Polska lewica jest tradycyjnie mocna w teorii i lubi swe rozważania rozpinać na wysokim szczeblu ogólności. Z praktyką bywa gorzej. Na tym tle propozycja polityki mieszkaniowej autorstwa Joanny Erbel jest inna.
/>
/>
Erbel była czołową warszawską działaczką miejską, a nawet kandydatką w stołecznych wyborach prezydenckich (w 2014 r. startowała z poparciem Partii Zielonych i dostała 2,5 proc. głosów). Po tamtych doświadczeniach zarzuciła politykę. A może właśnie odwrotnie? Może zaczęła robić prawdziwą politykę?
W języku angielskim istnieje rozróżnienie między „politics” a „policy”. Ten pierwszy termin odwołuje się do polityki rozumianej jako walka o zdobycie i utrzymanie pochodzących z demokratycznego wyboru stanowisk. Gdy już dojdzie do podziału funkcji, sednem działania polityka powinna się stać „policy” – to znaczy świadome wpływanie na rzeczywistość społeczną poprzez środki, jakie daje urząd. W języku polskim tego rozróżnienia jednak nie ma. Jakby chciał nam dobitnie pokazywać, że w praktyce „politics” się rozlewa, a na „policy” politykom nie starcza zwykle czasu. Paradoksalnie ścieżką do robienia realnej polityki publicznej staje się w tej sytuacji poziom merytoryczno-ekspercki. I to jest właśnie droga, którą idzie od paru lat Joanna Erbel.
Zaczęła od pracy w warszawskim Towarzystwie Budownictwa Społecznego – instytucji powołanej do życia w połowie lat 90. i będącej pierwszą po zapaści 1989 r. próbą prowadzenia przez polskie państwo jakiejś polityki mieszkaniowej. Potem Erbel pracowała w Urzędzie Miasta Stołecznego Warszawy, głównie przy projekcie „Mieszkania2030”. Stamtąd przeszła do PFR Nieruchomości, rządowej spółki nadzorującej program „Mieszkanie plus”. Wymieniam te instytucje nie bez przyczyny. Warto bowiem pokazać, że w ostatnich latach Erbel zdawała się niewiele sobie robić ze świętej wojny polsko-polskiej, poruszając się dość swobodnie w poprzek politycznych barykad.
Zebrane w ten sposób doświadczenia dostajemy teraz w formie książkowej. „Poza własnością” jest soczystą propozycją z gatunku publicystyki ekonomicznej. Widać, że Erbel nie napisała tej książki ani dla akademickiej punktacji, ani dla rozliczenia grantu. Tylko po to, żeby popchnąć polskie mieszkalnictwo na właściwie tory. Jakie? Diagnoza jest czytelna. Mieszkania nam się w III RP udały nieszczególnie. Ta jedna z najważniejszych dziedzin życia każdego obywatela została niemal w całości sprywatyzowana i utowarowiona. A co za tym idzie, wprzęgnięta w logikę rynkową. Jedni tę grę wygrywają, inni przegrywają. Ale grać muszą wszyscy, bo popyt jest tu nieubłaganie sztywny (mieszkać gdzieś trzeba).
Czytelnie zostało też oznakowane wyjście. A przynajmniej prowadzący do niego kierunek. Erbel przekonuje, że jedynym rozwiązaniem jest wybicie się poza rozumienie mieszkania jako własności. Autorka nie jest tu żadną radykałką ani marzycielką. Uważa jedynie, że obok własności muszą istnieć w Polsce inne formy godnego mieszkania – głównie pewny i dostępny cenowo najem. Tylko w ten sposób państwo może realizować aktywną i sprawiedliwą politykę mieszkaniową, przynajmniej częściowo wracając do marzenia o mieszkaniu jako rodzaju usługi publicznej, na który zamożne rozwinięte społeczeństwo zwyczajnie powinno być stać.
Nie wiem, czy Erbel kiedykolwiek będzie miała szansę wprowadzenia swoich koncepcji w życie. „Policy” tym się różni od „politics”, że często pozostaje domeną dobrych chęci i niezrealizowanych planów. Bitew wygranych po wielokroć na papierze. Ale nie na polu walki. Jeśli jednak wiatry kiedykolwiek powieją w korzystną stronę, autorka „Poza własnością” będzie przynajmniej miała do zaproponowania konkretną wiedzę i zestaw środków, by wcielić pomysły w życie.
Joanna Erbel, „Poza własnością. W stronę udanej polityki mieszkaniowej”, Wydawnictwo Wysoki Zamek, Kraków 2020