Zaczynał od filmów dokumentalnych i krótkometrażowych ukazujących rzeczywistość podparyskiego Montfermeil. Dziś Ladj Ly ma na swoim koncie m.in. wielką nagrodę jury festiwalu w Cannes i nominację do Oscara. Jego zaangażowany społecznie, debiutancki film fabularny "Nędznicy" od piątku można oglądać w kinach.

"Nędznicy" – jak mówi Ly – to sygnał ostrzegawczy: "sytuacja mieszkańców paryskich przedmieść nie zmienia się pomimo upływu lat; wciąż jest katastrofą, biorąc pod uwagę choćby edukację czy dostęp do kultury". Realia te są mu doskonale znane. Jest synem imigrantów z Mali, który dorastał w podparyskim Montfermeil. Nic nie wskazywało na to, że w przyszłości zostanie częścią przemysłu filmowego. Nastoletni Ly kształcił się na technika elektryka. Na kamerę natknął się przypadkowo - dzięki Romainowi Gavrasowi, synowi znanego reżysera Costy-Gavrasa. Spodobało mu się, że rejestruje coś, co zostaje w jego rękach na stałe. Pierwszy, nieprofesjonalny sprzęt kupił jako 17-latek. Od tego czasu razem z przyjaciółmi - wśród nich Romainem Gavrasem i Kimem Chapironem - robił filmy krótkometrażowe. Stworzyli kolektyw nazywany Kourtrajmé. "Kręciłem wszystko, co mnie otaczało" – wspominał na łamach "The New York Times".

W 2002 r. po raz pierwszy zarejestrował policyjną interwencję w Montfermeil. Szybko stał się znany jako "chłopak z kamerą w ręku" i "symbol sąsiedztwa potępiający niesprawiedliwość, której doświadczali mieszkańcy". Mieszkańcy Montfermeil dawali mu znać, gdy tylko w okolicy pojawiali się funkcjonariusze. Niespełna trzy lata później Ly sfilmował zamieszki, które miały miejsce we Francji po tym, jak dwóch nastolatków - uciekając przed kontrolą policyjną - ukryło się w stacji transformatorowej w Clichy-sous-Bois i zginęło w wyniku porażenia prądem. W 2008 r. z kolei udokumentował akt brutalności policji, a jego nagranie zostało dostrzeżone przez stacje telewizyjne, zapewniając Ly krótkotrwałą popularność.

Doświadczenia te przekuł w pierwszą profesjonalną krótkometrażową fabułę "Nędznicy". Przymierzał się do niej ponad 10 lat, bo – jak wspominał w maju ub.r. w Cannes – przy tak skromnym budżecie, jakim dysponował, trudno jest zrealizować film fabularny. Do współpracy nad scenariuszem zaprosił Alexisa Manentiego, autora m.in. "Złodziei diamentów". Opowieść o konfrontacjach między policją a członkami lokalnej społeczności odniosła spory sukces, przynosząc Ly blisko 30 nominacji i nagród (m.in. na festiwalu Art for Peace oraz festiwalu w Clermont-Ferrand).

Po tym sukcesie Ladj uznał, że nadszedł czas na pełnometrażowy debiut fabularny. Nie mógł wtedy spodziewać się, że premiera "Nędzników" – opartych na shorcie z 2017 r. – odbędzie się podczas festiwalu w Cannes, a jego obraz – obok dzieł chociażby Kena Loacha, Pedro Almodovara czy Jima Jarmuscha – będzie ubiegać się o Złotą Palmę. A już tym bardziej, że pół roku później jego film zostanie nominowany do Oscara dla najlepszego pełnometrażowego filmu międzynarodowego. Ly postawił w większości na sprawdzonych współpracowników. Scenariusz napisał wspólnie z Giordano Gederlinim i Manentim, który zagrał także jedną z głównych ról. W obsadzie znaleźli się również m.in. Damien Bonnard i Djebril Zonga.

Podczas festiwalu reżyser alarmował, że sytuacja mieszkańców podparyskich przedmieść nie zmienia się pomimo upływu lat. Sprzeciwiał się dyskryminacji imigrantów, nierównemu dostępowi do edukacji i kultury, braku perspektyw, bezrobociu i biedzie. "Proszę, słuchajcie tego, co mieszkańcy przedmieść mówią od przeszło 20 lat. Bo teraz mamy wrażenie, że nikt nas nie słucha. Chciałbym zadedykować ten film prezydentowi Francji Emmanuelowi Macronowi. Od ponad 20 lat byliśmy +żółtymi kamizelkami+, domagaliśmy się swoich praw. Teraz, kiedy +żółte kamizelki+ od ponad sześciu miesięcy wychodzą na ulice, ludzie dopiero zaczynają zdawać sobie sprawę z istnienia policyjnej przemocy" – powiedział.

Film spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem ze strony wielu krytyków. Oceniano go jako "obiecujący", "absorbujący", "bardzo wiarygodny obraz". Jordan Mintzer z "The Hollywood Reporter" pisał, że "Nędznicy" to "szorstki i ognisty thriller miejski, podkreślony zjadliwym komentarzem społecznym na temat obecnego stanu przedmieść Paryża, które ukazane są jako +beczka prochu+". Niektórzy jednak – jak chociażby Jonathan Romney ze "Screen Daily" – wytykali Ly, że ukazuje kobiety "głównie jako nastolatki lub cierpiętnice". "Kolejnym minusem jest żarliwy ton i brak lekkości" – dodał recenzent.

Ostatecznie Ly wyjechał z Cannes z wielką nagrodą jury. Statuetkę zadedykował "wszystkim, którzy we Francji żyją w biedzie". "Chciałbym podziękować Thierry’emu Fremaux (delegatowi generalnemu festiwalu – PAP), że odważył się wybrać ten film i włączyć go do oficjalnej selekcji. Bardzo się z tego cieszę, jestem wzruszony tym wyborem (...). Nie zapominam, skąd pochodzę. Warto powiedzieć, że zaczynaliśmy od zera. Nie chodziliśmy do szkoły filmowej, a teraz jestem tutaj" – mówił, odbierając nagrodę w canneńskim Grand Theatre Lumiere.

Dla Ladja Ly takie słowa nie są pustą deklaracją. Losy mieszkańców Montfermeil przejmują go do tego stopnia, że w 2018 r. wraz z pozostałymi członkami kolektywu Kourtrajmé założył tam bezpłatną szkołę filmową, która ma ułatwić start w branży mieszkańcom przedmieść. "Uważamy, że dywersyfikacja przemysłu filmowego u podstaw i kształcenie kolejnego pokolenia francuskich filmowców są szalenie ważne" – podkreślił reżyser, cytowany przez portal Awardswatch.