Polakom udało się przetrwać dzięki tym, którzy pozornie przystosowali się do okoliczności, ale zachowali świadomość tożsamości – mówi PAP prof. Joanna Gierowska-Kałłaur, historyk z PAN. Na 100-lecie niepodległości Dzieje.pl skierowały trzy jednakowe pytania do historyków i filologów badających historię i kulturę XIX i XX w. oraz do szefów instytucji dziedzictwa narodowego.

PAP: Dzięki jakiej tradycji intelektualno-kulturowej udało się nam przetrwać 123 lata niewoli i ostatecznie w roku 1918 odzyskać niepodległość?

Prof. J. Gierowska-Kałłaur: Mówiąc o odzyskiwaniu niepodległości, jednym tchem dodajemy: Polski. A przecież rozebrano nie Polskę, lecz Rzeczpospolitą Obojga Narodów. Polacy przez 123 lata dążyli do przywrócenia państwa, za które czuli się odpowiedzialni. Myśl o jego odzyskaniu wspólna była Polakom pod wszystkimi trzema zaborami. Powiązana z tym była silna niechęć do okupantów i ich zarządzeń oraz omijanie ich w każdy sposób, dopuszczony aktualnym prawem. Polaków w zaborze pruskim dodatkowo konsolidowała opresyjna polityka zaborcy.

W specyficznej sytuacji znaleźli się Polacy z zaboru rosyjskiego, a konkretnie z terenów byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego. Pomimo 400-letniej historii pełnej wspólnych sukcesów nie udało się przetrwać Rzeczypospolitej Wielu Narodów, choć zwykli mieszkańcy ziem wschodnich (nie mam tu na myśli politycznych liderów) aż do chwili wycofania się Rosjan z Wilna w 1915 r. funkcjonowali w swoich skupiskach w zasadzie w zgodnym sąsiedztwie. Część uważała, że dla odrodzenia wspólnego kraju trzeba walczyć, nie zważając na szanse zwycięstwa, więc ginęli lub umierali na wygnaniu. Pozostała o nich pamięć, ale też przestroga przed represjami i zesłaniem na Sybir.

W przeciwieństwie do innych spadkobierców tego wspólnego dziedzictwa wyłącznie tamtejszym Polakom udało się w sposób ciągły utrzymać świadomość, skąd przyszli, kim są i co stracili. Pozornie podporządkowali się oni wymogom administracji okupacyjnych. Marzyli o powrocie do przeszłości, dając swym uczuciom wyraz każdym możliwym „sposobem”. Równolegle każdy przejaw obcy dawnej rzeczywistości był z założenia przez nich ignorowany bądź zwalczany jako zagrażający restytucji Rzeczypospolitej. Dla niektórych trudna walka o przetrwanie ekonomiczne w dobie popowstaniowej stała się równoznaczna z walką o własną pozycję społeczną, z biegiem czasu utożsamianą przez nich ze wszystkim, co utracili w wyniku rozbiorów. Elita młodych Polaków zdobywała kwalifikacje w uczelniach i strukturach administracyjnych oraz wojskowych dwóch państw zaborczych. Byli wśród nich i tacy, którzy się wynarodowili, ale wielu wróciło do Warszawy po 1918 r., by swoimi umiejętnościami wesprzeć budowę własnego państwa.

Pod zaborami, wśród Polaków dbających o edukację młodzieży rozwinął się zwyczaj nauczania domowego. Do dworów, których ganki obsadzane były amarantowo-białymi kwiatami, sprowadzano czasopisma i książki. Nad kominkami wisiała broń biała przywołująca dawne czasy, przypominając wydarzenia z życia przodków. Z wolna dzieje te traktowano jako historię Polski, a nie – Rzeczypospolitej. Starannie urządzano katolickie święta. Począwszy od Wigilii aż do Trzech Króli – wszyscy się zbierali przy choince i był to czas wolny od ciężkich prac gospodarskich. Parobkowie wiejscy kolędowali, nie omijając żadnych domostw i na poczekaniu układając przyśpiewki. Urządzano też bale, gdzie zbierało się całe ziemiaństwo i krewni z odległych stron, gdzie i siedemdziesiąt osób siadało do stołu, a do tańca przygrywała nieraz własna orkiestra złożona z parobków pod batutą dyrygentów sprowadzanych z daleka. Była to okazja do plotek i dowcipów, ale też przekazywania informacji, aranżowania związków małżeńskich etc. Na odpusty, nieraz w odległych kościołach, pielgrzymowali pieszo pospołu państwo z dziećmi i służba domowa, często „swoim” państwu bardzo oddana. Wytwarzały się więzi destruujące dalekosiężne cele polityczne zaborców.

PAP: W jaki sposób doświadczenia walki o niepodległość przydały się Polakom podczas późniejszych zrywów wolnościowych do roku 1989?

Prof. J. Gierowska-Kałłaur: W okresie I wojny światowej spoiwem Polaków była nadzieja, iż stanie się zadość sprawiedliwości dziejowej i rozebrana Rzeczpospolita zostanie wskrzeszona. W tym okresie wyłoniły się dwa nurty tej nadziei. Jeden to perspektywa utworzenia unii spadkobierców byłej Rzeczypospolitej Wielu Narodów w nowoczesnej XX-wiecznej formie. Drugi to zaś perspektywa odbudowania Polski w granicach dawnej Rzeczypospolitej.

Zaistniał jeszcze dodatkowy podział: ze względu na taktykę. Jedni, nie bez racji, przygotowywali w jedyny wówczas możliwy sposób kadry przyszłego polskiego wojska. Inni działali na arenie dyplomatycznej. „Konkurs ofert” pod adresem Polaków skierowany z Petersburga (Odezwa Wlk. Ks. Mikołaja), Wiednia i Berlina (Akt 5 listopada 1916 r.) oraz Moskwy (Prawo narodów do samostanowienia) był wynikiem upadku przedwojennego systemu sojuszy. Dzięki temu zarówno najwaleczniejsi, jak i najwytrwalsi polscy konstruktorzy niepodległości osiągnęli swój cel w listopadzie 1918 r.

PAP: Czy można mówić o tzw. cechach narodowych wyróżniających Polaków na tle europejskim – biorąc pod uwagę przede wszystkim stulecia XIX i XX?

Prof. J. Gierowska-Kałłaur: Udało się Polakom przetrwać lata PRL-u dzięki ludziom, którzy pozornie przystosowali się do okoliczności, ale zachowali świadomość własnej tożsamości i znajomość historii. W szkołach nauczyciele wykształceni przed wojną wypełniali narzucony po wojnie program historii treściami, których tych program nie uwzględniał. Wielce pomocne były audycje Radia Wolna Europa słuchane nie tylko w inteligenckich domach.

W trakcie studenckiego obozu naukowego historyków UW w rejonie Rypina (1977), w trakcie przeprowadzania rutynowej ankiety dotyczącej realiów życia przed, w czasie i po II wojnie światowej, niepozorny na pierwszy rzut oka gospodarz posadził nas z kolegą i zrobił nam wykład o historii Polski XX wieku! Uznał za swój obywatelski obowiązek uzupełnić edukację przyszłych historyków. Był przekonany, że na PRL-owskich studiach nie zostaniemy poinformowani o pakcie Ribbentrop-Mołotow czy o Charkowie i Katyniu, nie mówiąc o Sołowkach.

Z kolei rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego został posłem tzw. Sejmu kontraktowego, by mieć możliwość obrony niezawisłości uniwersytetów. W prywatnych mieszkaniach odbywały się spotkania, na których m.in. Jan Pietrzak śpiewał „Żeby Polska była Polską”. Po mieście krążyły znakomite dowcipy polityczne. Polskę nazywano najweselszym barakiem w obozie socjalistycznym.

Jaki znajduję wspólny mianownik doświadczeń polskich okresu rozbioru i PRL-u? Mianownikiem tym jest żmudna, nieefektowna i z reguły niedoceniana przez sobie współczesnych praca u podstaw, wymagająca nieraz i samozaparcia, i determinacji, stanowiąca fundament dla zstępnych pokoleń.

W wyniku II wojny światowej w dużym stopniu wyeliminowana została jednak warstwa inteligencji będąca nośnikiem tradycji. Powojenne migracje ludności dopełniły dzieła. W zasadzie zniknęły rodziny wielopokoleniowe i zwyczaj przekazywania tradycji ustnej. Zniknęli warszawiacy, pojawili się „warszawianie”. Reforma szkolnictwa przeprowadzona (już po 1989 r.) w sposób drastyczny okroiła czas przeznaczony na lekcje historii i ukierunkowała je w kierunku historii świata, a nie historii regionu. Dzisiejsi Polacy albo pochodzą z rodzin, gdzie przywiązywano pierwszorzędną wagę do roli oraz stanu posiadania własnej rodziny, albo są wnukami tych, którzy w wyniku wojny stracili niemal wszystko. W konsekwencji rzadko podejmują się zadań niegwarantujących godziwej zapłaty i zawodowego/towarzyskiego sukcesu. Zachowali jednak pewną cechę przodków: są mistrzami destrukcji. Krytyce, bywa słusznej, są w stanie poddać wszystko. Nie jest to jednak tak lekki i dowcipny komentarz, jak drzewiej bywało. No i szkoda, że zazwyczaj tylko na krytyce się kończy.