„Polakom należy pozostawić tylko takie możliwości kształcenia, które ukażą im beznadziejność ich położenia narodowego” – napisano w rozporządzeniu Hansa Franka, generalnego gubernatora obszarów okupowanych przez Niemców, wydanym 31 października 1939 r.
Dziennik Gazeta Prawna
Od początku okupacji było jasne, że Niemcy poza zagarnięciem ziem chcą zniszczyć polską kulturę, naukę, a naród wyniszczyć i sprowadzić do roli siły roboczej. Już jesienią 1939 r. zostały zamknięte wszystkie szkoły. 31 października 1939 r. Hans Frank wydał rozporządzenie zezwalające na otwarcie szkół powszechnych i zawodowych.
Pierwsze były obowiązkowe, rodzice niedopełniający obowiązku rejestracji podlegali karze. Dzięki prowadzonej przez szkoły ewidencji Niemcy wiedzieli, kiedy dziecko osiąga wiek zobowiązujący do podjęcia pracy. Uczono pisania, liczenia w zakresie pięciuset i historii III Rzeszy. Całkowicie usunięto z programu język polski, historię i geografię. Szkoły zawodowe miały przygotować wykwalifikowanych robotników, pracujących na rzecz okupanta.

Pisanie, liczenie do 500 i historia III Rzeszy

Niemcy przejmowali budynki szkolne i przeznaczali je na koszary wojskowe albo szpitale. Nauczycielom podejmującym próby nauczania groził obóz koncentracyjny, a nawet kara śmierci, ale nawet tak surowe restrykcje nie przeraziły pedagogów, rodziców ani dzieci i młodzieży. Tam, gdzie tylko było to możliwe, zaraz po zamknięciu polskich szkół uruchamiano tajne szkolnictwo. Wzorce czerpano z okresu zaborów, gdy w ciągu ponad 100 lat germanizacji i rusyfikacji Polaków nie udało się wynarodowić.
W czasie okupacji na tajnych kompletach realizowano przedwojenny program obowiązujący w szkołach powszechnych, uczono wszystkich zakazanych przez Niemców przedmiotów.
Licealiści zdawali tajne matury i rozpoczynali studia na tajnych wyższych uczelniach. W Warszawie działały: Uniwersytet Warszawski, Uniwersytet Ziem Zachodnich, Politechnika Warszawska, Wolna Wszechnica Polska, Akademia Medyczna, SGH, SGGW, Konserwatorium Muzyczne.
W marcu 1940 r. powstał Wydział Nauki i Wykształcenia Ludowego przy Generalnym Gubernatorze. Ponieważ Niemcy podejrzewali, że w większości szkół powszechnych nie są przestrzegane ich zakazy i odbywa się nauka zabronionych przedmiotów, dlatego wizytatorzy często przeprowadzali niezapowiedziane inspekcje. Raczej posługiwali się wyłącznie językiem niemieckim, dlatego najczęściej towarzyszył im polski urzędnik – przedstawiciel Miejskiego Urzędu Szkolnego, będącego pod niemieckim nadzorem.

Na dwa fronty

Pracownikiem Miejskiego Urzędu Szkolnego w Warszawie był Mieczysław Radwański, ostatni przedwojenny i wojenny dyrektor gimnazjum im. Stefana Batorego. Oddany pedagog, w czasie okupacji pracował z młodzieżą, przekonywał, że działalność konspiracyjna nie zwalnia z nauki. Kiedyś skończy się wojna i będą potrzebni mądrzy, wykształceni ludzie. Organizował kursy przedmaturalne dla młodzieży, był przewodniczącym konspiracyjnej, maturalnej Komisji Egzaminacyjnej.
Ale ponieważ Radwański biegle posługiwał się językiem niemieckim, uczestniczył również w takich inspekcjach. Dzięki temu, że był o nich wcześniej powiadamiany, mógł zawczasu ostrzec, kogo trzeba, w czasie kontroli po polsku przekazywać krótkie ostrzeżenia, albo przy tłumaczeniu ratować rozmówców z opresji.
Czasem jednak zdarzały się sytuacje zupełnie nieprzewidziane. W czasie wizyty w szkole powszechnej pani Goldmanowej przy ul. Filtrowej, zaraz po wejściu do szkoły niemiecki wizytator zatrzymał pierwszego z brzegu ucznia i czystą polszczyzną zapytał, kim był Tadeusz Kościuszko. Chłopiec nie mając żadnych podejrzeń, z dumą powiedział cały życiorys wielkiego Polaka, a Niemiec, wpadł w furię. Zaczął krzyczeć „Mein God”, nie przeprowadzając dalszej wizytacji, wybiegł ze szkoły. Radwański pobiegł za nim. Zdawał sobie sprawę z beznadziejności sytuacji. Konsekwencje mogły być dramatyczne. Udało mu się jednak Niemca uspokoić. Ten machnął w końcu ręką i powiedział: – Co za naród, ci Polacy. Nigdy nie dojdziemy z nimi do ładu.
Musiał poczuć do „tego narodu” choć odrobinę szacunku, bo swoim zwierzchnikom nie doniósł o wydarzeniu. Nie było żadnej reakcji niemieckich władz.

Patriotyczny obowiązek

Nauczyciele uważali, że ich obowiązkiem jest nauka młodego pokolenia, i okupacja wcale ich z tego obowiązku nie zwolniła. W większości nie ulegli strachowi ciągle podsycanemu przez Niemców. Bez względu na represje i bardzo trudne warunki z poświęceniem i oddaniem spełniali swoje posłannictwo.
Janina Mańkowska z d. Janowska do końca swojego życia chętnie opowiadała o okupacyjnej nauczycielce Marii Wolskiej. Zaraz po kapitulacji Janka rozpoczęła naukę w pierwszej klasie szkoły powszechnej, w pięknym, nowoczesnym budynku na warszawskiej Woli. Niestety po kilku dniach Niemcy zajęli budynek, a szkołę przeniesiono do starych, nieocieplanych baraków. Gdy nastały mrozy, w klasie było tak zimno, że dzieci ubrane w ciepłe palta, czapki i rękawice siedziały w grupkach, przytulone do siebie i znosiły te warunki tylko dzięki cudownej nauczycielce.
Każdego dnia lekcje rozpoczynały się od wierszyka „Kto Ty jesteś?”, czyli „Katechizmu polskiego dziecka” autorstwa Władysława Bełzy. Na obskurnych ławkach leżały niemieckie gazetki, które miały służyć za podręczniki, ale nigdy z nich nie korzystano, miały być tylko kamuflażem na wypadek kontroli. Nauczycielka opowiadała dzieciom o wielkich Polakach, czytała klasykę polskiej literatury. Dbała o każdego ucznia z osobna, znała ich problemy i zawsze starała się pomóc.
Historii, geografii i języka polskiego dzieci uczyły się na kompletach poza szkołą. Podzielone na niewielkie grupy spotykały się w prywatnych mieszkaniach. W pokoju, gdzie odbywały się lekcje, leżały rozrzucone zabawki, robótki ręczne, czasem stała maszyna do szycia, a na stole talerzyki z kanapkami. Gdyby niespodziewanie zjawili się Niemcy, tłumaczono się, że dzieci bawią się albo uczą robótek ręcznych.
Tajne komplety miały swoją własną „ochronę”. Jeden z rodziców spacerował w okolicy domu, w którym odbywały się lekcje, i w razie zagrożenia podnosił wcześniej umówiony alarm.

To też była walka

Naukę traktowano jako jedną z form walki z okupantem, dlatego wszyscy uczniowie, zarówno ci najmłodsi jak i najstarsi starali się wywiązywać ze swoim obowiązków najlepiej jak potrafili. Zdawali sobie sprawę z tego, że nauczyciele, ludzie udostępniający lokale i oni sami są narażeni na śmiertelne niebezpieczeństwo. Bardzo często starsi uczniowie na zajęcia przychodzili prosto z akcji.
Eugeniusz Tyrajski miał we wrześniu 1939 r. zacząć naukę w stołecznym gimnazjum im. Stefana Batorego. Uniemożliwiła to wojna i okupacja. Jego ojciec zaraz po zamknięciu szkół zdecydował, że syn nie może przerwać nauki. Pierwszym konspiracyjnym nauczycielem na tajnych kompletach był profesor Gustaw Wuttke, znany geograf. Eugeniusz bardzo doceniał wysiłek swojego nauczyciela, przykładał się do nauki jak nigdy. Dzięki temu udało mu się cały szkolny program przerobić w krótszym czasie, wiosną 1942 r. otrzymał małą maturę.
Od jesieni został uczniem szkoły handlowej, która w rzeczywistości była liceum, zorganizowanym przez Stowarzyszenie Nauczycieli „Oświata”. 1 lipca 1944 r. zdał ostatni egzamin maturalny.
Wielu młodych ludzi uczęszczających na tajne komplety było również zaangażowanych w działalność konspiracyjną. Zdarzało się, że do egzaminów maturalnych podchodzili między kolejnymi akcjami, zdając prawdziwy egzamin z dorosłości.
Basia Gancarczyk z d. Piotrowska była uczennicą na tajnych kompletach organizowanych przez liceum im. Marii Konopnickiej. Do matury przystąpiła w 1941 r., razem z 30 dziewczętami z jej rocznika. Z zachowaniem wszelkich środków bezpieczeństwa spotkały się w szkole zawodowej przy ul. Bagatela. Stół przykryty był zielonym suknem, stały na nim kwiaty. Do dzisiaj pamięta tytuł pracy z języka polskiego: „Warszawa w oczach Bolesława Prusa”. Egzaminy ustne zdawały na zapleczu szkoły. Nad ich bezpieczeństwem czuwał niezawodny woźny. Po maturze dziewczęta dostały kartki z życzeniami z okazji urodzin, imienin, bierzmowania i innych podobnych uroczystości. Każda podpisana była przez jakąś ciotkę, wujka, kuzyna, i innych krewnych… W rzeczywistości były to podpisy egzaminujących nauczycieli.
Urszula Katarzyńska z d. Kurkowska przystąpiła do matury w 1943 r. W czasie egzaminów w akcji pod Celestynowem zginęli jej serdeczni przyjaciele: Włodek Stysło i Stasiek Kotorowicz. Przystąpiła do sprawdzianu półprzytomna z bólu. Dyrektorka znana ze swej surowości, ale i z wyjątkowego podejścia do uczennic, zorientowała się, co jest powodem ogromnego smutku maturzystki i wspierała ją tak, jak potrafiła.
Janina Rożecka z d. Gutowska konspiracyjną maturę zdała w 1941 r. W czasie każdego egzaminu myślami była obok ojca, który we wrześniu walczył na Wschodzie i ślad po nim zaginął. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że został zamordowany razem z innymi polskimi oficerami przez Rosjan. Była przekonana, że byłby z niej bardzo dumny. Po ostatnim egzaminie wróciła do domu. Mamie, która otworzyła jej drzwi, powiedziała: – Masz od dzisiaj dorosłą córkę.
Nagrodą za zdaną maturę był jej serdeczny uścisk.
Profesor Stefan Bryła mówił do swoich studentów tajnej architektury: „Po wojnie Polska będzie potrzebowała mądrych i wykształconych ludzi, którzy odbudują i rozbudują ten kraj”. Nie doczekał końca wojny, za organizowanie tajnego szkolnictwa został przez Niemców aresztowany i w grudniu 1943 r. rozstrzelany. W latach 1939–1945 Niemcy zamordowali 8,5 tys. polskich nauczycieli. Tysiące osób pomagających w organizowaniu tajnych kompletów trafiły do obozów koncentracyjnych.
O AUTORACH:
Małgorzata Czerwińska-Buczek, pisarka, dziennikarka, przewodnik-wolontariusz w Muzeum Powstania Warszawskiego, Michał Komuda, pracownik Muzeum Powstania Warszawskiego, redaktor i współautor „Leksykonu militariów Powstania Warszawskiego”, stały współpracownik magazynu „wSieci Historii”.
Dziękujemy Muzeum Powstania Warszawskiego za współpracę i za udostępnienie zdjęć do tekstów Michała Komudy
Artykuły Małgorzaty Czerwińskiej-Buczek zilustrowano fotografiami z archiwum autorki