„Twardziel bez broni”. To słowa Raymonda Chandlera, klasyka czarnego kryminału, posłużyły tej książce za tytuł i trudno o bardziej zwięzłe podsumowanie wizerunku Humphreya Bogarta.

Zaczynał od ról oprychów, a został archetypem hollywoodzkiego twardziela, który sprawiał wrażenie, jakby urodził się w prochowcu i kapeluszu. Sławę zdobył w „High Sierra” i „Sokole maltańskim”, potem zagrał jeszcze w wielu znakomitych filmach – żeby wymienić choćby nieśmiertelną „Casablankę”– i wreszcie zgarnął zasłużonego Oscara za „Afrykańską królową”. Rzadko spotykana charyzma sprawia, że cała uwaga widza skupia się na Bogarcie, nawet jeśli występuje akurat u boku znamienitych kolegów. A przecież nie był on typem amanta, bardziej zrezygnowanego faceta w średnim wieku (do prawdziwej sławy doszedł po czterdziestce), który nie ma wiele do stracenia i robi to, co mężczyzna zrobić powinien. Stefan Kanfer stanął w obliczu zadania trudnego, wydaje się bowiem, że o Bogarcie napisano już wszystko, co napisać się dało. I faktycznie – oddani miłośnicy talentu aktora nie znajdą w omawianej książce wielu nowości, ale to i tak pozycja solidna, syntetyzująca najważniejsze fakty z życia prywatnego Bogarta. Nie brak tutaj krótkich opisów filmów, w których wystąpił, i szkoda, że autor tyle samo miejsca poświęca pozycjom znaczącym, co i tym poślednim. Na szczególną uwagę zasługuje próba umiejscowienia Bogarta w popkulturze, której podejmuje się Kanfer, przywołując na przykład „Zagraj to jeszcze raz, Sam”Allena czy akademickie dyskursy na jego temat.

Humphrey Bogart. Twardziel bez broni | Stefan Kanfer | przeł.Bożena Markiewicz | Wydawnictwo Dolnośląskie 2012 | Recenzja: Bartosz Czartoryski | Ocena: 4 / 6