- Brave Kids będzie się rozrastał. Dopilnuję, żeby objął jak najwięcej państw i dzieci na całym świecie. Nawet jeśli w jednym miejscu przerwie się jego ciągłość, to odrodzi się w innym. Ludzie już rozumieją sens tego najprostszego z możliwych projektów, w którym dzieci zaprzyjaźniają się z innymi dziećmi dzięki sztuce - mówi Grzegorz Bral, reżyser, twórca Brave Kids.
ikona lupy />
Brave Kids Parada we Wrocławiu Fot. Mateusz Bral / Media
500 - tyle rodzin w ciągu 10 lat przyjęło do siebie dzieci uczestniczące w projekcie Brave Kids
1500 - tyle dzieci w ciągu 10 lat uczestniczyło w projekcie Brave Kids

To tylko liczby. Za nimi kryją się jednostkowe historie. 1500 losów, czasem bardzo skomplikowanych, czasem mniej. Anju z Nepalu, Divesha i Akasha z Indii, Tiny i Idy z Indonezji, Clary i Nicolle z Brazylii, Pitera z Kenii, Bożeny i Sandry ze Słowacji i wielu, wielu innych, którzy przyjeżdżają od 10 lat do Polski (od niedawna także do 5 krajów, które dołączyły do projektu) z całego świata. Różnią się doświadczeniami życiowymi, religią, tradycjami. Ale łączy ich talent, otwartość na drugiego człowieka, umiejętność przełamywania barier i ograniczeń świata dorosłych.

Wszystko zaczęło się w 2006 roku, kiedy Grzegorz Bral przygotował z dziesięciorgiem dzieci ulicy z Katmandu w Nepalu projekt artystyczny. Po jego zakończeniu tybetański lama, dr Akong Tulku Rinpocze, lekarz i filantrop, założyciel charytatywnej organizacji ROKPA International, pytany o opinię podpowiedział Bralowi tylko i aż tyle: Zacznij zaprzyjaźniać dzieci z różnych krajów świata. No to zaprzyjaźnia.

- To jedna z najmądrzejszych wizji "świata w potrzebie". Mija 10 lat projektu, ale to dopiero początek, bo moim zadaniem jest do końca życia organizować Brave Kids – mówi Grzegorz Bral, reżyser, prezes Stowarzyszenia Kultury Teatralnej „Pieśń Kozła”, twórca Brave Festival i Brave Kids. – Nasze losy są w rękach nas wszystkich. Naszym zadaniem jest wychowanie dziesiątków kolejnych roczników dzieci pozostających w przyjaźni z innymi dziećmi z całego świata, a za kilka czy kilkanaście lat niektórzy z nich staną się liderami w różnych społecznościach. Być może będą pamiętali, że świat pełen jest ich przyjaciół. Projekt Brave Kids to nie tylko wakacyjna rozrywka. To dawanie dzieciom szansy na lepszy świat – mówi Grzegorz Bral, reżyser i dyrektor Teatru Pieśń Kozła, pomysłodawca Brave Kids.

ikona lupy />
Brave Kids Parada we Wrocławiu Fot. Mateusz Bral / Media

DZIECI UCZĄ DZIECI

Pilotażowa edycja Brave Kids odbyła się w 2009 roku. Wzięły w niej udział dzieci z Nepalu, Ugandy i wrocławskiej świetlicy środowiskowej. Dwutygodniowe warsztaty artystyczne prowadzili Grzegorz Bral, Abraham Tekya i Lea Wyler. Spotkania odbywały się tylko w Polsce.

Od tamtej pory w projekcie wzięło udział 1500 uczestników z 5 kontynentów. W tegorocznej jubileuszowej, 10. edycji ok. 150 młodych artystów z Indii, Gruzji, Białorusi, Hongkongu, Iranu, Kazachstanu, Kenii, Polski, Kolumbii, Korei Południowej, Nikaragui, Słowacji, Syrii, Palestyny, Peru, Ukrainy, Ugandy.

Większość uczestników projektu zajmuje się tradycyjnymi dla swych społeczności lub kultur tańcami, śpiewem, muzyką czy teatrem a zasadnicza koncepcja pracy w Brave Kids opiera się na idei „dzieci uczą dzieci”. - Z perspektywy instruktora to jest najtrudniejsze, by pozwolić uczestnikom uczyć się nawzajem i po prostu oddać im pałeczkę na warsztatach. To wręcz dziwne, bo przecież w życiu to dzieci się uczy, a nie na odwrót. I co ciekawe, gdy pozwoli się na taki rodzaj pracy, w konwencji wzajemnego uczenia się, wszystko idzie łatwiej i naprawdę szybciej. To zdumiewające – mówi Arash Fatahi, Irańczyk z międzynarodowego zespołu instruktorów artystycznych prowadzących warsztaty z Brave Kids.

Uściślijmy – w Brave Kids dopracowany do milimetra układ artystyczny nie jest celem nadrzędnym. Przede wszystkim chodzi o wymienienie się tym, co uczestnicy potrafią robić i o bycie razem. Sztuka jest dla wielu z tych dzieci nie tylko ciekawym hobby, ale i szansą na odmianę życia. Brave Kids to obecnie ogromny międzynarodowy projekt funkcjonujący jak dobrze naoliwiona maszyna i rozrastający się nie tylko jeśli chodzi zasięg, ale i o kolejne pomysły. Uczestniczą w nim dzieci na co dzień współpracujące z organizacjami z całego świata, także polskimi, które starają się przez sztukę wydobywać je z biedy i patologii, pomagają w kształceniu i rozwijaniu talentów oraz pokazują inne możliwości rozwoju i sposobu życia. Ale Brave Kids to nie jest ”spotkanie wykluczonych”. To przede wszystkim globalny, edukacyjny projekt, w którym najważniejsze są spotkania ze sztuką z całego świata.

ikona lupy />
Brave Kids Parada we Wrocławiu Fot. Mateusz Bral / Media

WYSTARCZY DAWAĆ I UCZYĆ SIĘ

Elementem projektu jest pobyt dzieci u rodzin goszczących. Przez dwa pierwsze tygodnie mieszkają u nich, wspólnie spędzają czas, a w drugim tygodniu także uczestniczą w warsztatach artystycznych z polskimi dziećmi. Być rodziną goszczącą to duże wyzwanie logistyczno-organizacyjne. Przekonują się o tym zwłaszcza ci, którzy dopiero dołączają do projektu. Wrocław robi to od lat; w nowych miastach trzeba dopiero czasu i pracy, także nad zmianą mentalności.

Aleksandra Mońko, koordynatorka Brave Kids w Gdańsku (zaznacza, że woli mówić o Brave Kids w Trójmieście, bo jedno z wydarzeń będzie się też odbywać w Gdyni, a także mieszka tu część rodzin goszczących) przyznaje, że przygotowanie projektu łatwe nie jest. – Wydawało nam się, że ta znana trójmiejska otwartość sprawi, że z łatwością znajdą się rodziny goszczące, ale jednak nie. O ile pierwsza szóstka pojawiła się niemal natychmiast, to kolejne rodziny dochodziły już wolniej. Ostatecznie jednak, wszystkie dzieci znajdą swoje domy do 13 lipca, bo premierowa edycja trójmiejska wtedy dopiero startuje.

- We Wrocławiu projekt jest dobrze znany, każdy wiedział, czym jest Teatr Pieśń Kozła i Brave Kids. W Rzeszowie jesteśmy dopiero po raz drugi, więc wszystkie ścieżki trzeba było przecierać na nowo - opowiada Justyna Warecka, która w poprzednich edycjach producentka wykonawca całego projektu, a obecnie koordynatorka w Rzeszowie. - Przy pierwszej edycji w Rzeszowie tylko ja miałam bezpośrednie doświadczenie organizacji Brave Kids i to zarówno we Wrocławiu, jak i w Warszawie. Przy drugiej, swoim doświadczeniem i entuzjazmem dzieliły się już rodziny z pierwszej edycji czy wolontariusze i nasz mały zespół organizatorów. Warecka przyznaje, że najtrudniej jest z rekrutacją rodzin goszczących. Zwłaszcza w pierwszych edycjach. Potem, z roku na rok, zadanie jest już łatwiejsze, bo rodziny z ubiegłych lat wracają i rekomendują też projekt swoim znajomym.

22 rodziny goszczące w pierwszej edycji we Wrocławiu. W ciągu 10 lat w sumie 500.

ikona lupy />
Brave Kids Oborniki Śląskie Fot. Mateusz Bral / Media

Dlaczego rodziny chcą gościć w swoim domu młodych artystów? – Bo lubimy dzieciaki? – odpowiada pytaniem, śmiejąc się, Katarzyna Kulig-Moskwa z Wrocławia, która wraz z mężem i córkami zaprosiła w tym roku dwie dziewczynki z Peru. - Obserwacja ich we własnym domu jest niezwykłym doświadczeniem człowieka z innej kultury. To wartość dodana dla nas, choć sam projekt jest wymagający w różnych wymiarach – czasowo, logistycznie itp. Ale gdy na zakończenie robimy podsumowanie wiemy, że było warto; że doświadczyliśmy czegoś ważnego jako rodzina. Ten projekt uzmysławia, że gdy się daje, niczego w zmian nie należy oczekiwać. Wystarczy dawać i uczyć się – przekonuje Katarzyna Kulig-Moskwa. I podkreśla, że na tym projekcie zyskują też jej dwie córki, bo zawierają przyjaźnie, uczą się odmienności. - Chcemy żeby ten świat był dla naszych córek bliski – mówi Katarzyna Kulig-Moskwa.

Rodziną goszczącą byli też w tym roku państwo Anna i Andrzej Srokowie z Rzeszowa. Pan Andrzej opowiada, że po raz pierwszy postanowili przyjąć dzieci z Brave Kids w ubiegłym roku. - Moja żona – Ania, będąc w ciąży, znalazła informacje, że do Rzeszowa przyjadą dzieci w ramach Brave Kids. Szybko zdecydowaliśmy, że chcemy być rodziną goszczącą, bo bliska jest nam idea projektu i mamy trochę wolnego czasu. Ale przez Brave Kids chcieliśmy i chcemy pokazać naszej córce (bo syn ma dopiero kilka miesięcy), że świat jest wielokulturowy, że są różne religie, że mamy odmienne obyczaje, że towarzyszą nam różne potrzeby i dążenia. Pomimo tej odmienności, wszyscy w gruncie rzeczy jesteśmy do siebie bardzo podobni.

Andrzej Sroka zwraca uwagę na lekcję wielokulturowości jaką jest Brave Kids. - Przez ponad dwa tygodnie obserwujemy, szanujemy, uczymy się wszystkiego od nowa – od tego w jakich godzinach idziemy spać, o której wstajemy, co jemy, jak jemy, o czym rozmawiamy, co czytamy, czego słuchamy i w jaki sposób podchodzimy do innych ludzi.
W ubiegłym roku gościli Sandrę i Bożenę – dziewczyny pochodzenia romskiego z Michaloviec na Słowacji, z bardzo trudnych środowisk, na co dzień mieszkające w domu dziecka. W tym roku ich gościem był Janis – wolontariusz z Pakistanu, z małej wsi pod Islamabadem, który od kilku lat mieszka, pracuje i uczy się w Hongkongu. - Nasza kultura bardzo różni się od kultury Janisa – nie jest lepsza, ani gorsza, jest inna. Trzeba ją jednak trochę poznać, aby zrozumieć – mówi Andrzej Sroka.

Rodziny wiedzą, że nie należy zadawać zbyt wielu pytań, za to warto słuchać. - Najważniejszy jest szacunek dla człowieka, który przychodzi do naszego domu - mówi Katarzyna Kulig-Moskwa. - Nieafiszowanie się z lepszym statusem, uważność na młodego człowieka – to wystarcza.

- Nawet nie próbowaliśmy tworzyć nikomu drugiego domu. Dawaliśmy za to wolność, swobodę i poświęcaliśmy dzieciom dużo czasu – opowiada Andrzej Sroka. Relację z dziećmi oparli na zaufaniu i rozmowie. O tym jak minął im dzień, co dobrego się zdarzyło, co złego, albo o codziennym życiu w swoim kraju.

- Radzimy rodzinom, by były otwarte na to co niesie życie oraz by dzieci traktować jak białą kartę. Nie jest ważne jakie mają doświadczenia. Tu i teraz są białą kartą – mówi Aleksandra Mońko. - Jestem zresztą pełna uznania dla nich. Są niezwykle otwarte, świadome odpowiedzialności, podchodzące z refleksją do tematu, zastanawiając się nad różnymi nieprzewidzianymi scenariuszami. Ale przede wszystkim rozumieją, że Brave Kids to nie sklep, w którym można sobie wybrać dziecko; chcą przyjąć każdego kto do nich przyjedzie. To miłe, zwłaszcza w czasach, gdy różnie bywa z tą otwartością na odmienność - mówi.

Co widać po dwóch tygodniach pobytu u rodzin, wspólnych treningów, spędzania wolnego czasu, wspólnych posiłków? Widać relację. W niektórych przypadkach tak silną, że rodziny po Brave Kids nadal utrzymują z dziećmi kontakt, odwiedzają w ich krajach, nawet gdy trzeba jechać aż do Indii.

Trzy lata temu w domu państwa Moskwów pojawił się Peter z Kenii. Miał wtedy 18 lat i był opiekunem grupy młodszych dzieci. Od tamtej pory są w kontakcie. Udział w projekcie dał mu wiarę w siebie. Trenuje akrobatykę, wyjeżdża na kontrakty, uczy się. Są w stałym kontakcie. W dzisiejszych czasach to nie problem, więc w ub. roku Peter przyjechał ponownie do Wrocławia, a w tym składał Pani Katarzynie życzenia na Dzień Matki. - Peter traktuje nas trochę jak rodziców, bo nie ma żadnej bliskiej rodziny. Może zapełniliśmy jakąś lukę w jego życiu; jakoś tak się stało, bez żadnych planów. I to jest taki pozytywny przykład jak działa ten projekt. I jaki ma potencjał – mówi Kulig-Moskwa.

ikona lupy />
Brave Kids Rzeszów Fot. Mateusz Bral / Media

WIELKI FINAŁOWY SPEKTAKL

Po 2 tygodniach u rodzin przychodzi czas na drugi etap Brave Kids, który od 4 lat odbywa się w Obornikach Śląskich koło Wrocławia. To tam podczas tygodnia wspólnej pracy artystycznej uczestnicy Brave Kids tworzą Wielki Finałowy Spektakl. Jak się nad nim pracuje mając do opanowania na scenie 150 dzieci opowiada Jacek Timingeriu, reżyser spektakli finałowych, w 2019 roku Wielkiego Finału Brave Kids Reunion. - Spektakl finałowy jest punktem kulminacyjnym projektu, który porusza bardzo wiele aspektów takich jak edukacja, poszerzanie kompetencji społecznych i kulturowych, dowartościowanie. To wszystko jest jakoś obecne w przedstawieniu, które staje się wyrazem doświadczenia wspólnej pracy, a także przyjaźni młodych ludzi z wielu stron świata. Medium przekazującym treści staje się oczywiście sztuka. Uczestnicy projektu uczą się od siebie nawzajem różnych technik pochodzących z ich kultur i tradycji, a następnie łączą je w jeden wspólny spektakl. I chyba o to chodzi najbardziej, że mimo tak wielkich różnic między ludźmi, w atmosferze przyjaźni, szacunku i pokoju, udaje się razem stworzyć prawdziwe dzieło sztuki.

Tworzenie spektakli Brave Kids jest za każdym razem wyzwaniem i przygodą. I także szczególnym doświadczeniem wspólnoty. To tak jakby przez chwilę mieć cały świat jak na dłoni i widzieć, jak oprócz bogactwa kultur i ogromnej ich różnorodności ludzie są tak bardzo do siebie podobni. Jacek Timingeriu

Jak się z nimi pracuje? - Za każdym razem trafia się na innych ludzi i na różną materię artystyczną, do czego trzeba się dostosować i wybrać odpowiednią metodę – opowiada Timingeriu. Z drugiej strony przez kilka lat tworzenia spektakli Brave Kids wypracowali sobie pewne sposoby radzenia sobie z nietypową sytuacją, w której mają do czynienia z bardzo wieloma osobami naraz, pochodzącymi z różnych kultur, różnych środowisk społecznych, a nawet nie mówiących w żadnym zrozumiałym dla nich języku. – A potem jest ten moment, tuż po spektaklu finałowym, który powtarza się co roku: po owacjach i ukłonach nikt nie schodzi ze sceny, tylko wszyscy ze łzami w oczach, rzucają się sobie w objęcia. Widzę wtedy nie tylko radość z osiągniętego sukcesu, ale po prostu miłość – opowiada Jacek Timingeriu. - Są pełni energii, robią to co kochają, z przyjaciółmi, a w tym projekcie sztuka i przyjaźń są równie ważne.

ikona lupy />
Brave Kids Oborniki Śląskie Fot. Mateusz Bral / Media

I CO DALEJ

- I co dalej ? - to było moje główne pytanie, kiedy poznawałam projekt – opowiada Aleksandra Mońko. - Przy całym jego pięknie i tym co się dzieje w nim tu i teraz, muszę mieć pewność, że nie tworzymy baniek mydlanych, bo one zawsze pękają. Przyjadą do nas między innymi dzieci ze slumsów Indii, które tam wrócą. I co z tego, że dziewczynki po wizycie u nas będą mieć siłę, by zmieniać swój świat, gdy wiadomo, że zderzą się z rzeczywistością. Trzeba więc mądrze prowadzić dzieci, pokazywać jak małymi krokami można wpływać na zmianę swojej sytuacji. Tu ogromna jest też rola lidera, który z nimi przyjeżdża – mówi Mońko.

W tym projekcie jednym z ważniejszych zadań jest tak pokierować dziećmi, by miały poczucie, że ten przyjazd jest po coś. Po to by mieć przyjaciół, po to by czerpać radość ze sztuki, po to by sztuką zdobyć sobie miejsce w tym świecie, żeby się uczyć, bo dzięki temu będą mogli sami wpływać na swoje przyszłe życie. Że warto robić coś dobrego dla innych.

- Wielu ludzi sądzi, że dzieci cierpią po powrocie do świata, z którego przyjechały. Ale to nie tak. Z tego doświadczenia czerpią wielką siłę – przekonuje Grzegorz Bral. - Dziewczynki, córki "sex workers" z Mumbaju, po powrocie do "domów", czyli do dzielnicy domów publicznych, stały się lokalnymi liderkami przemian innych dzieci. Pokazują im jak się zachowywać, jak jest w innych miejscach, jakie są szanse na rozwój, na zmianę. Nie tracą tego doświadczenia. Ono je buduje i pokazuje, że świat nie kończy się na murach getta prostytutek, że jest inny, różny, wartościowy i że jeśli będą się uczyć to zmienią swoje życie i świat, z którego pochodzą.

Grzegorz Bral opowiada o Manju, liderce i opiekunce, która wyciągnęła z getta w ciągu 25 lat 3 tys. (!) dziewczynek. - Nie widziałaś tego miejsca - mówi mi - ale gdybyś mogła zobaczyć, to ten obraz już nigdy by cię nie opuścił. Tak dzieje się też w innych społecznościach. Dzieci przechodzą transformację i to jest cel tego projektu – przekonuje Bral.

Wyjątkowym uczestnikiem jest Leo Chung Chak Lau z Hong Kongu, dziś już dorosły mężczyzna, nauczyciel języka angielskiego oraz lider grup teatralnych. Pierwszy raz wziął udział w projekcie w 2012 roku, gdy miał 16 lat. Potem wrócił jeszcze jako wolontariusz i ponownie jako uczestnik programu Brave Youth. - W ubiegłym roku Leo przyjechał do Polski w nowej roli: stworzył grupę młodych artystów teatralnych, skupioną na wielokulturowości tego miasta, m.in. złożoną z nowych mieszkańców Hong Kongu, pochodzących z Pakistanu, Afganistanu czy kontynentalnych Chin. W tym roku pojawił się z kolejną grupą. Podczas tegorocznej edycji Leo zaangażował się również w program i prowadził warsztaty dla liderów innych grup. Jego historia jest o tyle niesamowita, że Leo działa również z partnerami, których poznał podczas Brave Kids. Tu nawiązał kontakty, by potem móc zawodowo pracować z uczestnikami poza samym projektem Brave Kids. Brave Kids jest wyjątkowy, gdyż to jedyna taka szansa, by spotkać dzieci i ludzi z różnych kultur oraz przeżyć naprawdę cudowne chwile. Ludzi po prostu ciągnie do Brave Kids, zaś przykład Leo pięknie pokazuje, jak uczestnicy projektu dorastają wraz z nim i sami twórczo go rozwijają – opowiada Justyna Warecka.

Z energii Brave Kids czerpie też Anju z Indii. Dziewczynka trafiła kilkanaście lat temu do nepalskiego domu dziecka właściwie wprost z ulicy. Zaopiekowano się nią. W Brave Kids uczestniczyła dwa razy. Wykorzystała to co dostała i teraz przekazuje te umiejętności dalej. Mając 21 lat, w ubiegłym roku wróciła do Polski jako opiekunka grupy dzieci z Nepalu.

Podobne są doświadczenia wspomnianego wcześniej Arasha Fatahi z Iranu, który w zeszłym roku był liderem irańskiej grupy z Instytutu Donya podczas Brave Kids na Ukrainie, a w tym roku przyjechał jako lider do Polski, by pomagać ponad stu artystom przy przygotowaniach do spektaklu.

To właśnie do „ex-brave kids” czyli obecnej młodzieży, która nadal zaangażowana jest w działania swoich organizacji adresowany jest adresowany Brave Kids Reunion. Ci młodzi liderzy i społecznicy, działają już na rzecz swoich lokalnych środowisk i wracają do Wrocławia.

Brave Kids staje się atomową rodziną. Jest miejscem spotkań ludzi z całego świata, zaangażował tysiące ludzi i dał podwaliny pod nowe projekty. Wracają nie tylko artyści. Wracają też rodziny i wolontariusze. Od 7. edycji spotykają się regularnie, by wspólnie oglądać filmy, spektakle Teatru Pieśń Kozła, organizować dzieciom warsztaty. Rozrasta się, pączkuje i tak wyszedł już poza Polskę, poza Wrocław. Już pięć miast za granicą włączyło się do programu Brave Kids: Koszyce (Słowacja), Achalciche i Tbilisi (Gruzja), Żydaczów (Ukraina), Bukareszt (Rumunia).

- Myślę, że jedną z najważniejszych kwestii w projekcie Brave Kids jest spotkanie. Spotkanie głębokie, wymagające otwartości, nieszablonowego myślenia, ciągłej uważności i szacunku dla drugiego człowieka. Staramy się stworzyć atmosferę, w której takie spotkanie może zaistnieć i gdy to się udaje, różnice kulturowe, społeczne czy nieznajomość obcego języka schodzą na dalszy plan. Poza tym mamy język sztuki. Taniec, muzyka czy różne formy teatralnej ekspresji tworzą uniwersalną platformę wymiany myśli i uczuć – mówi Jacek Timingeriu.

- Wiem, że mamy w Polsce problem. Powinniśmy iść do przodu, a ja czuję, że coś szwankuje. Dziwi mnie ta niechęć do odmienności, brak poszanowania różnorodności, brak tolerancji wśród młodych ludzi - zastanawia się Małgorzata Kulig-Moskwa. - Dlatego ten projekt jest szansą na to, by kształtować dobre postawy. Ten projekt edukacyjny pokazuje, że różnorodność i sztuka to klucze do rozwoju. Różnorodność jest napędem w rozwoju, a sztuka łączy, dlatego ten projekt powinien być rozpowszechniany i dofinansowany, a dorośli powinni oglądać z dziećmi. I to szkoła powinna być bardziej otwarta na takie projekty - podkreśla Pani Katarzyna.

- Brave Kids będzie się rozrastał. Dopilnuję, żeby objął jak najwięcej państw i dzieci na całym świecie. Nawet jeśli w jednym miejscu przerwie się jego ciągłość, to odrodzi się w innym. Ludzie już rozumieją sens tego najprostszego z możliwych projektów, w którym dzieci zaprzyjaźniają się z innymi dziećmi dzięki sztuce - zapowiada Grzegorz Bral.

9 lipca odbył się Wielki Finałowy Koncert we Wrocławiu. A 10 lipca zaczynają przygotowywać kolejną edycję.