Na znalezieniu rozsądnego stosunku mojego do polskości upływa mi – między innymi – życie” – pisze Sławomir Mrożek w liście do Leopolda Tyrmanda w październiku 1968 r. – podczas gdy „większości Polaków, polskość służy do ciamkania, czasem do szantażu, czasem jako śpiwór”.
On ciamkania nie znosił, grania na sentymentach też nie, podobnie jak przerostu formy nad treścią, uciekania w pseudoromantyczne myślenie (którego konsekwencją jest ogromnych rozmiarów marazm i wieczne czekanie na coś, opisane w „Indyku”), narodowej tromtadracji i płytkiego patriotyzmu. Był sceptyczny wobec mitów polskich – wieszcza i inteligenta. Polaka w sobie kochał i nienawidził, uciekał od niego i nieustająco wracał. Także wtedy, gdy w 1968 r. odebrano mu obywatelstwo i paszport za to, że na łamach paryskiej „Kultury” opublikował list otwarty, w którym protestował przeciwko wkroczeniu wojsk Układu Warszawskiego do Czechosłowacji.
Ludzie Niepodległości / Dziennik Gazeta Prawna
Uczył dystansu – do świata, do siebie samych, do historii – upatrując w jego braku przyczyn polskich kompleksów. Przed idiotyzmem rzeczywistości uciekał w groteskę, absurd i ironię, wiedząc, że z balonu głupoty tylko w ten sposób można spuścić powietrze („Słoń”, „Półpancerze praktyczne”). Mrożek nie był jednak tylko prześmiewcą. Był też egzystencjalistą, pod maską ironii krył poczucie bezsensu i gorycz istnienia. Nie miał złudzeń – wiedział, że jesteśmy świadkami końca pewnej rzeczywistości, a słabą, niewyciągającą wniosków z historii elitę (nie tylko polską) wypiera cham i prostak („Emigranci”, „Tango”).
Zobacz, kto jeszcze znalazł się na naszej liście: