Jak okazuje się po premierze "Śmiesznych miłości" w Teatrze WARSawy, Milan Kundera i debiutanci wzajemnie się nie wykluczają. Wręcz przeciwnie, młodzi ludzie udowodnili, że Kunderę czują, a na scenie nie muszą nosić halabardy, często rezerwowanej dla nich na początku drogi aktorskiej.
Śmieszne miłości - Teatr WARSawy / Media

Mówi, żeby nie streszczać jego utworów i że dobrze by było, gdyby pisarze pozostawali anonimowi, bo to uchroniłoby nas od rzeszy grafomanów, a sztuka miałaby szansę być odczytywana bez osadzania w kontekście. Kontrowersyjny, ironiczny, często cyniczny komentator kondycji człowieka, wnikliwy obserwator ludzi poszukujących tożsamości, przekraczających granice, chętnie wchodzących w fałszywe role; analityk ich decyzji (pogmatwanych i nielogicznych, a dotkliwych w konsekwencji), demaskator rozpadu wartości we współczesnym świecie. Milan Kundera.

To na podstawie trzech jego opowiadań ze zbioru „Śmieszne miłości”, Adam Sajnuk wyreżyserował spektakl w Teatrze WARSawy, w ramach projektu o nazwie Społeczna Scena Debiutów.

Odważnie. Kundera i debiuty… Owszem, scenariusz przygotował Adam Sajnuk, mający rękę do adaptacji współczesnej literatury (vide np. „Kompleks Portnoya” Philipa Rotha). Owszem, jest to doświadczony reżyser, mający na koncie także pracę ze studentami szkoły teatralnej. Ale jednak główne role przypadły debiutantom. Różnie się takie eksperymenty kończą, gdy klimat tekstów jedyny w swoim rodzaju i jeden fałszywy ruch aktorów może spowodować porażkę.

Jak okazuje się po premierze w Teatrze WARSawy, Kundera i debiutanci wzajemnie się nie wykluczają. Wręcz przeciwnie, młodzi ludzie udowodnili, że Kunderę czują, a na scenie nie muszą nosić halabardy, często rezerwowanej dla nich na początku drogi aktorskiej.

Spektakl powstał na bazie trzech opowiadań (anegdot): „Nikt nie będzie się śmiał”, „Fałszywy autostop”, „Edward i Bóg” , dla których łatwo odnaleźć wspólny mianownik: konfrontację własnego charakteru lub wyobrażeń na ten temat z oczekiwaniami innych i rzeczywistością.

Śmieszne miłości - Teatr WARSawy / Media

I tak „Nikt nie będzie się śmiał” to historia młodego historyka sztuki Klimy (Michał Pawlik), który unikając napisania recenzji marnego tekstu autorstwa pana Zatureckiego (Bartosz Bednarski), manipuluje ludźmi i wymyśla szereg kłamstw. Prowadzi go to nieuchronnie do problemów zawodowych i prywatnych, ale Klima wbrew instynktowi samozachowawczemu konfrontuje wyobrażenie o swoim charakterze z odbiorem społecznym.

„Fałszywy autostop” to erotyczna gra z udziałem dwojga kochanków (ponownie Bartosz Bednarski, ale w całkowicie odmiennym emploi oraz Weronika Łukaszewska), którzy odgrywają przed sobą fałszywe role. Eksperyment, w którym Kundera pokazuje jak ryzykowne może być dogrzebywanie się do wnętrza drugiej osoby, bo ludzka natura przewrotnie podsuwa wątpliwości głównie a propos drugiego człowieka, a nie siebie.

I wreszcie na finał „Edward i Bóg”, opowiadanie najmocniej osadzone w kontekście historycznym, ale które zgrabnie zaadaptowane jest też komentarzem do całkiem współczesnej hipokryzji. Młody nauczyciel (Ignacy Liss), który chcąc osiągnąć cel i zdobyć Alicję (Julia Borkowska) staje się „gorliwie wierzącym”, musi jednocześnie walczyć o zachowanie posady. Nic prostszego. Także przed dyrektorką (Agnieszka Przepiórska) zagra rolę, tym razem młodego agnostyka. I oba wcielenia udają mu się doskonale.

Główne role Sajnuk powierzył studentom i niedawnym absolwentom szkół teatralnych, wyłonionym w castingu do projektu Społeczna Scena Debiutów, a drugoplanowe i epizodyczne doświadczonym aktorom, którzy podczas pracy nad spektaklem byli też mentorami adeptów aktorstwa: Katarzynie Kwiatkowskiej, Agnieszce Przepiórskiej, Mariuszowi Drężkowi, Adamowi Krawczukowi i Rafałowi Mohrowi.

Oczywiście najważniejsi w tym wszystkim są młodzi, na których reżyser miał bardzo dobry pomysł, obsadzając ich w kolejnych opowiadaniach w odmiennych rolach, tak by wszyscy mieli swoje pięć minut i mogli pokazać swoje możliwości aktorskie z różnych perspektyw (Dyrektorzy teatrów, warto ich zobaczyć!).

Scenografię ograniczono do minimum; w centralnym punkcie stoi kanapa (czasem jako miejsce flirtu, czasem sceneria do „portretu rodzinnego we wnętrzu”), w tle stołki barowe i stół, i właściwe pusto. Nie ma się za czym schować. Jak trudne to zadanie wiedzą nawet doświadczeni aktorzy.

W „Śmiesznych miłościach” oglądamy aktorów świadomych tego co grają. Owszem, ci młodzi, debiutujący mają słabsze momenty, czasem zawodzi dykcja, czasem w stresie jakiś gest zawisa w przestrzeni, a fraza wylatuje z głowy, ale to są kwestie do dopracowania. Na pewno jednak są na tyle dojrzali, by rozumieć sens prozy Kundery i każdego wypowiedzianego słowa.

Dla Michała Pawlika rola Klimy to spore wyzwanie (jest narratorem w opowiadaniu) i doskonały debiut. Jego Klima jest dzieckiem swoich czasów i środowiska. Skupiony na sobie, ekscentryczny, nonszalancki, trochę jakby nierozumiejący konsekwencji jakie mogą wywołać jego decyzje (nie wiem, może współczesny widz zobaczy w nim ofiarę prokrastynacji).

Świetny jest też Bartosz Bednarski. Jako Zaturecki, chodzące nieszczęście i wyrzut sumienia, ze swoją pracą przyciśniętą do piersi, w bezbarwnym garniturku, z włosami zaczesanymi w sposób najgorszy z możliwych. I jakże irytujący (sic!). I za chwilę zaskakujący jako mężczyzna z opowiadania „Fałszywy autostop”. Dobrze radzą sobie także Weronika Łukaszewska (ciekawa w diametralnie innej roli niż w „Nikt nie będzie się śmiał”) oraz Malwina Laska jako – wyzywająca młoda kobieta. Kipi erotyzmem, ale nie przekracza ram. Korzysta ze swojego emploi, ale nie opiera roli tylko na nim, potrafi więc zagrać rozczarowaną, oszukaną dziewczynę, uzmysławiającą sobie jak przedmiotowo została potraktowana.

Bardzo dobrze z rolą Edwarda w „Edward i Bóg” radzi sobie Ignacy Liss, choć – śmiem twierdzić - to jemu przypadło najtrudniejsze zadanie. Nie tylko prowadzi główną rolę w tym opowiadaniu, ale musi też w znacznie większym stopniu niż partnerować - czytaj: nadążyć za doświadczoną aktorką. I to jaką aktorką… Agnieszka Przepiórska to wulkan energii, jej vis comica skradło show na moment, ale Liss daje sobie radę. Jego Edward jest wycofany, nieśmiały, choć skupiony na celu jakim jest zdobycie Alicji (Julia Borkowska udanie robi z niej uosobienie słodyczy i dobroci, chodzącą niewinność, która ujawnia się zarówno w wyglądzie, kostiumie, jak i wyznawanych poglądach). Lissowi doskonale udało się też pokazać nieoczekiwaną dla Edwarda przemianę, za sprawą której stał się gorliwszym wierzącym niż jego dziewczyna (tęsknota za czymś stałym? Niczym u Dostojewskiego, mówiącego, że gdyby nie było Boga, należałoby go wymyślić? Kundera raczej nie podziela tego poglądu i do wiary podchodzi z ironią, ale skojarzenia trudno się pozbyć). I jeszcze ten pomysł, by współczesnego męczennika za wiarę, Edwarda, pokazać w pozie św. Sebastiana z obrazu El Greco!

Społeczna Scena debiutów to projekt, który ma dać szansę młodym ludziom w trakcie szkoły aktorskiej lub po niej wziąć udział w warsztatach pod okiem mentorów i móc pokazać się na profesjonalnej scenie. Jak bardzo jest to przydatne przedsięwzięcie niech świadczy fakt, że na casting do projektu zgłosiło się aż 150 osób. Spektakl Adama Sajnuka potwierdza, że było warto z nimi pracować.