O planie budowy niemieckiego centrum dokumentującego „wojnę eksterminacyjną” mówi DGP prof. Bogdan Musiał.
Czy można porównać okupację Polski podczas II wojny światowej z okupacją Francji i Grecji?
System, który Niemcy wprowadzili w Polsce w 1939 r., nie miał sobie równego w żadnym innym kraju okupowanym. Celem Niemców było zniszczenie Polski i narodu polskiego. Otwarcie deklarowali to Hitler oraz Himmler. I nie były to puste słowa. Systemu makabrycznego barbarzyństwa wprowadzonego w podbitej Polsce nie zaznał żaden inny kraj. Realizacja zbrodniczego planu zaczęła się od fizycznej eliminacji ‒ z rozkazu Hitlera ‒ inteligencji polskiej. Rozumianej nie tylko jako ludzie wykształceni, ale jako warstwa przywódcza polskiego narodu. Zaliczano do niej więc oprócz nauczycieli, lekarzy i profesorów także angażujących się społecznie chłopów i robotników oraz nade wszystko księży. Do wcielania tego planu w życie przystąpiono z całą determinacją już w 1939 r. w Generalnym Gubernatorstwie i na zaanektowanych ziemiach polskich. Czegoś podobnego nie robiono we Francji, w Grecji, Czechach czy Holandii. Nie mówiąc o Danii, gdzie w 1943 r. odbyły się wolne wybory. Trudno w to uwierzyć, ale takie są fakty. Znajdujemy je w każdej sferze życia pod okupacją.
Na przykład?
Na przykład pomoc dla Żydów. Wyłącznie w Polsce Niemcy stworzyli specjalne ustawodawstwo, które penalizowało wszelką polską pomoc wobec Żydów. Na terenach Generalnego Gubernatorstwa stopniowo wprowadzano ‒ nie profilaktycznie, tylko w reakcji na postawę społeczeństwa polskiego ‒ coraz bardziej drakońskie kary za pomaganie Żydom.
Przepisy z listopada 1942 r. zabraniały już udzielenia jakiejkolwiek pomocy Żydom ‒ czyli np. podania kromki chleba ‒ pod karą śmierci. Zarówno dla „sprawcy”, jak i jego rodziny, a także tych, którzy wiedzieli o udzielaniu pomocy i nie zameldowali tego Niemcom. Denuncjacja była obowiązkowa pod karą śmierci. Oni to nazywali „policyjnymi środkami bezpieczeństwa”, co oznaczało rozstrzelanie na miejscu albo deportację do obozu koncentracyjnego, co w zasadzie również oznaczało śmierć. W innych krajach czegoś takiego nie było. W krajach zachodnich nie istniało takie ustawodawstwo. Były czasami wydawane rozporządzenia zabraniające ukrywania Żydów na terenach dzisiejszej Białorusi zachodniej. Była to jednak inicjatywa przedstawicieli niemieckich komisarzy, a nie odgórne ustawodawstwo. W Norwegii tymczasem wszyscy Żydzi zostali wyłapani przez tamtejszą policję, wydani Niemcom i deportowani do Auschwitz. We Francji Żydów wyłapywała żandarmeria francuska, a nie niemiecka. W Belgii Niemcy postawili na „motywację pozytywną” ‒ oferowali gratyfikację finansową za „dostarczenie” złapanego Żyda. Powstała tam profesja łowców głów. W Polsce też podejmowano takie próby, ale to nie zadziałało. Dlatego sięgnięto po terror. Innym przykładem, który jak w soczewce pokazuje różnice w traktowaniu poszczególnych podbitych narodów, była hierarchia więźniów w Auschwitz.
Jedni mieli większe szanse na przeżycie od innych?
Zacznijmy od tego, że Auschwitz założono jako obóz koncentracyjny dla polskiej inteligencji. Była ona tam systematycznie mordowana już od roku 1940. Zalecenie było takie: Żyd nie ma prawa żyć dłużej w obozie niż dwa tygodnie, ksiądz również, a reszta trzy miesiące. Zmienia się to w 1942 r., kiedy zaczynają przychodzić transporty Żydów w ramach całościowej zagłady. W 1942 r. wyszło zarządzenie Himmlera, że Polacy mają umierać „śmiercią naturalną”. Nie dotyczyło to Żydów. Są rozporządzenia, w których jasno widać, że najniżej w hierarchii obozowej byli Żydzi, następnie Polacy, a potem inne nacje. Więźniowie innych narodowości w innych obozach koncentracyjnych mieli dużo lepszy status. Wobec Francuzów formalnie nie można było np. stosować kar fizycznych. Najwyżej w hierarchii stali więźniowie niemieccy ‒ kryminalni bądź polityczni.
Dlaczego ostrze terroru było wymierzone właśnie w Polskę?
Tu trzeba zrozumieć mentalność niemiecką. Nowoczesne Niemcy były krajem nacjonalistycznym i agresywnie ofensywnym. Ich ekspansja była skierowana na Wschód, na tereny polskie. Stąd wrogość wobec Polski. Teorie rasowe socjalistów narodowych nałożyły się na generalne antypolskie uprzedzenia powszechne wśród Niemców. Do tego dochodzi wściekłość Niemców za I wojnę światową, czyli utratę Wielkopolski i części Górnego Śląska. Niemal przez cały okres międzywojenny w Niemczech szalała antypolska propaganda ‒ z przerwą na lata 1934‒1938. Warto pamiętać, że celem niemieckiego państwa, nie tylko socjalistów narodowych, było od początku zniszczenie Polski. To, co zrobił Hitler w roku 1939, było celem Republiki Weimarskiej. Był to konsensus narodu niemieckiego od komunistów po skrajną prawicę. Ta sprawa łączyła Niemców. Być może zwolennicy poszczególnych stronnictw różnili się jedynie co do skali terroru, jaki chcieliby wprowadzić.
Dlaczego zatem pokutuje stereotyp Polaka jako szmalcownika?
Obraz ten został stworzony na Zachodzie. Tamtejsi badacze z założenia przyjmowali pogląd, że sytuacja w Polsce podczas wojny była podobna jak np. we Francji. Własne doświadczenia przenosili na Polskę. Hipotezę tę potwierdzała część Żydów, która przeżyła Zagładę. Faktycznie, po 1942 r. stykali się oni często z niechęcią do udzielania pomocy. Po wojnie to opisywali. To oczywiście ich prawo, ale musimy pamiętać, że ta niechęć nie wynikała z antysemityzmu, tylko psychozy strachu, którą Niemcy wytworzyli w drugiej połowie 1942 r., rozstrzeliwując „dla przykładu” tych, którzy wyciągali pomocną dłoń do Żydów. Sołtys z jakiejś wsi miał zatem do wyboru, czy wydać na śmierć złapaną Żydówkę, czy skazać na śmierć siebie, swoją żonę i dzieci, i sąsiadów. Ocaleni nie zawsze zdawali sobie sprawę z motywacji ludzi, którzy odmawiali im pomocy. Większość ludzi była zastraszona i trudno im się dziwić. Po 1945 r. wreszcie, polskie państwo stalinowskie robiło wszystko, żeby na Zachodzie zdyskredytować niekomunistyczny ruch oporu. Jak zrobić to najłatwiej? Zarzucając żołnierzom podziemia antysemityzm. Robiono to świadomie i na dużą skalę. Z jednego ze współpracowników Witolda Pileckiego z Auschwitz, Władysława Deringa, UB przy pomocy byłych więźniów-komunistów zrobiła zbrodniarza dorównującego doktorowi Mengele. Dokumenty, do których dotarłem, pokazują ogromną skalę wysiłku włożonego w dyskredytację tego człowieka. Nie cofano się przed żadnym oszczerstwem. Taka narracja szła na Zachód i umacniała obraz Polaków jako antysemitów. Komunistom stalinowskim chodziło o zohydzenie członków podziemia niepodległościowego i uzasadnienie własnych zbrodni. Ta argumentacja jest zresztą stosowana po dziś dzień. Znakomitym przykładem jest tu stalinowski oprawca i propagandysta Zygmunt Bauman. Zapytany, czy to prawda, że ma krew na rękach, przyznał się, ale zaraz dodał, że przecież ścigał antysemitów. Ten człowiek oczerniał swoje ofiary do końca. I nie jest on wyjątkiem.
Podsumowując: dopóki w Polsce nie zaczniemy rzetelnie badać tych spraw i nie ograniczymy instrumentalizowania historii do bieżących politycznych rozgrywek, to będziemy mieli na Zachodzie łatkę antysemitów. Zwłaszcza że np. dla Niemiec jest to wygodne, ponieważ odwraca uwagę od problemu ich własnego antysemityzmu, który jest znacznie większy i poważniejszy niż w Polsce. Jednak przy ich potencjale medialnym próba odwrócenia uwagi często jest skuteczna.
Jak pan ocenia powstanie centrum dokumentacyjnego, w którym zostaną zestawione wszystkie kraje okupowane przez III Rzeszę?
Zależy, jak Niemcy to zrobią. Ta kontekstualizacja może być szansą, jeśli rzetelnie pokaże się dysproporcję między okupowaną Polską a innymi krajami. Ryzyko polega na ewentualnym rozmyciu różnic i wrzuceniu wszystkich do jednego worka. Jest to realne niebezpieczeństwo, które znamy z Holocaust Memorial Museum w Waszyngtonie, na którego stronie internetowej zamieszczono tłumaczenie okupacyjnego rozporządzenia z Warszawy grożącego karą śmierci za wszelką pomoc Żydom. W komentarzu podano, że chodzi o Europę. Jak wiemy, było to tylko w Polsce, a nie w Europie. Fakty mówią same za siebie i należy je nagłaśniać. Problem polega na tym, że nawet wielu polskich badaczy tych faktów nie zna.
Niemniej nie odrzucałbym a priori niemieckiej inicjatywy, bo w ten sposób trudno jest zacząć merytoryczną dyskusję. Musimy jednocześnie zdawać sobie sprawę z tego, że zainteresowane państwa zaczną teraz lobbować u niemieckich polityków za jak największym pokazaniem własnych krzywd. Przykładem jest chociażby ambasador Ukrainy w Berlinie, który ostatnio przedstawiał wyssane z palca dane na temat ukraińskich ofiar nazistów. Prawda jest taka, że Ukraina ucierpiała z rąk bolszewików. Natomiast w Auschwitz więcej było ukraińskich strażników niż więźniów, którzy zresztą mieli lepszy status niż Polacy.