Fryderyk Chopin zmarł 17 października 1849 r. w Paryżu, a jego pogrzeb odbył się 30 października. Było to wielkie wydarzenie w życiu stolicy Francji, ponieważ kompozytor już za życia cieszył się wielką sławą.
„Można powiedzieć, że stał się bardzo rozpoznawalny już od pierwszego koncertu w Paryżu, który miał miejsce w sali Pleyela w 1832 roku. 22-letni podówczas Chopin od razu wszedł w krąg najważniejszych pianistów, a jego kompozycje zyskiwały coraz większą popularność. To dlatego informacja o śmierci kompozytora prędko obiegła paryskie salony” – opowiada PAP Paweł Bień, edukator w Muzeum Fryderyka Chopina w Warszawie.
Wiadomość o śmierci Chopina z czasem dotarła także do Polski, m.in. za sprawą słynnego nekrologu napisanego przez Cypriana Kamila Norwida. Czytamy w nim, że Chopin jakkolwiek sercem był Polakiem, to jednak jego talent był uniwersalny, sięgał całego świata.
Pogrzeb Chopina miał sprostać oczekiwaniom paryskiego towarzystwa, które chciało godnie uczcić pamięć kompozytora, dlatego też zadbano o należytą oprawę. Zgodnie z wolą Fryderyka Chopina zostało wykonane Requiem d-moll Wolfganga Amadeusza Mozarta. Już od najmłodszych lat, od czasów nauki w Warszawie u Wojciecha Żywnego, Chopin bardzo cenił klasyków. „Mozart był jednym z tych klasyków, który był Chopinowi bliski – dlatego też wybrał na swój pogrzeb Requiem. Na pogrzebie wybrzmiał również fragment +Sonaty b-moll+ Chopina, z tzw. marszem żałobnym” – opowiada Paweł Bień.
Jak dodaje, „można powiedzieć, że oprawa muzyczna była godna wielkiego muzyka, łącznie z tym, że nawet wikary kościoła Marii Magdaleny, jednej z największych świątyń ówczesnego Paryża, zgodził się na wykonanie przez kobiety partii Requiem napisanych na głosy żeńskie. Wcale nie było to takie oczywiste, ponieważ wtedy stosunek do kwestii płci był inny niż zapatrujemy się na to współcześnie”.
Zadbano także o zaproszenia. Do naszych czasów zachowały dwa takie bilety, które znajdują się obecnie w kolekcji Muzeum Fryderyka Chopina – dla hrabiego Cichockiego oraz dla Marceliny Czartoryskiej. Czartoryska była uczennicą Fryderyka Chopina i bardzo utalentowaną pianistką (sam Chopin wyrażał się pochlebnie o jej grze), która jednak ze względu na wysokie pochodzenie nie mogła zostać pianistką koncertującą, nie mieściło się w ówczesnym konwenansie.
Kondukt żałobny, który przeszedł z kościoła Marii Magdaleny na cmentarz Père-Lachaise, gdzie zostało złożone do grobu ciało Chopina, był prowadzony przez księcia Adama Jerzego Czartoryskiego - jedną z najwybitniejszych postaci w polskim środowisku emigracyjny. „Po obecności Adama Jerzego Czartoryskiego widać, że świat Wielkiej Emigracji był zaangażowany w tę uroczystość” – podkreśla Paweł Bień.
Mówiąc o pogrzebie Chopina, warto również wspomnieć o pamiątkach, które zostały po kompozytorze. „To często pamiątki nietypowe, takie jak na przykład kwiaty z łoża śmierci Chopina, które zostały zasuszone przez Solange i znajdują się w kolekcji muzeum. To bardzo ciekawa i efemeryczna pamiątka, która pokazuje, że Chopin umierał wśród kwiatów. Znamy fragmenty listów Chopina, w których prosi Wojciecha Grzymałę o to, żeby ten zostawił fiołki w momencie, kiedy Chopin będzie wracał do swojego mieszkania po podróży” – mówi Paweł Bień.
W kolekcji Muzeum Fryderyka Chopina znajduje się również pukiel włosów kompozytora, który został pobrany przed zabalsamowaniem ciała. „W XIX wieku przechowywano wiele takich pukli włosów. Był to dość popularny sposób upamiętniania” – zauważa Paweł Bień.
Zdjęto również maskę pośmiertną oraz pobrano odlew dłoni kompozytora. „To twarz i dłonie są tymi najbardziej emblematycznymi częściami ciała wirtuoza, których wygląd ludzie chcieli wówczas zachować dla potomności” – mówi Bień.
Do ciekawych wniosków może doprowadzić przyjrzenie się odlewowi dłoni. „Dłoń może wydać się zaskakująca. Okazuje się, że wcale nie była ona stereotypową dłonią pianisty – nie była wielka, a raczej bardzo delikatna. Wielu zastanawia się, jak Chopin, mając tak delikatną dłoń, mógł obejmować stosunkowo duże interwały na klawiaturze. Klawiatura fortepianów historycznych była jednak zbudowana nieco inaczej niż w tych współczesnych, wobec czego było to wówczas wykonalne” – tłumaczy Paweł Bień.
Bień podkreśla, że wokół umierającego Chopina było wiele bliskich mu osób, w tym jego siostra Ludwika Jędrzejewiczowa, która przyjechała do Paryża. To właśnie ona przywiozła później do Polski w słoju z wydestylowanym koniakiem i ukryte pod swoją suknią serce Fryderyka Chopina.
„Bardzo często mówi się o tym, że Chopin chciał, żeby jego serce wróciło do Polski. Myślę, że jest to niewykluczone, ponieważ rzeczywiście cały czas pamiętał o Polsce i o swojej rodzinie, która tutaj pozostawała. Dodajmy jednak do tego jeszcze, że Chopin obawiał się, że zostanie pochowany żywcem. Wyciągnięcie serca miało być dla niego gwarancją, że na pewno tak makabryczny scenariusz się nie spełni. Mamy zatem i drugi potencjalny powód, chociaż oczywiście patriotycznych pobudek bym nie wykluczał” – wskazuje Paweł Bień.
Upłynie jednak sporo lat do momentu, kiedy serce Chopina zostanie wmurowane w filar Kościoła Świętego Krzyża – serce wmurowano w 1879, a rok później umieszczono na nim pamiątkową tablicę. Wybór tego kościoła nie był przypadkowy – przez wiele lat był to bowiem kościół parafialny rodziny Chopinów. „Chopin był z tym miejscem związany, chociaż nie tylko z tym kościołem. Być może mało znanym jest fakt, że Chopin pełnił rolę organisty w warszawskim Kościele Wizytek. Nawet sam żartował w listach, że jest pierwszą osobą po księdzu proboszczu. Dostał zaszczytny tytułu +organisty licejskiego+, oczywiście chodzi tutaj o licealnego organistę” – opowiada Paweł Bień.
Przez wiele lat krążyła nawet anegdota o tym, że Chopin był tak zapamiętały w grze na organach, że ksiądz nie mógł kontynuować celebrowania nabożeństwa, bo Chopin nadal grał. „Niestety, jest to chyba raczej tylko anegdota, bo w większości biografii Bacha pojawia się dokładnie ta sama historia, tyle tylko, że umieszczona wcześniej w czasie i w lipskich realiach” – dodaje Bień.
Podczas Powstania Warszawskiego serce Chopina uratowano – zostało przeniesione do Milanówka. Po wojnie zostało oficjalnie przekazane przez Bolesława Bieruta Stanisławowi Tołwińskiemu, ówczesnemu prezydentowi Warszawy, aby wróciło do odbudowanego Kościoła Świętego Krzyża.
Śmierć Chopina wielokrotnie była tematem obrazów i ilustracji. W czasie, kiedy Chopin umierał, Teofil Kwiatkowski, polski malarz romantyczny, a prywatnie przyjaciel Chopina, stworzył pierwsze wizerunki pokazujące na przykład umierającego Chopina otoczonego przez bliskich, w tym właśnie z siostrą Ludwiką Jędrzejewiczową.
„W momencie śmierci Chopina ta wielka ikonograficzna tradycja dopiero się rozpoczyna. Wizerunki będą powstawały w zasadzie aż do okresu Młodej Polski, a niektóre nawet, można powiedzieć, że niemal do współczesności. O ile te pierwsze będą quasi-reportażowymi rysunkami, próbującymi uchwycić realia momentu umierania Fryderyka Chopina albo będą to rysunki dokumentujące na przykład wygląd dłoni lub twarzy Chopina w momencie śmierci czy tuż po niej, o tyle pod koniec XIX wieku rozpocznie się wielki nurt mityzacji, estetyzacji i heroizacji tej śmierci” – wskazuje Paweł Bień.
Na takich „mityzowanych” grafikach można zobaczyć m.in. pianino, które jest dostawione do łóżka umierającego Chopina, co nie jest jednak potwierdzone przez wspomnienia. Pojawiają się też antykizujące kostiumy, na przykład Delfiny Potockiej, która faktycznie śpiewała przy łożu śmierci Chopina, o co poprosił ją sam kompozytor. Potocka była utalentowaną polską śpiewaczką, arystokratką, przyjaciółką i uczennicą Fryderyka Chopina. Była z nim bardzo blisko związana, zresztą jak wiele innych śpiewaczek. Chopin, chociaż – mimo namów i próśb – nie napisał żadnej opery, był jej wielkim admiratorem. Chętnie chodził na przedstawienia operowe, bardzo często podkreślał również, że jego ideałem wykonawczym jest gra zbliżona do lirycznego śpiewu” – zauważa Bień.
Prowadzone są dyskusje na temat tego, co śpiewała wówczas Delfina Potocka, choć na pewno nie były to pieśni samego Chopina. „Jedni mówią, że to były fragmenty z oper Vincenzo Belliniego, co wydaje mi się bardzo prawdopodobne, bo Chopin bardzo cenił Belliniego. Pojawia się też teoria, że były to arie Gioacchino Rossiniego, w co chyba trudniej jest uwierzyć, chociaż oczywiście patrząc np. na chopinowską +Tarantellę+ trudno dobrej znajomości dzieł Rossiniego nie dostrzec” – ocenia Bień.
Nagrobek powstał rok po śmierci Fryderyka Chopina, czyli w roku 1850 i został wykonany przez Augusta Clésingera, męża Solange Clésinger-Dudevant – córki George Sand, partnerki Fryderyka Chopina. „Do dziś na cmentarz przybywają tłumy chętnych odwiedzić miejsce pochówku Fryderyka Chopina. Niektórzy znający gust Chopina, układają na mogile fiołki” – opowiada Bień.