualnego, do której chciałem odnieść się w „Panu Lazharze”. Dlatego na przykład umieściłem w fabule – nieobecny w sztuce, którą adaptowałem na potrzeby filmu – wątek zakazu utrzymywania fizycznego kontaktu z dziećmi. Rzecz jasna za wszystkimi takimi regulacjami stoją szlachetne pobudki, bo chodzi przecież o większe bezpieczeństwo uczniów. Po drodze zagubiło się jednak poczucie człowieczeństwa. Chciałem je przywrócić, tak jak udało się to wcześniej zrobić chociażby Nicholasowi Philibertowi w jego „Być i mieć”. Znakomity dokument o szkole funkcjonującej w bardzo małej francuskiej wiosce był dla mnie kolejną z bardzo ważnych inspiracji.

Smutny paradoks polega na tym, że mimo wszystkich zabezpieczeń, o których wspominasz, wciąż mają miejsce tragedie takie jak ta, która niedawno zdarzyła się w amerykańskim Newton.

Ciekawe, że o tym mówisz, bo jakiś czas temu ja i mój kompozytor zostaliśmy zapytani o zgodę na to, by w uroczystościach żałobnych w Newton użyto muzyki z „Pana Lazhara”. Był to dla nas wielki zaszczyt w ekstremalnie smutnych okolicznościach. Wydarzenia z Newton każą mi wrócić pamięcią do filmu „Politechnika”, w którym mojemu koledze Denisowi Villeneueve’owi udało oddać na ekranie sedno swoistego romansu, jaki Ameryka Północna przeżywa od lat z bronią palną.Wchwilach, gdy myślę o istnieniu całej tej „kultury pistoletu”, naprawdę wstydzę się wręcz swojego pochodzenia!

Czy myślisz, że – zgodnie z popularną opinią – odpowiedzialność za fascynację przemocą ponosi również kino?

I tak, i nie.Wychodzę z założenia, że kino nie tyle kształtuje gusta społeczeństwa, ile stanowi jego zwierciadlane odbicie.W Ameryce pistolet pojawia się na co drugim plakacie filmowym, ale dzieje się tak dlatego, że ludzie po prostu kochają broń, fascynują się otoczką związaną z policją i wojskiem. Cała amerykańska kultura została przecież zbudowana na przemocy. Sam staram się przed tym bronić. Nie lubię widoku broni na ekranie z wyjątkiem sytuacji, gdy zyskuje naprawdę istotne fabularne uzasadnienie.

Na zakończenie powróćmy na chwilę do szkoły. Czy dysponujesz informacjami o tym, jak twój film został przyjęty przez środowiska nauczycielskie?

Mój dystrybutor wpadł na pomysł, by zorganizować jeden z pokazów przedpremierowych właśnie dla nauczycieli z Montrealu. Gdy wchodziłem wtedy na salę, poczułem się, jakbym zmierzał do rzeźni. Nigdy nie pracowałem jako nauczyciel, byłem intruzem wkraczającym do doskonale znanego przez nich świata. Na szczęście odebrali jednak film bardzo pozytywnie. Zapewne spodobał im się ten aspekt przekazu, który namawia do tego, by zaufać nauczycielom i dać im jak najwięcej swobody. Pamiętam, że sam najbardziej lubiłem tych belfrów, którzy bez oporów eksponowali swoją oryginalną osobowość.

Czy „Panu Lazharowi” udało się sprowokować w Kanadzie jakieś debaty dotyczące systemu szkolnictwa?

Nie sądzę i przyznam, że byłem tym trochę zaskoczony.Wszyscy odbiorcy skupiają się raczej na emocjonalnym, a nie politycznym wymiarze filmu. Nie mam jednak nic przeciwko temu.