Nathalie & The Loners powraca z płytą „On Being Sane In Insane Places” w zwolnionym klimacie lo-fi. Muzyka na tym albumie jest dokładnie taka jak mina Natalii na okładce. Lekko nieobecna, zatroskana, wyciszona, wyobcowana.

Debiut solowego projektu wokalistki Natalii Fiedorczuk – znanej z działalności wtakich zespołach jak Happy Pills i Orchid – „Go, Dare” był jednym z najciekawszych indierockowych albumów2009 roku. Nathalie & The Loners powraca z płytą „On Being Sane In Insane Places” w zwolnionym klimacie lo-fi. Muzyka na tym albumie jest dokładnie taka jak mina Natalii na okładce. Lekko nieobecna, zatroskana, wyciszona, wyobcowana.

Przypomina to momentami niepokojącą Beth Gibbons i jej Portishead, choć jest mniej przebojowo. Za ten nieoczywisty klimat w dużej mierze odpowiada Maciek Cieślak, znany chociażby ze Ścianki. „On Being Sane In Insane Places” nie jest płytą ani do samochodu, ani jako soundtrack do joggingu. To raczej wyciszające dźwięki idealne na wczesny zmrok i długie poranki. To wyjątkowo wysublimowany krążek.

Nathalie And The Loners | On Being Sane In Insane Places | Antena Krzyku | Recenzja: Wojciech Przylipiak | Ocena: 4 / 6