W „Późnej godzinie” Iwana Bunina Rosja rodem z lirycznych romansów zderza się z kataklizmem rewolucji.

Iwan Bunin (1870–1953), pierwszy rosyjski laureat Literackiej Nagrody Nobla (1933), jest pisarzem w dużej mierze – i jak to często bywa, zupełnie niesłusznie – zapomnianym. Nadarza się teraz okazja, by ów nietakt wobec przeszłości unieważnić lekturą. Ukazał się bowiem na naszym rynku tom zawierający tytułowy zbiór opowiadań emigracyjnych Bunina, ocalałe z rewolucyjnej pożogi „Nieszczęsne dni”, czyli fragmenty jego dziennika z lat 1918–1919, oraz nowelkę „Koniec”, wspomnienie dramatycznego pożegnania z Rosją. Pożegnania na zawsze. Wszystko to w porywającym przekładzie Renaty Lis. Tłumaczka opatrzyła teksty Bunina wyczerpującymi komentarzami, jest też autorką pomysłu na takie, a nie inne zestawienie tomu: znamienne i ważne. Jego kompozycja wyjaśnia nam bowiem więcej niż każdy z tych utworów literackich czytany osobno.

Zaczynamy w tonacji lirycznej – „Późną godzinę” dobiegający siedemdziesiątki Bunin pisał na francuskiej prowincji. Wokół szalała II wojna światowa, on zaś udał się w podróż sentymentalną do Rosji swojej młodości, Rosji w jego mniemaniu autentycznej. Trudno mówić w przypadku tej prozy o realizmie, tak mocno jest przepełniona tęsknotą i żalem. Bunin – prawosławny konserwatysta i monarchista – był jednak nie tylko klepiącym biedę emigrantem opłakującym nieistniejący już świat, lecz także wrażliwym artystą świadomym konwencji. Opowiadania z „Późnej godziny” przywołują treścią i formą fatalistyczne i rozdzierające rosyjskie romanse, mowa tu o pięknych i nieszczęśliwych miłościach, o nostalgicznej brutalności egzystencji, o kobietach urodziwych i niepewnych, o honorowych i zdeterminowanych mężczyznach. Nad całym tym lekko onirycznym uniwersum unosi się jednak widmo cywilizacyjnej katastrofy, która, jak wiadomo, nastąpiła.

I tu przenosimy się, na zasadzie ostrego kontrastu, w całkiem inną rzeczywistość i spotykamy całkiem odmiennego twórcę. „Nieszczęsne dni” to diarystyczne notatki pisarza – czynione niewątpliwie z narażeniem życia – z Moskwy roku 1918 i Odessy roku 1919, skąd udało mu się w końcu uciec przed bolszewicką nawałą ostatnim parowcem do Stambułu. Na jego oczach spełniają się tu najgorsze sny przepowiedziane w „Biesach” Dostojewskiego, stara Rosja ginie pod obcasami pijanej tłuszczy, władzę przejmują cyniczni bandyci i mordercy w skórzanych kurtkach, dołączają do nich „postępowi” intelektualiści radujący się jak dzieci z nowych rewolucyjnych porządków. Bunin reaguje na to wszystko zdumieniem, furią, wściekłym sarkazmem i bezradnością człowieka, któremu nagła powódź zabrała wszystko, co miał: zarówno prywatność, majątek czy karierę, jak i ojczyznę. Jest emigrantem we własnym kraju, emigrantem, który – by użyć tu określenia Imre Kertésza – utracił swój los.

I właśnie owo zestawienie utraconej idylli oraz dokumentu czasów kataklizmu robi tu największe wrażenie, podpowiadając nam, ile właściwie Rosję (a wraz z nią i Europę) kosztowała kolizja z totalitarną utopią. Widzimy to przez pryzmat rozpaczy wielkiego pisarza – a dzięki temu widzimy to jeszcze wyraźniej.

Późna godzina | Iwan Bunin | przeł. Renata Lis | Sic! 2013 | Recenzja: Piotr Kofta | Ocena: 5 / 6