Mike Patton, wokalista, kompozytor, aktor, najbardziej znany z występów w zespole Faith No More. Współtworzył również kapele wymykające się jednoznacznym gatunkowym klasyfikacjom: Mr. Bungle (funk metal), Peeping Tom (rap rock), Tomahawk (alternatywny rock), Fantomas (awangardowy metal), Dead Cross (hardcore punk). Wykorzystując swój sześciooktawowy głos współpracował m.in. z Johnem Zornem, Sepulturą, Bjork, Amonem Tobinem, Norah Jones. Wraz z orkiestrą symfoniczną nagrywał własne interpretacje włoskich przebojów z lat 50. i 60. (płyta „Mondo Cane”), pisał muzykę do filmów, m.in. do horroru „1922” Zacha Hilditcha opartego na tekście Stephena Kinga.
Francuskiego kompozytora Jean-Claude'a Vanniera poznał podczas koncertu upamiętniającego Serge'a Gainsbourga. W 2011 roku w Hollywood Bowl u boku Vanniera wystąpili wtedy też m.in. Sean Lennon, Beck, Joseph Gordon Levitt, Zola Jesus, Daedelus i Lulu Gainsbourg.
Kompozytor, autor muzyki do wielu filmów, m.in. „Wirus i Oktan” Michela Gondry, Jean-Claude Vannier, współpracował z Gainsbourgiem przy jego płycie „Histoire de Melody Nelson”. Nagrywał również z Dalidą, Juliette Greco, Michelem Legrandem, Astorem Piazzollą i Jane Birkin.
„Od razu poczuliśmy silną muzyczną więź. Zaimponowała mi jego precyzja w muzyce, jaką przykładał wagę do szczegółów. Luźno rozmawialiśmy o współpracy w przyszłości” - wspomina Patton spotkanie z Vannierem w 2011 roku. Minęło kilka lat i muzycy przygotowali wspólne przedsięwzięcie.
„Mike dał moim kompozycjom życie, jego pełne humoru interpretacje są unikatowe” - to już słowa Vanniera. Francuski kompozytor wysyłał Pattonowi pomysły na swoje utwory, a ten pisał angielskie teksty i nagrywał wokale.
Do współpracy zaprosili znakomitych muzyków, którzy grali wcześniej m.in. z Beckiem, Johnny Cashem, Nine Inch Nails i Jamie Lidellem. Są to: Smokey Hormel, Justin Meldal-Johnsen, James Gadson oraz paryscy muzycy Denys Lable, Bernard Paganotti, Daniel Ciampolini, Didier Malherbe, Leonard Le Cloarec oraz Becon Palace String Ensemble.
Na płycie „Corpse Flower” Patton, jak pisze Jeremy Allen w „The Quietus”, daje popis swoich wokalnych możliwości: momentami śpiewa filuternie, innym razem szepcze, ponuro recytuje. Raz brzmi jak Leonard Cohen („Browning”), innym razem jak Nick Cave („Hungry Ghost”).
Recenzent „The Exclaim” podkreślił, że muzycznie płyta jest niezwykle eklektyczna, są piosenki w westernowym stylu i w starofrancuskim popowym. Z kolei dziennikarz „Loud and quiet” napisał, że muzycy mieszają tu romantyczne chanson z czymś, co brzmi, jak wspólne utwory Jacquesa Brela i Laibach.
W rozmowie z „The Quietus” Patton powiedział: „Nagrywając ten album nie stawialiśmy sobie żadnych granic. Chciałem jak koczownik wyruszyć w różne muzyczne rejony. Z tego chaosu miał powstać album z muzyką świata”.
„To nie jest płyta, w której się natychmiast zakochacie. Ona jest jak romans. Wymaga kilku win i kolacji, żeby ją pokochać” - dodał.
Nie ma informacji czy Pattona i Vanniera będzie można zobaczyć na koncertach. Patton zapowiedział jednak, że na początku przyszłego roku reaktywuje zespół Mr. Bungle i zagra kilka koncertów w USA. Będą to pierwsze występy kapeli od 20 lat.