Dla białych emigrantów po 1917 r. ostatnią nadzieją na wyzwolenie spod bolszewickiej tyranii była Polska. Przeliczyli się.
Magazyn DGP 25.10.19. / Dziennik Gazeta Prawna
Czwarte Forum Niemcowa odbyło się na początku września w Warszawie – po Brukseli, Berlinie i Pradze. „To jedna z niewielu, a przy tym chyba największa platforma, na której intelektualiści, liderzy, dziennikarze i aktywiści z Rosji mogą się spotkać z europejskimi kolegami i porozmawiać o problemach, które ich trapią” – wyjaśniała dla Dziennik.pl współorganizatorka spotkania Anastasija Siergiejewa. Od kiedy w 2015 r. Boris Niemcow został zamordowany nieopodal Kremla, liderzy rosyjskiej opozycji, szefowie prodemokratycznych fundacji i aktywiści obywatelscy wolą poważne debaty organizować za granicą. Tak jest bezpieczniej i daje to pewność, że dyskusji nie przerwie nagłe wkroczenie funkcjonariuszy policji lub FSB. Na warszawskim forum licznie stawili się przedstawiciele opozycji, z najbardziej rozpoznawalnym jej liderem Aleksiejem Nawalnym na czele. Wprawdzie dwudniowa debata nie przyczyniła się raczej do realnego osłabienia reżimu Władimira Putina, niemniej na pewno została na Kremlu zauważona – od treści ważniejsze jest to, iż się odbyła i gdzie. Dla rosyjskiej opozycji Warszawa to stolica, która politycznie znaczy o wiele mniej niż Londyn, Berlin czy Waszyngton. Jest za to całkiem blisko Moskwy, a czasami położenie geograficzne ma duże znaczenie.

Dwaj wywrotowcy

Jak w każdy czwartkowy poranek całą długość Prospektu Izmaiłowskiego w Petersburgu obstawiła żandarmeria. Tą drogą minister spraw wewnętrznych Rosji Wiaczesław von Plehwe jeździł na dworzec kolejowy, żeby udać się do Carskiego Sioła, gdzie składał carowi Mikołajowi II swój tygodniowy raport. 15 lipca 1904 r. pod Hotelem Warszawskim na ministra czekało już pięciu członków Organizacji Bojowej Partii Socjalistów-Rewolucjonistów. Dowodzący nimi Borys Sawinkow, choć nie ukończył jeszcze 25 lat, uchodził już za doświadczonego zamachowca. Do partii eserowców ów syn zastępcy prokuratora Wojennego Sądu Okręgowego w Warszawie przyłączył się po relegowaniu go przez władze Uniwersytetu w Sankt Petersburgu z wydziału prawa. Zamiast ścigać wrogów państwa jak ojciec, został terrorystą marzącym o obaleniu cara i gruntownym zreformowaniu Rosji.
Bojownicy obrzucili ładunkami wybuchowymi karetę wiozącą ministra spraw wewnętrznych oraz podążający za nią powóz ochrony. „Nagle w jednolity gwar ulicy wdarł się ciężki i głuchy dziwny dźwięk. Jakby ktoś uderzył żelaznym młotem w żelazną płytę. W tej samej sekundzie zadźwięczały żałobnie rozbite w oknach szyby. Zobaczyłem, jak z trotuaru wzbił się cienki słup szaro-żółtego dymu” – zanotował potem w dzienniku Sawinkow.
Eksplozje rozerwały Wiaczesława von Plehwe i towarzyszące mu osoby, a organizator zamachu stał się najbardziej poszukiwanym w Rosji terrorystą. Wkrótce o ten tytuł zaczął się ścigać z Sawinkowem Józef Piłsudski. Ich drogi życiowe przecięły się dopiero 15 lat później, gdy z wywrotowców wyrośli na przywódców. Gdy w lutym 1917 r. wybuchła w Rosji rewolucja, Sawinkow powrócił do ojczyzny po kilku latach na emigracji. Premier Aleksander Kiereński zaoferował mu stanowisko wiceministra wojny. W rozdzieranym konfliktami Rządzie Tymczasowym Borys Sawinkow okazał się jedynym zdecydowanym politykiem. Bunty w armii chciał pacyfikować siłą, a prowokujących je bolszewików stawiać pod mur i rozstrzeliwać.
Dobrze wiedział, że ci nie okażą przeciwnikom litości, jeśli zdobędą władzę. Ale wiecznie hamletyzujący premier Kiereński i jego otoczenie okazywali się niezdolni nawet do prostych odruchów samozachowawczych i kierowani przez Lenina komuniści 7 listopada (w kalendarzu juliańskim 25 października) 1917 r. bez problemu opanowali Petersburg. Sawinkow zdołał ukryć się w Moskwie i tam, jak za młodych lat, znów zaczął działać w konspiracji. Założony przez niego Związek Obrony Ojczyzny i Wolności planował odbicie miasta. Kiedy się to nie udało, były wiceminister wojny przedostał się za Ural, gdzie dołączył do wojsk admirała Aleksandra Kołczaka, który mianował go swoim przedstawicielem w Paryżu. We Francji mało komu chciało się jednak spieszyć z pomocą Rosjanom walczącym z bolszewikami. Niedługo potem głównodowodzący siłami Ententy na Syberii francuski generał Pierre Janin poszedł na układ z dowództwem Armii Czerwonej. W zamian za możliwość spokojnego odwrotu Korpusu Czechosłowackiego oraz reszty sił interwencyjnych wydał bolszewikom Kołczaka. Powiadomiony o tym Lenin rozkazał niebezpiecznego wroga natychmiast rozstrzelać.
Marny koniec admirała uświadomił Sawinkowowi, że nie ma czego szukać nad Sekwaną. Przypomniał sobie wówczas o starym przyjacielu z eserowskich czasów Karolu Wędziagolskim, który z ramienia polskiego rządu zajmował się w Warszawie napływającymi masowo do Polski rosyjskimi emigrantami. Jako że Wędziagolski znał też osobiście Piłsudskiego, nikt lepiej nie nadawał się do tego, by umówić spotkanie dwóch – byłych – wywrotowców.

Czwórka marzycieli

„Zbyt wielu widzieliśmy żołnierzy, ale ten miał całkiem inny, niezwyczajny wygląd. Prosty, szczupły, wyciągnięty” – wspominał krytyk literacki i publicysta Dmitrij Fiłosofow, jak na początku 1919 r. przedzierał się z głębi Rosji na zachód. „Oto i drugi taki sam, i trzeci… Polacy. Poznańczycy! Ci, których tak bali się nasi czerwonoarmiści, nazywając «rogatymi czartami». My spojrzeliśmy na nich jak na aniołów. Na straży, stojących u wrót Europy” – dodawał. Fiłosofowowi towarzyszyli wówczas poeta Dmitrij Mereżkowski, jego żona, utalentowana poetka Zinaida Gippius oraz jej sekretarz Władimir Złobin. Wspólnie przedarli się przez linię frontu. Po polskiej stronie zaczęli wkrótce wygłaszać odczyty opisujące, jak wygląda rosyjska codzienność pod rządami komunistów. „Już w swoim pierwszym publicznym wystąpieniu bolszewickie elity – w tym wypadku na przykładzie Zinowiewa – Gippius opisała jako środowisko wiarołomne, tchórzliwe i brutalne” – relacjonuje Piotr Cichoracki w opracowaniu „W imię walki z bolszewizmem. Polski epizod Zinaidy Gippius w 1920 roku”. Uciekinierami zaopiekowali się gen. Lucjan Żeligowski oraz Józef Czapski. Dzięki nim bezpiecznie dotarli do Warszawy. Tu nie przywitano ich z otwartymi ramionami, choć od 2 stycznia 1919 r. działał legalnie reprezentujący interesy uchodźców w kontaktach z polskimi władzami Komitet Rosyjski. „W społeczeństwie polskim panowała powszechna niechęć do emigracji rosyjskiej spowodowana urazami powstałymi w okresie zaborów” – opisuje w monografii „Prasa rosyjska i rosyjskojęzyczna w II Rzeczypospolitej (1918–1939)” Adam Radosław Suławka. „W dodatku do stolicy państwa polskiego przybywały wciąż kolejne grupy rosyjskich uchodźców z ogarniętej Wojną Domową ojczyzny, a także z reszty ziem polskich. Byli oni od początku w trudnej sytuacji. W najlepszym wypadku kwaterowali się w podrzędnych hotelach oraz na stancjach wynajmowanych u warszawskich Żydów, zaś w najgorszych w barakach na Powązkach” – uzupełnia.
Władze stolicy na różne sposoby usiłowały się pozbyć przybyszy, których liczba przekroczyła 80 tys. Mimo to Fiłosofow i trójka jego przyjaciół stwierdzili, że to w Warszawie należy podjąć próbę rozpoczęcia budowy „Trzeciej Rosji”. Pod tym hasłem kryła się idea demokratycznego państwa rosyjskiego bez ziem etnicznie nierosyjskich. „Uznali oni, że tradycja polskiego mesjanizmu może stanowić grunt do położenia kresu konfliktom pomiędzy narodami, a zwłaszcza polskim i rosyjskim. Byłby to wstęp do rozprawy z bolszewizmem” – pisze Piotr Cichoracki. Pomysły Fiłosofowa oraz małżeństwa Mereżkowskich niespecjalnie zainteresowały członków Komitetu. Od wizji wspólnej z Polakami walki przeciwko komunistycznym oprawcom nadal ważniejsza dla emigrantów okazywała się chęć utrzymania Imperium Romanowów w jego dawnych granicach.
O Trzeciej Rosji początkowo słuchać chcieli nieliczni, również po stronie polskiej. Acz hrabiowie Władysław Tyszkiewicz i Aleksander Lednicki zgodzili się powołać wspólnie z czwórką uchodźców Towarzystwo Polsko-Rosyjskie. Prawdziwym przełomem okazał się jednak dopiero przyjazd Borysa Sawinkowa.

Ostatnia nadzieja białych

„Na bezludziu i Sawinkow człowiek” – zanotował Dmitrij Fiłosofow na wieść, że Sawinkow zjawił się na początku 1920 r. w Warszawie. Równie umiarkowany entuzjazm okazała strona polska. Kierujący II Oddziałem Sztabu Generalnego, czyli wywiadem wojskowym, płk Ignacy Matuszewski w raporcie dla Piłsudskiego anonsował gościa następująco: „Nie będąc zupełnie wolnym od imperialistycznej tradycji rosyjskiej, w porównaniu ze swoimi kolegami jest najbardziej obliczający, najbardziej realny”. To dawało nadzieję na porozumienie, podobnie jak przeszłość Sawinkowa, który całe dzieciństwo spędził w Warszawie i bez problemu posługiwał się językiem polskim.
Wspólne stanowisko w kwestiach zasadniczych osiągnięto bardzo łatwo. „Wstępnym efektem rozmów z Piłsudskim była rezygnacja przez stronę polską z granicy sprzed 1772 roku, zaś przez stronę rosyjską – sprzed 1914 roku. Ponadto postanowiono, że na obszarach litewskich i białoruskich może dojść do plebiscytu w celu ostatecznego ustalenia ich przynależności państwowej” – opisuje Adam Radosław Suławka. Sawinkow był gotów zaakceptować istnienie niepodległej Ukrainy, jeśli pozostanie ona w federacji z Rosją. Ta rozbieżność nie przeszkodziła w porozumieniu. W liście do Piłsudskiego były wiceminister wojny wyraził nadzieję, że przyszły sojusz Polski z Rosją „zabezpieczy pokój europejski na długie lata”. Pismo wysłał już z Paryża, gdzie wrócił, aby namawiać przywódców rosyjskiej emigracji do aliansu z Polską.
Tymczasem w Warszawie Sawinkowa poparła jedynie grupa skupiona wokół Fiłosofowa i Mereżkowskiego. Po przyjęciu tego ostatniego 25 czerwca 1920 r. przez Naczelnika Państwa Zinaida Gippius zapisała: „Zakochał się jakby w nim (Piłsudskim – przyp. red.) i w ogóle zwariował na punkcie Belwederu”. Wkrótce za zgodą Marszałka, dzięki wysiłkom czwórki uchodźców, zaczął się ukazywać wydawany w języku rosyjskim dziennik „Swoboda” (ros. „Wolność”). W pierwszym numerze, z 17 lipca 1920 r., opublikowano artykuł Sawinkowa ogłaszający zawarcie sojuszu polsko-rosyjskiego przeciwko bolszewikom. Autor wzywał w nim rosyjskich czytelników, by na ochotnika zgłaszali się do tworzonych przez niego oddziałów (kilka tygodni wcześniej Piłsudski wyraził wreszcie zgodę, by zacząć je formować na terytorium RP). Kontrolę nad nimi miał sprawować utworzony przez Sawinkowa Rosyjski Komitet Polityczny. Wkrótce z RKP skontaktował się białoruski generał Stanisław Bułak-Bałachowicz, który wraz ze swym 800-osobowym oddziałem w marcu 1920 r. przedarł się do Polski. „Oświadczył im, że chociaż jest Białorusinem i katolikiem, walczy za Rosję i poprze sprawę rosyjską” – opisuje na kartach książki „Białoruskie formacje wojskowe 1917–1923” Oleg Łatyszonek. „14 lipca Piłsudski oznajmił B. Sawinkowowi, że jego życzeniem jest porozumienie pomiędzy Sawinkowem a Bałachowiczem. Sugerował także Sawinkowowi mianowanie gen. Bułak-Bałachowicza dowódcą rosyjskich oddziałów tworzonych w Polsce” – dodaje. Tak w krótkim czasie powstał w Warszawie zalążek rosyjskiego rządu na uchodźstwie oraz armii. Tymczasem do wrót polskiej stolicy zbliżała się Armia Czerwona.

Pokój i wojna

„W czasie bitwy warszawskiej D. Fiłosofow postawił na swoim nocnym stoliku truciznę, którą zamierzał użyć w razie zwycięstwa Sowietów” – opisuje A.R. Suławka. Reszta członków redakcji „Swobody” na jego prośbę ewakuowała się do Sopotu, by tam czekać na rozstrzygnięcie batalii. Sawinkow wraz z Wędziagolskim pojechali na front. W drodze pospiesznie redagował czterostronicową gazetę opatrzoną tytułem „Za Rodinu i Swobodu” („Za Ojczyznę i Wolność”). Napisane po rosyjsku artykuły wzywały wszystkich do walki z bolszewikami.
Triumf militarny odniesiony w połowie sierpnia przez polską armię odwrócił losy wojny, przyniósł też uchodźcom wielkie nadzieje. Pomimo wcześniejszych wahań 27 sierpnia 1920 r. Sawinkow spełnił życzenie Piłsudskiego i podpisał układ z gen. Bułak-Bałachowiczem, inicjując powstanie Rosyjskiej Ludowej Armii Ochotniczej. Za zgodą polskiego dowództwa rozpoczęto werbowanie do niej żołnierzy wśród czerwonoarmistów, jacy znaleźli się w obozach jenieckich, oraz rosyjskich żołnierzy i Kozaków z sił kontrrewolucyjnych osadzonych w obozach dla internowanych. Sawinkow był przekonany, że wkrótce liczebność Rosyjskiej Ludowej Armii Ochotniczej przekroczy 10 tys. ludzi pod bronią. Gdy jednak osiągano około połowy docelowego stanu, 18 października 1920 r. Polska i bolszewicka Rosja ogłosiły zawieszenie broni. Rozpoczęte w Rydze rozmowy pokojowe jasno wskazywały, że zwolennicy Trzeciej Rosji nie mają co liczyć na marsz na Moskwę z polską armią. Jedyną nadzieję na przyszłość dawało sprowokowanie nowej wojny.
I Bułak-Bałachowicz, i Sawinkow uwielbiali grać va banque. Wspólnie więc utworzyli Białoruski Komitet Polityczny i w ciągu tygodnia przygotowali się do wkroczenia na ziemie, które po zawieszeniu broni pozostały w sowieckich rękach. Na ich rozkaz przemianowana na „białoruską” Rosyjska Ludowa Armia Ochotnicza uczyniła to 25 października 1920 r. „Z tej okazji wystosowali trzy depesze. W pierwszej z nich działacze BKP i białoruscy wojskowi wezwali Borysa Sawinkowa i gen. Bułak-Bałachowicza do udzielenia pomocy w wyzwoleniu Białorusi spod jarzma bolszewickich najeźdźców. W drugiej gen. Bułak-Bałachowicz powiadamiał marszałka Piłsudskiego, że przystępuje do walki o niepodległą Białoruś. W trzeciej, skierowanej jednocześnie do marszałka Piłsudskiego i gen. Wrangla, B. Sawinkow i gen. Bułak-Bałachowicz powiadomili adresatów o wspólnym podjęciu walki o niepodległość Białorusi” – wylicza O. Łatyszonek.
Propagandowy teatr z depeszami zorganizowany przez dwóch awanturników rozsierdził polski rząd. Rzeczpospolita była zbyt wyczerpana wojną, żeby jej obywatele pragnęli nowej. Do wznowienia walk nie palili się też bolszewicy, zwłaszcza że Piłsudski nie udzielił żadnego wsparcia oddziałom Bułak-Bałachowicza. Te początkowo odniosły spory sukces, bo zdobyły miasta Mozyrz i Turów. Wówczas, 7 listopada, generał proklamował Białoruską Republikę Ludową, której cywilnym rządem miał kierować Sawinkow. Z tej okazji uroczystą defiladę zorganizowano na turowskim rynku. Przyjmował ją były rosyjski wiceminister wojny. „Po nabożeństwie, w czasie którego wzniesiono modły za Białoruską Republikę Ludową i pomyślność jej oręża, gen. Bułak-Bałachowicz wzniósł białoruski sztandar narodowy i przysięgał, że: «nie złoży oręża, aż nie uwolni ojczystego kraju od uzurpatorów»” – opisuje Łatyszonek.
Euforia nie trwała długo, bo w Rosji, wbrew nadziejom dwójki desperatów, nie wybuchło antybolszewickie powstanie. Nie udało się również zerwać polsko-sowieckiego zawieszenia broni. Armia Czerwona, dysponując przygniatającą przewagą, rozpoczęła kontrofensywę. Resztki Rosyjskiej Ludowej Armii Ochotniczej 28 listopada 1920 r. ewakuowały się do Polski, gdzie zwolenników Trzeciej Rosji czekały obozy dla internowanych.

W akcie desperacji

„Ależ nadejdzie też kolej Polski. Sprzedała się… nawet nie za złoto bolszewików, tylko za ich złote obietnice” – pisała ze złością pod koniec 1920 r. Zinaida Gippius, gdy wraz z mężem i Dmitrijem Fiłosofowem opuściła Warszawę, przenosząc się do Paryża. To samo stopniowo uczyniła większość Rosjan. W Warszawie pozostało ich niewiele ponad 4 tys. Zawarty w marcu 1921 r. w Rydze traktat pokojowy między II RP a bolszewicką Rosją ostatecznie przekreślał ich nadzieje na szybki powrót do ojczyzny. „Rozgoryczony Mierieżkowski miał w jednym z listów do Czapskiego porównać pokój ryski do «pająka», którego nie był on w stanie «połknąć»” – pisze Adam Radosław Suławka. Jedynie Sawinkow nie zamierzał się podać. Po tym, jak polskie władze pozwoliły jego internowanym żołnierzom opuścić obozy i wyjechać na Zachód, krążył między Warszawą a Paryżem, organizując nowe struktury konspiracyjne. W stolicy Francji założył lożę masońską „Astrieja”, by emigranci mogli łatwiej nawiązywać kontakty z miejscowymi elitami. Jednocześnie rozpoczął współpracę z nadal rezydującym w Polsce Semenem Petlurą, byłym prezydentem Ukraińskiej Republiki Ludowej. Dzięki temu łatwiej werbował agentów gotowych przedrzeć się do bolszewickiej Rosji, by tam budować siatkę szpiegowską „Wilk”.
Gorączkowym działaniom byłego wiceministra wojny z uwagą przyglądała się polska „Dwójka”. Pułkownik Matuszewski w kwietniu 1921 r. napisał adresowany do Piłsudskiego memoriał, w którym postulował udzielnie Borysowi Sawinkowowi jak najszerszego wsparcia. „Zasadniczym celem polityki polskiej na wschodzie, zdaniem Matuszewskiego, miało być spolszczenie kresów i dalsza praca nad rozsadzaniem organizmu Rosji przez dążenie do oderwania od niej Ukrainy, względnie Białorusi” – tak streszcza dokument w swej książce Oleg Łatyszonek. Jednak po drugiej stronie granicy czaili się wyjątkowo wytrawni gracze. Na Kremlu bano się, że tak zdolny terrorysta jak Sawinkow będzie potrafił zorganizować zamach nawet na pilnie strzeżonych Lenina i Trockiego. Dlatego przygotowaniem do unieszkodliwienia go zajął się osobiście szef CzeKa Feliks Dzierżyński. Opracowanie szczegółów operacji „Triest” zlecił swemu ulubieńcowi, także Polakowi, Romanowi Pilarowi. Ten zaplanował utworzenie fikcyjnej organizacji podziemnej o nazwie Liberalni Demokraci, która nawiązała kontakt z agentami Sawinkowa. Następnie ludzi tych aresztowano i przewerbowano. Pułapkę konsekwentnie przygotowywano przez dwa lata. W tym czasie przebywający w Warszawie były wiceminister wojny dostawał kolejne raporty od swoich zaufanych emisariuszy o sukcesach Liberalnych Demokratów oraz ich przygotowaniach do antybolszewickiego powstania. W końcu fikcyjni konspiratorzy zaczęli słać do Sawinkowa prośby, żeby osobiście przybył do Rosji i stanął na czele ruchu oporu. Polski wywiad nie odkrył sowieckiej prowokacji (notabene w dużej mierze zorganizowanej przez polskich komunistów). Po długich przygotowaniach Sawinkow w końcu zdecydował się wyprawić do ojczyzny. Pokonać dobrze strzeżoną granicę pomogli mu podwładni płk. Matuszewskiego. W Mińsku zaś już czekali na gościa ludzie Dzierżyńskiego. Aresztowanie przeprowadzono błyskawicznie 16 sierpnia 1924 r.
Najcenniejszego więźnia w Moskwie na Łubiance Dzierżyński przywitał osobiście. Początkowo swą zdobycz traktował z wielką atencją, w końcu miał do czynienia z legendarnym wrogiem caratu. Potem żarty się skończyły i zaczęły brutalne przesłuchania zakończone pokazowym procesem. W jego trakcie oskarżony sprawiał wrażenie kompletnie załamanego. Komunistyczny sąd szybko orzekł wyrok śmierci, lecz władze istniejącego oficjalnie zaledwie półtora roku Związku Radzieckiego postanowiły ostentacyjnie okazać łaskę „grzesznikowi”. Wymiar kary zmniejszono do 10 lat więzienia.
Wedle oficjalnego komunikatu przekazanego prasie w dniu 7 maja 1925 r. więzień wypadł z okna budynku na Łubiance, będącego siedzibą CzeKa. Nieszczęśliwy wypadek wydarzył się, gdy „wychylił się, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza”. ©℗