Dawno, dawno temu Mistrz przemawiał do tłumu, a jego przesłanie było tak piękne, że poruszało serca słowami przepełnionymi miłością. W tłumie znalazł się człowiek, który chłonął każde słowo nauczania Mistrza. Był biedny, ale miał wielkie serce. To, co usłyszał, wywarło na nim takie wrażenie, że poczuł głęboką potrzebę zaproszenia Mistrza do swego domu”. To pierwsze zdania „Ścieżki miłości” Dona Miguela Ruiza, jednego z kilkudziesięciu, jeśli nie kilkuset poradników, które można znaleźć w każdej księgarni.
Czy rzeczywiście tacy mistrzowie są nam niezbędni do życia? Dlaczego sięgamy po poradniki, zamiast zwrócić się o pomoc do specjalistów? I w którym momencie zaczyna się robić niebezpiecznie?
– Pogubiliśmy się w wykonywaniu prostych, elementarnych czynności. Musimy uczyć się ich na nowo, część z nas korzysta właśnie z poradników – wyjaśnia psychoterapeuta Robert Rutkowski.
– Jak naprawić samochód, nauczyć się jogi, ale też jak zdobyć przyjaciół czy duże pieniądze. Był i wciąż jest w nas obecny pęd do samokształcenia, coś w stylu „zrób to sam” Adama Słodowego, tyle że w zataczającym coraz szersze kręgi wydaniu – uważa prof. Wojciech Kulesza, psycholog społeczny z Uniwersytetu SWPS.
Z badania „Książka w codziennym życiu Polaków”, przeprowadzonego na zlecenie Polskiej Izby Książki, wynika, że wśród książek nieliterackich czytamy najchętniej właśnie poradniki (stanowią 21,4 proc. rynku). Spośród nich respondenci najczęściej wybierali publikacje o tematyce przyrodniczej (30,9 proc.), a więc głównie dotyczące uprawy roślin lub hodowli zwierząt. Dużym zainteresowaniem cieszą się również opracowania o tematyce psychologicznej (23,7 proc.). Książki dotyczące kulinariów oraz innych aspektów prowadzenia gospodarstwa domowego uzyskały 20,8 proc. wskazań, a medycyny lub zdrowia – 18,3 proc.
Holenderski psycholog Ad Bergsma w opublikowanym w 2007 r. artykule „Czy poradniki mogą pomóc?” przytaczał dane, z których wynikało, że już w 2000 r. Amerykanie wydali na poradniki ponad 563 mln dol. „Nie znalazłem danych dla innych krajów, ale gatunek ten jest dominujący w prawie każdej księgarni z sekcją poświęconą psychologii w Europie Zachodniej i Stanach Zjednoczonych. Amerykańscy autorzy podejmujący temat samopomocy są równie popularni w Chinach, jak i w dawnym bloku wschodnim w Europie” – pisał. Dziś wartość całej branży szacuje się na ok. 11 mld dol.
Droga na skróty
Zdaniem prof. Kuleszy człowiek zawsze potrzebował konsultacji. – Jak mówi stare terapeutyczne powiedzenie: „Nie ma zdrowych, są tylko niezdiagnozowani”. Myślę, że ludzie czytają poradniki, bo lubią i chcą chodzić na skróty. Wizyta w poradni psychologicznej czy udział w sesji terapeutycznej to dla nich znak, że coś jest nie tak, że się poddali. Gdy czytają książki, mają poczucie, że panują nad swoim życiem i aktywnie rozwiązują problemy. Ponadto nie muszą wychodzić z domowego zacisza i opowiadać obcym o tym, jak się czują – wyjaśnia. Zwraca przy tym uwagę, że książka kosztuje kilkadziesiąt złotych, a już nawet jednorazowa konsultacja u psychologa to droższa inwestycja.
Profesor Kulesza zwraca też uwagę, że poradniki są bardzo popularne wśród pracowników korporacji i osób, które prężnie udzielają się w mediach społecznościowych. – Nazwałbym ten aspekt autoprezentacją. To tak jak ze zdjęciami zdrowego jedzenia. Gdy wrzucamy je na Facebooka albo Instagrama, jesteśmy postrzegani jako ci, którzy dbają o siebie. Gdy wrzucimy zdjęcia książek albo goście zobaczą je u nas w domu, pomyślą, że dbamy o rozwój swój i dzieci, medytujemy czy uprawiamy mindfulness. Czy tak samo będzie, gdy przyznamy się, że jesteśmy w trakcie terapii? Myślę, że w pewnych kręgach niekoniecznie – wyjaśnia.
Amerykański psycholog Steven Starker w swojej pracy na temat poradników z 1989 r. wspominał o czterech pragmatycznych czynnikach, które wyjaśniają tajemnicę ich sukcesu. Pierwszy to koszt, który jest zdecydowanie niższy niż cena wizyty u specjalisty. Drugi to ogólna dostępność. Trzeci to możliwość rozwiązywania problemów bez „upubliczniania ich” i korzystania z pomocy lekarza lub psychologa. Czwarty to fakt, że poradniki bardzo często stają się wydawniczymi bestsellerami, które nie tylko warto czytać, ale wręcz wypada znać.
Czy to oznacza, że przez 30 lat niewiele się w tej kwestii zmieniło? Eksperci nie do końca się z tym zgadzają. Ich zdaniem na korzyść poradników działa oszczędność czasu. – Nie chcemy poświęcać wielu miesięcy ciężkiej pracy, a poradniki, również te teoretycznie psychologiczne, obiecują, że wystarczy weekend, najwyżej kilka tygodni, by coś w sobie zmienić – mówi prof. Kulesza.
– Żyjemy coraz szybciej, brakuje nam czasu. Z książek wyciąga się teraz pojedyncze mądre zdania, złote myśli. Tak narodziło się poradnictwo, które ma się coraz lepiej – stwierdza Robert Rutkowski. Jako przykład z własnej praktyki podaje zajęcia i warsztaty z rodzicami. – Prawie wszyscy chcą, aby podać im konkretne wskazówki, jak postępować z dziećmi. Skrupulatnie notują, żeby potem wprowadzić je w życie. Są rozczarowani, gdy dowiadują się, że w terapii to tak nie działa – opowiada.
Tymczasem poradniki pełne są takich gotowych recept. Ich sukces kryje się w upraszczaniu rzeczywistości. – Ludzie zawsze mieli do niego skłonność, ale dziś to się jeszcze nasiliło. Posługiwanie się naszymi zdolnościami poznawczymi jest coraz bardziej kosztowne. Mówiąc kolokwialnie, musimy „ogarniać” tak wiele spraw, że nasz mózg rozwija mechanizmy, które rzeczywistość upraszczają. Idąc dalej typ tropem: osoby, które nie są nauczone krytycznego myślenia, o wiele szybciej ulegają tego typu przekazom, jakie serwują nam poradniki – wyjaśnia Mateusz Banaszkiewicz, psycholog zdrowia z Uniwersytetu SWPS. Jego zdaniem wiąże się to również z większym poczuciem bezpieczeństwa oraz kontroli nad własnym życiem.
Z jednej strony poradniki teoretycznie ułatwiają nam drogę na skróty i podpowiadają, jak osiągnąć sukces, z drugiej jednak pogłębiają poczucie, że jesteśmy ułomni i wciąż musimy coś w sobie zmieniać.
12 poradników w 12 miesięcy
Brytyjska dziennikarka Marianne Power postanowiła sprawdzić, czy dzięki poradnikom można rzeczywiście odnaleźć szczęście, żyć lepiej i osiągnąć doskonałość. Przez rok testowała 12 poczytnych poradników dotyczących samorozwoju. Wybierała książki z różnych obszarów życia. Zarówno te dotyczące relacji osobistych, pokonywania lęków i słabości, jak i te na temat zarządzania finansami.
Dlaczego podjęła takie wyzwanie? – Skończyłam 36 lat. Teoretycznie wszystko było w porządku. Mieszkałam w Londynie, miałam dobrą pracę, przyjaciół, byłam dziennikarką freelancerką, byłam zdrowa. Coś mi jednak doskwierało. Przyglądałam się znajomym, którzy zakładali rodziny, budowali domy, mieli oszczędności, a ja wciąż stałam w miejscu. Oni wkraczali w kolejne etapy życia, ja nie. Czułam, że jestem coraz bardziej zagubiona – opowiada w rozmowie z DGP.
Postanowiła, że będzie wprowadzać w życie wszystkie zawarte w książkach porady i dlatego m.in. wzięła udział w tradycyjnej kąpieli noworocznej w stawie w Hampstead, pozowała nago studentom kursu malarstwa, skakała z samolotu i zaczepiała obcych ludzi w metrze. Stwierdziła, że skoro eksperyment ma się udać, musi poświęcić się mu w pełni.
Na pewnym etapie zorientowała się, że powoli uzależnia się od literatury tego typu. – Gdy zachorowałam, zamiast iść do lekarza, sięgnęłam po poradnik. Moja matka stwierdziła, że dzieje się tak, bo robi mi się już niedobrze na swój własny widok – wspomina Marianne.
Po zakończeniu eksperymentu musiała odreagować. Jedyne, na co miała ochotę, to spotkania z przyjaciółmi i rozmowy o głupstwach. Żadnego samodoskonalenia. Rok później swoje doświadczenia opisała w książce „Help Me! Czy poradniki rzeczywiście pomagają zmienić życie na lepsze”. – Nie zmieniły mojego życia tak jak obiecywały. Nie jestem doskonała, nie pozbyłam się wad. Nie wstaję codziennie uśmiechnięta, bo to niemożliwe, ale żyję, podróżuję, poznaję ludzi i przede wszystkim z nimi rozmawiam – mówi.
Celebryta lepszy od autorytetu
Zdaniem Power szukanie przewodnika i doradcy nie jest nowością. – Dawniej rad udzielali wioskowi mędrcy lub nestorzy rodu. Dziś często żyjemy z dala od rodziny, pracujemy w domach i brakuje nam społecznych kontaktów. Jesteśmy coraz bardziej samotni i posiłkujemy się tym, co znajdziemy w poradnikach – tłumaczy.
Czy rzeczywiście przestaliśmy słuchać rad starszych? W tej kwestii eksperci są zgodni. Przekaz międzypokoleniowy zaniknął. – Mało kto słucha seniorów, opowiadają przecież ramoty. Wzorców do naśladowania większość społeczeństwa szuka u pięknych i młodych. Nie oznacza to rzecz jasna, że każdy starszy człowiek jest mędrcem, bo i wśród nich zdarzają się głupcy, jednak nie zmienia to faktu, że starsze pokolenia rzadko są dla współczesnych ludzi autorytetem – wyjaśnia Robert Rutkowski.
Mateusz Banaszkiewicz zauważa z kolei, że bardzo mocno oddziałuje na nas mechanizm przekazu w formie opowieści. – Jeśli ktoś opisuje swoje zmagania z problemami, daje świadectwo walki z chorobą czy uzależnieniem, a do tego kończy swój przekaz opowieściami o sukcesie i poukładanym życiu, to działa on na nas bardziej niż komentarz lub rada eksperta. Bardziej ufamy pełnym uproszczeń historiom z życia wziętym niż specjalistycznej wiedzy – uważa.
Zdaniem Roberta Rutkowskiego ludzie wbrew pozorom nie lubią uczyć się na cudzych błędach. Jeśli jednak poradnik napisał ktoś, kto odniósł sukces, wtedy patrzą na niego przychylnie. – Mamy dystans do błądzących, cierpiących, naiwnych, ale warto zauważyć, że autorzy poradników, którzy coś przeżyli i dzielą się swoim doświadczeniem, zawsze na końcu są ludźmi sukcesu. Tracimy niestety do nich dystans, zbytnio im ulegamy – wyjaśnia.
Profesor Kulesza radzi, by zanim zagłębimy się w lekturze poradnika, sprawdzić, kim jest autor, czy prowadzi badania z zakresu tematyki, o której pisze. – Jeśli tak, staje się bardziej wiarygodny. Zerkałbym też na datę pierwszego wydania. Jeśli coś pojawia się w księgarniach w 2019 r., nie oznacza, że książka jest wciąż aktualna. Być może jest wznowieniem, a tezy autora dawno zostały obalone – mówi.
Tym bardziej, że za pióra chwycili także celebryci, blogerzy i youtuberzy. – Pięć minut sławy wystarczy, by udzielać porad – zauważa dr Anna Jupowicz-Ginalska, medioznawczyni z UW. Nasze poczucie niedoskonałości jest dla wydawców bardzo dobrym interesem. Rzadko poprzestajemy na kupnie jednego poradnika. – Można już mówić o przemyśle poradnikowym – mówi dr Jupowicz-Ginalska. Uważa, że autorzy książek o coachingu i rozwoju osobistym już dawno przestali się przykładać i stosują metodę „pisania na kolanie”. – Od czytelnika zależy, czy wybierze przygotowany przez profesjonalistę poradnik, który wymaga uważnego czytania, bo operuje trudniejszym językiem, czy złapie się na lep kolorowej książki z niewielką ilością tekstu i pięknymi obrazkami – stwierdza.
Życie działa inaczej
Anna Jupowicz-Ginalska zwraca uwagę, że społeczeństwo na szczęście nie we wszystko wierzy. Jako przykład podaje poradnik dla nastolatek „Za hajs matki baluj”, który bardzo szybko wycofano ze sprzedaży na całym świecie. – To było tak ogromne stężenie negatywnych treści, że zarówno wydawca, jak i księgarnie, które umieściły go na półkach, spotkali się z ostracyzmem – mówi.
Według Marianne Power pułapką był głośny i bardzo popularny „Sekret” Rhondy Byrne. W 38 krajach sprzedano ponad 9 mln egzemplarzy tej książki. – Przekaz jest taki, że możesz mieć w życiu wszystko, czego pragniesz: udany związek, pieniądze, świetną pracę. Wystarczy, że o tym pozytywnie pomyślisz, a samo do ciebie przyjdzie. Uważam, że kierowanie takiego przekazu do ludzi jest bardzo nie w porządku. Życie tak nie działa. A co jeśli się nie uda? Nie osiągniemy wymarzonego celu, bo nie myśleliśmy pozytywnie? – mówi dziennikarka.
Na przeciwległym biegunie stawia „Potęgę teraźniejszości” Eckharta Tolle’a. Mocno zapadły jej w pamięć słowa o wewnętrznym krytyku. – Gdy idziemy ulicą i widzimy kogoś, kto mówi sam do siebie, myślimy, że to wariat. Tymczasem my sami cały czas ze sobą rozmawiamy. Karcimy się, strofujemy. Tolle uważa, że powinniśmy poświęcać większą uwagę teraźniejszości, bo bycie „tu i teraz” jest dla nas najlepszym rozwiązaniem – opowiada Power.
Po lekturze książki Tolle’a dziennikarka uzmysłowiła sobie jeszcze jedną bardzo ważną rzecz. – W przeciwieństwie do innych autorów nie obiecuje, że gdy wcielimy w życie wszystkie porady, wewnętrzny krytyk od razu zniknie. Po prostu trafnie opisuje kondycję ludzką i uświadamia, co się dzieje w naszych głowach – mówi. Dodaje, że dzięki temu zrozumiała, że nie musi pastwić się nad sobą, starać ponad miarę. Wręcz przeciwnie, może odpuścić i przestać uprawiać permanentne „samobiczowanie się”.
Jej słowa potwierdza psychoterapeuta Rutkowski. – To, czego uczę pacjentów, to wiedza, kiedy odpuścić, a słowa „chcę być najlepszy” zamienić na „chcę być wystarczająco dobry”. To nie jest, niestety, takie łatwe – wyjaśnia. Pytany, czy pacjentom również poleca książki, odpowiada, że owszem, ale nie są to poradniki psychologiczne. – Mówię o filmach czy książkach, które opowiadają ciekawe historie i niosą mocne przesłanie o związkach, rodzinie, uczuciach – przyznaje. Podobnie jest, gdy sam się szkoli. – Na warsztatach prowadzonych przez specjalistów z Ameryki czy Anglii książki lądują w szafkach. Chodzi o to, żeby się nie nakręcać, nie indukować i aby nie były one jedynym źródłem wiedzy – wyjaśnia.
Powietrze na szczycie góry
Według ekspertów w epoce mediów społecznościowych i coraz bardziej powierzchownych relacji człowiek łatwiej ulega poradnikowym mądrościom. – Jeden z moich profesorów mówił, że wiedza, która nie wejdzie w nogi, znika. Można przeczytać 15 tys. poradników i nadal być życiową pierdołą. Trzeba wyjść na zewnątrz, do ludzi i doświadczać życia – mówi Robert Rutkowski.
Dodaje, że Polacy wolność dostali zaledwie 30 lat temu, podczas gdy zachodnie kraje budowały ją o wiele dłużej. – Nie mamy dobrze wykształconych mechanizmów obronnych. Jak powiedział japoński poeta Ryūnosuke Akutagawa: „Wolność jest jak powietrze na szczycie góry. I jedno, i drugie – nie do zniesienia dla słabych”. Nadal jesteśmy zbyt słabi i gubimy się w gąszczu możliwości, życzeń i wymagań. Ludzie na całym świecie cierpią, nie radzą sobie z wymaganiami, popadają w depresję. My cierpimy podwójnie, bo dano nam wolność, ale brak nam narzędzi, by sobie z nią poradzić. Dlatego szukamy ich po omacku na półkach w księgarniach – wyjaśnia.
Kres poradnikowego biznesu nieprędko więc nastąpi. – Kto odważy się powiedzieć w biurze, że poza pracą zajmuje się tylko domem i dziećmi. A sport, pasje? Mamy narzucony przez modę obowiązek rozwoju, samokształcenia, dążenia do perfekcji. Poradniki mają nam w tym pomóc – twierdzi prof. Kulesza.
Wniosek jest jeden. Potrzeba „zapraszania Mistrza do swego domu” nie zniknie przez co najmniej kolejnych kilkadziesiąt lat.