Gdy w 2019 r. sędziwy Jean Ziegler zapragnął wybrać się do ośrodków przyjęć tysięcy uchodźców i migrantów na Morzu Egejskim, usłyszał od swojego greckiego przyjaciela: „A więc chcesz zobaczyć obozy koncentracyjne? W takim razie przygotuj się na szok”.
DGP
Jean Ziegler jest szwajcarskim socjologiem i politykiem tamtejszej Partii Socjalistycznej. Ma też za sobą karierę ONZ-owskiego dyplomaty specjalizującego się w tematyce globalnego wyżywienia. W przeciwieństwie do zawodowych dyplomatów nie stroni od ostrego stawiania spraw i problemów. Dał się poznać jako zadeklarowany krytyk działań Stanów Zjednoczonych na arenie międzynarodowej oraz polityki Izraela wobec Palestyńczyków. W swym akademickim wcieleniu ma z kolei na koncie ostrą krytykę sektora bankowego – w tym również potęg świata finansów we własnym kraju – i zjawiska finansjalizacji światowej gospodarki. Ziegler uważa, że przestępstwa białych kołnierzyków – czyli wysoko postawionych figur w gospodarce i bankowości – powinny być ścigane z taką samą (jeśli nie większą) gorliwością co łamanie prawa przez zwykłych obywateli.
Książka „Lesbos. Hańba Europy” jest jego najnowszą publikacją. Zrodziła się ona w trakcie wypraw, które ten 85-latek podjął w ostatnim czasie. Jego celem były greckie wyspy na Morzu Egejskim. Zwłaszcza Lesbos, gdzie funkcjonuje jeden z tzw. hotspotów. W unijnej nowomowie oznacza to ośrodek przyjęć dla tysięcy przybyszów z Syrii, Iraku, Afganistanu, Pakistanu oraz Afryki Subsaharyjskiej. Próbują oni dostać się z wysp na kontynent i stamtąd – via Bałkany – dalej na zachód lub północ Europy. Pod koniec 2019 r. w sześciu takich hotspotach przebywało prawie 40 tys. ludzi, choć przygotowano je z myślą o 6 tys. osób. Rzeczywistość jest więc taka, że powstają też obozy prowizoryczne, często budowane przez samych przybyszów. W takich uwłaczających ludzkiej godności miejscach czekają na werdykt. Wszyscy chcą zostać zakwalifikowani jako uchodźcy – w więc w myśl prawa międzynarodowego skorzystać z przysługującego im prawa do azylu. Wielu jest jednak odsyłanych.
Ziegler w swojej książce opisuje nie same losy osób szukających swojego miejsca w Europie, lecz przede wszystkim system, który Europa stworzyła, by się przed napływem tych ludzi ochronić. Kolejnymi warstwami tego sita są: Europejska Agencja Straży Granicznej i Przybrzeżnej (Frontex), której zadaniem jest zwalczanie przestępczości transgranicznej i handlu ludźmi, Europol, który tropi wśród osób przybywających do hotspotów potencjalnych terrorystów, Europejski Urząd Wsparcia w dziedzinie Azylu (EASO). Dopiero po przejściu przez te zapory potencjalny azylant jest kierowany do greckiej służby azylowej, która podejmuje decyzję o jego wpuszczeniu na teren Unii Europejskiej. Ziegler pokazuje jednak, że unijne instytucje nie ograniczają się do czekania na falę uchodźców. I tak na przykład Frontex podejmuje – przy pomocy greckiej lub włoskiej straży granicznej, a nawet z użyciem sprzętu wojskowego NATO – działania ofensywne o charakterze (znów unijny termin) „push-back”. W praktyce oznacza to np. spychanie pontonów i łodzi na tureckie wody terytorialne celem uniemożliwienia podróżującym nimi ludziom złożenia wniosku azylowego.
Cały ten system Ziegler ocenia jednoznacznie – jest to hańba Europy. Zaprzeczenie większości szczytnych ideałów, którymi Stary Kontynent tak bardzo lubi się chwalić. W tym sensie książka jest kolejnym okrzykiem sprzeciwu. Głośnym „oskarżam”. Nie pierwszym oczywiście i zapewne, niestety, nie ostatnim. Ci czytelnicy, którzy oczekują bardziej pragmatycznego podejścia do sprawy i próby odpowiedzi na pytanie, jak zmienić europejską politykę migracyjno-uchodźczą, odpowiedzi u Zieglera nie znajdą. Nie jest to tego typu książka.