Polska Agencja Prasowa: Wystawia pani "Wyzwolenie" po raz drugi, po 15 latach od premiery szczecińskiej. Grzegorz Falkowski w obu spektaklach wciela się w Konrada. Skąd powrót do "Wyzwolenia" i jak postać dojrzałego Konrada zmienia charakter tego spektaklu?
Anna Augustynowicz: Próbujemy spojrzeć na "Wyzwolenie" z dwóch perspektyw: Konrada, który wszedł w dorosłość w niepodległej Polsce, oraz poprzez "Studium o +Hamlecie+" Wyspiańskiego. Przywołujemy na scenę Ducha Ojca Hamleta, którego rolę zechciał przyjąć Jerzy Trela. Przy pomocy tej figury odwołujemy się do porządku wertykalnego, do pokolenia ojców. To ich udziałem była transformacja w 1989 roku. Konrad, bohater naszego przedstawienia, widzi wolność w nowym wymiarze – kiedy można odróżnić pojęcie wolności od pojęcia niepodległości. Stawiamy także pytanie o perspektywę pokolenia urodzonego po roku 1989, dla którego dramaty pokoleń podległości są dość odległe. W jakim stopniu dramaty ojców rzutują na przyszłość synów? To najmłodsze pokolenie reprezentuje postać Reżysera. Jego zadaniem jest uporać się z tym, co pozostawione przez ojców: z tym, "co jest w Polsce do myślenia". Grający tę rolę Marcin Bubółka zmaga się z fragmentami zapisanymi przez Wyspiańskiego, z jego niemożnością napisania sztuki teatralnej jako całości, a także z rolą syna wobec ojcowskich dylematów i przestróg.
PAP: Będzie to spektakl pokazujący przemianę pokoleniową?
A.A.: Rzeczywistość wokół nas zmieniła się, ale język, w którym zakotwiczony jest nasz pejzaż wewnętrzny, uporczywie powraca do romantyzmu. Tego narodowo-wyzwoleńczego, mesjanistycznego, grzebiącego w trupach i upiorach przeszłości. W "Wyzwoleniu" jest zawarte pytanie o historyzm i zakwestionowanie rozumienia wolności w wąskim znaczeniu wolności politycznej. Dla młodego pokolenia problematyka podległości jest historią. Przedstawienie, które przygotowujemy, to propozycja przeprowadzenia procesu rozumienia wolności. Uczestnicząc w procesie "wyzwolin" z "gruzów jarzma i złomów wielkości", możemy spojrzeć na dramat Konrada w wymiarze egzystencjalnym. Przez to jego doświadczenie wolności może stać się dla każdego człowieka wręcz dotykalnym, możliwym. Kiedy próbujemy przejść przez labirynt wyobraźni Wyspiańskiego, odkrywamy jak zaskakująco współczesny obraz rzeczywistości wyłania się z niej. Mit romantyczny, z którym próbuje uporać się Konrad Wyspiańskiego, pozostaje nadal skuteczny i łatwo nim manipulować.
PAP: Zatem odnosi się pani do tradycji romantycznej?
A.A.: Przełom 1989 roku pozwolił nie myśleć o skamielinach, o "paradygmacie romantycznym", który jednak znowu w nas pobrzękuje. To powód, dla którego ponownie sięgam po ten tekst i mam wrażenie, że to ten sam powód, dla którego Wyspiański swój utwór napisał. Autor zmaga się z czytaniem romantyzmu, słyszy jak mocno jest on obecny w nim samym. Potrzebujemy dziś doświadczenia Wyspiańskiego, ponieważ romantyzm wrócił do nas w zastraszająco uproszczonej i niebezpiecznej formie. Mamy zatem dramat wolności, bo w sprawie tego nieszczęsnego daru Konrad przychodzi na scenę.
PAP: "Wyzwolenie" czyta pani jako dramat naszym zagubieniu, braku wolności?
A.A.: Wyspiański mówi w sprawie powrotu wyjałowionego rozumienia romantyzmu. Niszczenia jego istoty, zbyt łatwego wydobywania tej części jego nastroju i języka, przy pomocy których można wpływać na polskie imaginarium. Wytycza granice wolności poprzez wyznaczanie obrazu tego, co narodowe i wciela go w sposób myślenia o istocie państwa. Poza "Dziadami" Wyspiański odnosi się do wielu innych utworów romantycznych, których ostrze ironii pozwala jego czytelnikom ustrzec się przed groźbą tanich ideologii. To, że przez wiele lat nie było Polski na mapie, odbija się w sposobie budowania zwykłych, ludzkich relacji; wyzwala pychę, aspirowanie do bycia mesjaszem narodów; potrzebę oczekiwania na tego, który "przyjdzie i wyzwoli" – zwalniając w istocie z potrzeby wolności. Wolność, którą przynosi Konrad Wyspiańskiego, jest wewnętrzną koniecznością człowieka. Nie podlega reglamentacji, obrazowaniu ani uprzedmiotowieniu.
PAP: Z błędnego odczytywania romantyzmu wyrasta też nasza narodowa pycha i duma?
A.A.: O tym próbuje Wyspiański rozmawiać, badając schizotymiczny charakter swojego bohatera. Drugi akt dramatu jest procesem przeglądania się w zwierciadle Masek. Każdemu jest niezwykle trudno skonfrontować się z własną narcystyczną naturą. Zajrzeć w te zakątki, które świadczą o pysze, o tym, co można nazwać karmieniem się mściwością i nienawiścią. "Rozpacz za mną się wlekła (…) wyjąc: ZEMSTA" – mówi w pierwszych słowach Konrad. Próbuje wyzbyć się tego, co martwe, dążąc do wyzwolenia samoświadomości. "Wyzwolenie" – zakotwiczone w czasach przedchrześcijańskich, w mitologii greckiej – bywa nazywane "polską Oresteją". Konrad pragnie uwolnienia od klątwy, pragnie "wyzwolin". Proces ten zdaniem Wyspiańskiego polega na uruchomieniu ludzkiej woli jako indywidualnego procesu rozumienia "wolności do".
PAP: Konrad Wyspiańskiego nie znosi pomnika, nie lubi piedestału.
A.A.: "Wyzwolenie" jest odpowiedzią autora na akt udekorowania go wieńcem z napisem "44" i ogłoszenia go "czwartym wieszczem" po "Weselu". Źródłosłów w wyrazie "wieszcz" Maria Janion przedstawiła jako wspólny z wyrazem "wampir". Mimo że Wyspiański nie mógł tego przeczytać, obawiał się karmienia cudzą krwią za cenę podtrzymania własnego życia. Wzywa na scenę Adama Mickiewicza, sprowadzając go wprost z piedestału pomnika na krakowskim Rynku, i wyznacza mu rolę Geniusza. Mickiewicz jest zapisanym przez niego samego przeciwnikiem. Już jego nazwa świadczy o szacunku. Konrad Wyspiańskiego jest odpowiedzią na bohatera Mickiewiczowskich "Dziadów". Dla autora "Wyzwolenia" istotą jest życie, działanie, "dążenie do...". Przeglądając się w Maskach, odbywa podróż w głąb siebie. Spojrzenie w otchłań, jaką jest człowiek, i świadomość zła, które może uczynić, czyni go istotą tragiczną. "Naród, który chce żyć, musi zniszczyć w sobie to, co martwe" – tak sam Wyspiański skomentował "Wyzwolenie". Wyprzedził swój czas przynajmniej o wiek. Proponuje teatr nowoczesny, angażujący publiczność jako osoby współtworzące przedstawienie. "Scena wielka otwarta" zakłada sprzężenie zwrotne między sceną a widownią.
PAP: Zatem Konrad będzie się przeglądał w widzach?
A.A.: Widzowie są nieodłączną częścią snu Konrada. To trochę jest tak, jakby śnił próbę z publicznością. Przygląda się temu, kim jest i jak w swojej samotności „chce ludzi”, z którymi potrzebuje wejść w relacje. Uniwersalizm tego tekstu polega w dużej mierze na dotykaniu przez dramat widzów z odmiennym doświadczeniem, w różnym wieku. "Wyzwolenie" pisze Wyspiański po to, aby to, co żywe, wyparło to, co martwe. Poprzez subiektywne, jednostkowe odczucia mówi nam prawdę o nas jako społeczeństwie. Każda rzeczywistość daje temu dramatowi inne rozwiązania. Pokazuje, jak samotnym jest człowiek dla siebie samego, a także dla innych ludzi, z którymi próbuje wejść w relacje.
PAP: Z powodu tej dyskusji o człowieku, nieustannie wraca pani do Wyspiańskiego? Poza "Wyzwoleniem" wystawiła pani "Sędziów", "Akropolis", "Wesele" i "Klątwę".
A.A.: Wyspiański jako autor stawia próg, który w procesie czytania jego tekstów trzeba przejść. Pisze silne, emocyjne partytury językowe, w których zamyka "brzmienia" swoich postaci. Zdolność zapisu partytury ludzkich brzmień świadczy o niebywałej wrażliwości, o słuchu absolutnym. Zapis "Polski współczesnej" – będący teatrem w teatrze, szekspirowską "pułapką na myszy" – to zapis absurdalnych wręcz językowych klisz, bezmyślnie naśladujących w nastroju romantyczny, wielki ton. Postaci artykułują się w maniakalnych ciągach swoich wielkości, jakbyśmy – użyję określenia Marii Prussak – przyszli z wizytą do narodowego szpitala wariatów. Jego niezwykle słyszenie drugiego człowieka jest najbardziej dolegliwe w orkiestracji z innymi ludźmi. Sposób, w jaki Wyspiański słyszy polską mowę, określa nas jako społeczność związaną wspólnym językiem: jak brzmimy wobec siebie.
PAP: Chodzi przede wszystkim o język dramatu?
A.A.: "Wyzwolenie" uznaje się za ostatni dramatyczny tekst Wyspiańskiego. "Akropolis" bywa już określane jako partytura operowa. Jako ludzie najczęściej "dziejemy" się poprzez język. Zdolność zapisania języka w określonej formie jest w stanie odkrywać i demaskować kłamstwo.
PAP; Przypomina mi to "Miarkę za miarkę" Szekspira w pani reżyserii. W tym przedstawieniu zgromadzeni między publicznością aktorzy toczyli dialog między sobą, podkreślając fałsz wypowiadanych słów.
A.A.: Jest wiele podobieństw między Wyspiańskim a Szekspirem. To, co Wyspiański nazywa "przytomnością gry", jesteśmy w stanie ujrzeć poddając jego dramaty próbie sceny, która dowodzi, że to bardzo nowoczesny teatr. Nie stwarza iluzji, tylko demaskuje ją. Przedstawia widzowi, w jakiej grze przychodzi mu uczestniczyć. Buduje świadomość publiczności.
PAP: Wszystkie pani inscenizacje Wyspiańskiego charakteryzuje asceza jeśli chodzi o dekoracje, stroje, sposób wystawienia, oszczędność środków scenicznych wobec słowa, dialogu.
A.A.: Dla mnie w teatrze najciekawszy jest żywy człowiek – aktor działający. To, co staje się między osobami dramatu, pomiędzy aktorami, jest w moim odczuciu istotą teatru. Tego nie da się ani zarejestrować, ani sfotografować, ani zapisać. Próbuję budować sposób dostępu widza do tego, co dzieje się między żywymi ludźmi. Wyspiański nazywa to "konstrukcją artystyczną". Czym innym jest oczywiście czytanie Wyspiańskiego, czym innym Mariusa von Mayenburga. Istotą teatru jest uchwycenie przez scenę rytmów żywych ludzi. O tym zresztą jest także "Wyzwolenie". To przecież ogromny traktat o sztuce teatru. Kim jest aktor? Czym jest rola? Czemu służy teatr? Nie jest to jednak już spór o formę, bo dziś w teatrze wszystko jest dozwolone. Współczesny spór dotyczy pytania o sens: w jaki sposób teatr jako sztuka jest w stanie dosięgnąć konstrukcji dramatycznej człowieka? Robiąc "Wyzwolenie" pierwszy raz, stawiałam sobie pytanie o istotę teatru; czy kondycją Konrada jest być czy grać; co dzieje się z człowiekiem, gdy próbuje się wyzbyć masek i usiłuje przestać grać. Dekoracje nigdy nie są pragmatycznie złożone – jest ich tylko tyle, ile trzeba. Zależy mi na tym, żeby środki inscenizacyjne nie były zbyt nachalne. Mają jedynie dawać widzowi przepustkę do tego, co dzieje się w świecie przedstawianym na scenie. Chciałabym, żeby nie nazywały, a stymulowały jego wyobraźnię.
Anna Augustynowicz – reżyser teatralna i dyrektor artystyczna Teatru Współczesnego w Szczecinie. Wielokrotnie wystawiała dramaty Wyspiańskiego: "Wyzwolenie", "Wesele" i "Akropolis" w Teatrze Współczesnym w Szczecinie oraz "Sędziów" w Teatrze im. Juliusza Osterwy w Lublinie. Premiera "Wyzwolenia" Stanisława Wyspiańskiego odbędzie się 29 stycznia w Teatrze Polskim w Warszawie.