"Wiele wskazuje na to, że przestawanie z nią dawało rozmówcom wiele satysfakcji; Iwaszkiewicz i Słonimski przekazują jej słowa podziwu, jakie po spotkaniu z nią wyraził goszczący z wizytą w Polsce Saul Bellow; szuka jej towarzystwa Czesław Miłosz, by czytać jej swoje wiersze. (...) Również Dąbrowska, która niejednokrotnie cytuje opinie moralne Kowalskiej, przyznaje jej efektowną umysłowość" - pisała Julia Hartwig w przedmowie do "Dzienników" Kowalskiej (Iskry, 2008). Irena Szymańska, wieloletnia redaktorka Czytelnika, mówiła o niej: "interesująca pisarka i o wiele bardziej interesujący człowiek". Mimo to Anna Kowalska jako autorka opowiadań, esejów i powieści jest właściwie całkowicie zapomniana. W historii literatury zapisała się jako ostatnia wielka miłość Marii Dąbrowskiej, ta, która spędziła z autorką "Nocy i dni" ostatnie dekady życia.
Urodziła się we Lwowie, w szkole wykazywała się wielkimi zdolnościami. W gimnazjum Anna przeżyła traumę - zakochała się w jednej z nauczycielek, co zostało przez dyrekcję zauważone i ukarane - dziewczynka została zmuszona do zmiany szkoły. Podczas studiów na filologii klasycznej na lwowskim uniwersytecie Anna związała się z jednym z wykładowców, Jerzym Kowalskim. Ich małżeństwo opierało się na intelektualnym porozumieniu - on poświęcił się pracy naukowej i kulturze antycznej, ona z kolei z antycznych motywów uczyniła element rozpoznawczy swojej prozy. Anna nie widziała się w tradycyjnej roli żony prowadzącej dom, nie planowali dzieci. Wiele podróżowali i razem wydali powieść "Gąszcz", która nie odniosła specjalnego sukcesu.
O Marii Dąbrowskiej Miłosz pisał: "Ten trochę zezowaty karzełek, z grzywką przyciętą na pacholę, był dla mnie ostatnią istotą, do której mógłbym zwracać erotyczne zapały". Ale nie wszyscy tak uważali. Przyszłego męża, starszego o siedem lat Mariana Dąbrowskiego, działacza niepodległościowego, pisarka poznała w Brukseli, na studiach. Gdy w wieku 36 lat owdowiała, związała się Stanisławem Stempowskim, starszym o 19 lat działaczem społecznym, masonem. Zdradzała go m.in. z Jerzym Czopem, właścicielem uzdrowiska w Jaworzu. Z "Dzienników" wynika, że w 1939 roku Dąbrowska uważała etap miłości i romansów w swoim życiu za zamknięty, czekało ja jednak "wielkie zdziwienie", jak opisywała emocjonalną burzę, w którą wpadła we Lwowie. Dąbrowska i Stempowski zatrzymali się tam, uciekając z okupowanej Warszawy. Zamieszkali w domu Blumenfeldów i to właśnie gospodyni - Stanisława Blumenfeld - "wybrała mnie sobie i uwiodła" - jak wspominała Dąbrowska.
Dużo mniej ją absorbująca znajomość z Kowalską utrzymała się jednak dłużej, ponieważ Anna po powrocie pisarki do Warszawy pisywała do Dąbrowskiej o losach Stasi, która z kolei odzywała się rzadko i zdawkowo. Stanisława Blumenfeld - Żydówka z pochodzenia - została zamordowana w 1943 roku. Kilka miesięcy później Anna przyjechała do Warszawy i przez kilka miesięcy mieszkała na Polnej z Dąbrowską i Stempowskim.
Romans rozkwitł. "Przed zaśnięciem, w przerwach snu, po przebudzeniu, przy myciu, gotowaniu, piciu, sprzątaniu układam rozmowy z M." - pisała Kowalska 7 czerwca 1943 roku. Tęsknota za Anną pojawia się także w zapiskach Dąbrowskiej: "Cały świat stał się pełny Anny - niszczącej bez myśli co zapragnie - rzucającej - i tak straszliwie lekceważącej ludzkie uczucia - tak straszliwie pochłoniętej tylko własnymi - A jednak - wracaj Anno - wracaj - Cała myślą wiszę na dniu, w którym wrócisz - dniu - którego możemy nie doczekać - o męczarnio" - pisała Dąbrowska w tym samym okresie.
Związek Anny i Marii był trudny, pełen niepewności i zazdrości. Początkowo wyglądało na to, że Anna jest stroną bardziej zaangażowaną, ale już jesienią 1943 roku Dąbrowska notowała „O, smutno, nudno, źle bez Anny...", a rok później: "Głupia Anno - Ty, która krzyczysz, że giniesz z miłości dla mnie - wiedz, że jest na odwrót niż sądzisz". O możliwości ułożenia sobie wspólnego życia trudno im było nawet myśleć, obie były przecież w związkach z mężczyznami. Stempowski i Dąbrowska tylko przez pierwsze pięć lat znajomości byli kochankami, potem łączyło ich przede wszystkim przywiązanie. Kowalscy natomiast w 1946 roku doczekali się pierwszego dziecka - córki Marii, zwanej Tulcią. Wiadomość o ciąży Anny Dąbrowska przyjęła jak zdradę. Listy, które krążyły na przełomie 1945 i 1946 roku pomiędzy Wrocławiem, gdzie osiedlili się Kowalscy po wojnie, a Warszawą dają obraz prawdziwej rozpaczy pisarki, która, nie przebierając w słowach, oskarża kochankę o rozwiązłość, zniszczenie perspektyw na wspólne życie.
Dąbrowska pisze: "Anno, możesz być dumna. Jeszcze nikt, nigdy w życiu nie doprowadził mnie do takiego stanu wrzenia zrozpaczonej miłości. Jeśli kiedykolwiek cierpiałaś przeze mnie, bierzesz odwet stokrotny". W innym liście: "Modlę się do wszystkich szatanów piekła, żeby mi dali łaskę nienawiści do Ciebie, łaskę zapomnienia o tobie, zemsty na tobie. Nie, ja nie jestem do zabawy. Do tego szukaj bardziej podobnych tobie, a jeśli dziecko twoje ma być [słowo zamazane], lepiej, żeby nie żyło. Wybacz, ja jestem bliska obłędu, ale to minie, minie". Pisarka nie waha się też przed zastosowaniem szantażu: "Już trzy dni nie ma listu od Ciebie, usposabia mnie to tak, że zaczynam pić wódkę, jeśli nie chcesz, abym ją piła, pisz". Nazywa siebie "aperitifem dla starzejącej się małżeńskiej miłości", a Jerzego Kowalskiego - "łysym, złośliwym gnomem".
Tulcia - córeczka Anny, pozostanie punktem zapalnym ich związku. W "Dziennikach" Dąbrowskiej widać, że pisarka próbowała polubić dziewczynkę i zjednać ją sobie, ale nigdy do końca jej się to nie udało. W najnowszej książce "Felluni" Ewa Kuryluk zamieszcza wspomnienia o Dąbrowskiej swojej przyjaciółki - Tulci. W jej oczach Dąbrowska była przewrażliwioną, egoistyczną despotką, która wymagała całkowitego podporzadkowania życia domowników swojej twórczości. "Matka zawsze poświęcała mnie dla tej jędzy" - wspomina Tulcia. Po śmierci Jana Kowalskiego i Jerzego Stempowskiego Anna i Maria podjęły próbę stworzenia razem domu w Warszawie, najpierw na Polnej, potem w Alejach Niepodległości. Żadna z trzech mieszkanek nie czuła się jednak szczęśliwa.
30 czerwca 1952 Anna Kowalska pisze w swoich "Dziennikach": "Lękam się o M., rozpaczam, że się niszczy - pali, pije. I nic nie pomaga, że proszę i błagam, i zaklinam. Miłość jak choroba trawi mnie. I jakoś strasznie mi jej żal". 3 lipca 1952 notuje: "W południe zastałam była M. dziwną. Alkohol buchał od niej. Skamieniałam. Nawet najżarliwsza, najżywsza miłość nie może jej wystarczyć. Nie tego bowiem potrzebuje, ale adoracji, pochwał, utwierdzeń, komplimentów itd. Niestety, tego nie potrafię dać nikomu na świecie. Kocham ją. Cóż można więcej. Ale wiem, że jej nie dogodzę, nie ocalę". 23 sierpnia 1955 roku: "Tęsknię za Maryjką, za wspólnym życiem, które mimo trudności, a są i niebylejakie, jest czymś jedynym. Cenię jak mało kto niezwykłość jej daru pisarskiego, pracy, charakteru. Cieszę się z jej powodzenia. Ale jednocześnie czuję się zmiażdżona. Nawet skromność tu nie wystarcza. Wymaga to wyrzeczenia. Niebycia".
Tymczasem Kowalska rozwija własną twórczość - za "Opowiadania greckie" dostała w 1959 roku Nagrodę im. Hemingwaya, autobiograficzna opowieść o dzieciństwie i młodości we Lwowie "Na rogatce" była przez krytyków bardzo chwalona. Wydała też tomy opowiadań m.in. "Bejdula i paradnice", "Ołtarze", "Ptasznik", "Wieża". Dąbrowska zapisuje: "Z wielkim zmartwieniem widzę, że nie jestem zdolna do życia rodzinnego, do którego tak tęsknię. A właściwie byłabym zdolna, tylko że takie życie musi polegać na podziale pracy, jaki pomiędzy mną i Anną jest niemożliwy. Ja potrzebuję, żeby ktoś mi najbliższy wziął w swoje ręce tzw. sprawy życiowe, abym miała mój cały czas na pracę. Anna potrzebuje absolutnie tego samego i nikt na świecie nie może wymagać ani nawet pragnąć, żeby się zajmowała czymkolwiek innym jak tylko sobą i swoją pracą".
Maria i Anna przeżyły razem ponad 20 lat. Z wiekiem Dąbrowska, coraz bardziej schorowana i zmagająca się z niemocą twórczą, stała się coraz bardziej rozgoryczona i drażliwa. Wspólne mieszkanie okazało się porażką, Dąbrowska wyprowadziła się do domu w Komorowie. Związek z Anną wciąż trwał, choć Dąbrowska potrafiła napisać w "Dzienniku”, że „Całe życie przeżyłam z mężczyznami i to było szczęśliwe życie. Może byłabym dotąd, jak wszyscy mi przepowiadali, radosna, młoda i silna, gdyby tak pozostało. Klęską mojego życia i zdrowia jest, że kończę je w towarzystwie kobiet" (23 XI 1960).
Dąbrowska nie chciała zamykać tego, co działo się w jej życiu emocjonalnym, w określeniach takich jak "miłość homoseksualna" czy "lesbijska". W "Dziennikach" trudno wręcz znaleźć to słowo. Dopiero na dwa lata przed śmiercią, po lekturze biografii Leonarda da Vinci napisze: "Czyż można by przypuszczać, że jakieś nieczyste pragnienia ukrywały się za tym głodem piękna, który skierował Leonarda ku młodym ludziom o z lekka niewieścim wdzięku? (...) Dlaczego homoseksualizm nazywać nieczystym pragnieniem, brudem itp. Taka sama miłość jak inne - może być czysta lub nieczysta, zależnie od wzajemności - może być rozpustą lub wielkim szczęściem" (12 VIII 1963).
Po śmierci przyjaciółki Anna przekonała się, że nie została uwzględniona w testamencie, co przeżyła bardzo ciężko. Po wielu miesiącach dopiero okazało się, że istnieje bardziej aktualna wersja testamentu, w której Kowalska zostaje jedną z opiekunek dzieła Dąbrowskiej. Kowalska przeżyła Dąbrowską zaledwie o cztery lata, usunęła się w cień, wycofała z życia towarzyskiego. "Ona [Maryjka] kiedyś urośnie. Ona będzie wielka - ja będę tą, która była jej przyjaciółką. Ale nikt się nie domyśli, ile jest ze mnie we wszystkim, co teraz pisze. Tak dawniej we dworach, gdy latem przysłano róże cięte, wbijano łodygę w ogórek, aby róża się dobrze trzymała. Ja jestem tym ogórkiem" - zapisała 25 września 1955 roku.
"Anna Kowalska pozostawiła po sobie wiele ciekawych utworów beletrystycznych; żaden z nich nie był jednak wybitny. Arcydziełem było jej życie, zbudowane wbrew warunkom zewnętrznym, ludzkim oczekiwaniom, wbrew opinii publicznej. Patrzyła jasno, ironicznie, z dystansem" – pisała o niej prof. Grażyna Borkowska.
Książka "Kowalska. Ta od Dąbrowskiej" Sylwii Chwedorczuk ukazała się nakładem wydawnictwa Marginesy.