"Zimna wojna" Pawła Pawlikowskiego, film o miłości, która nie może się udać, została nagrodzona Złotymi Lwami na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Srebrnymi Lwami uhonorowano "Kamerdynera" Filipa Bajona. Nagrody Specjalne otrzymali Marek Koterski i Wojciech Smarzowski.

Uroczystość wręczenia nagród kończąca 43. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych odbyła się w sobotę w gdyńskim Teatrze Muzycznym. Złote Lwy, czyli główną nagrodę, wręczyli wiceminister kultury Paweł Lewandowski oraz przewodniczący jury Konkursu Głównego Waldemar Krzystek.

Po wręczeniu głównej nagrody i prezentacji fragmentu "Zimnej wojny", w którym grany przez Borysa Szyca kierownik administracyjny Lech Kaczmarek zapewnia, że naród będzie śpiewał "o tych najważniejszych sprawach zgodnie ze swoją ukrytą potrzebą, jeśli mu się na to da przyzwolenie i jeśli się go wesprze", co wzbudziło wesołość i aplauz publiczności, głos zabrał wiceminister kultury.

"Za nami blisko tydzień festiwalowych emocji. Przez tych kilka wrześniowych dni Gdynia ponownie stała się filmową stolicą Polski, po raz kolejny gromadząc twórców i miłośników kinematografii z całego kraju. Dziś spotkaliśmy się na najbardziej wyczekiwanym wydarzeniu, ceremonii wręczenia nagród 43. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych, która jednocześnie stanowi zakończenie święta polskiego kina" - powiedział Lewandowski.

Producent filmu "Zimna wojna" Ewa Puszczyńska odbiera nagrodę Złote Lwy za najlepszy film festiwalu. / PAP / Adam Warżawa

"Werdykty gdyńskiego jury nieraz zaskakiwały, szły pod prąd powszechnym oczekiwaniom, nie poddawały się dydaktowi box office'u, zawsze jednak doceniały to, co w kinie powinno być najważniejsze - sztukę. Dziś możemy powiedzieć, że łatwiej jest przewidzieć, kto dostanie Oscara niż do kogo trafią gdyńskie Lwy" - dodał.

Lewandowski przypomniał także, że polskie kino przeżywa swoje tłuste lata. "Jako wiceminister kultury i dziedzictwa narodowego jestem dumny, że możemy aktywnie partycypować w tej ewolucji polskiego kina zapewniając mu godne wsparcie. Po obejrzeniu 16 filmów w Konkursie Głównym, po wielu projekcjach dodatkowych, po licznych wydarzeniach towarzyszących, poznaliśmy twórców najlepszych filmów ostatniego roku. Wierzę, że tegoroczny wybór jury to docenienie kunsztu reżyserskiego, producenckiego i aktorskiego najwyższej próby. Wszystkim laureatom składam serdeczne gratulacje i życzę powodzenia w dalszej pracy artystycznej. To państwo jesteście bohaterami tego wieczoru. Wierzę, że te nagrody będą stanowić preludium dalszych sukcesów" - podkreślił.

Producentka "Zimnej wojny" Ewa Puszczyńska, odbierając nagrodę zauważyła, że Złote Lwy to nagroda za najlepszy film, a więc nagroda dla wszystkich, którzy przy danym filmie pracowali. "Dla całej ekipy. Dla Joasi Kulig, Tomka Kota, Borysa Szyca, Agaty Kuleszy (...) i wszystkich, naprawdę wszystkich - od szefów pionów do tych, którzy nam podawali wodę i kanapki na planie. Bardzo wam wszystkim dziękuję, gdyby nie wasza ogromna praca, wysiłek, zaangażowanie, a pracowaliście przy tym filmie ponad rok, nie stałabym tutaj i nie odbierała tych wspaniałych nagród" - powiedziała.

"Paweł, a Tobie, my wszyscy dziękujemy bardzo za to, że pozwoliłeś nam przekraczać nasze własne granice i że zabrałeś nas w podróż na drugą stronę, bo tam jest lepszy widok. Dziękuję" - dodała.

Aktorka Grażyna Błęcka-Kolska nagrodzona za pierwszoplanową rolę żeńską w filmie "Ułaskawienie". / PAP / Adam Warżawa

"Zimna wojna" została wcześniej doceniona w Cannes za reżyserię. Głównymi bohaterami filmu są Zula (Joanna Kulig) i Wiktor (Tomasz Kot), młoda dziewczyna szukająca szczęścia w powstającym zespole Mazurek i dojrzały mężczyzna, pianista, jej instruktor. "Zimna wojna" to opowieść oparta na polskiej muzyce ludowej, z jazzem i piosenkami paryskich barów minionego wieku w tle, o miłości dwójki ludzi, którzy nie umieją żyć bez siebie, ale jednocześnie nie potrafią być razem. Akcja melodramatu rozgrywa się w latach 50. i 60. ub. wieku m.in. w Polsce, Berlinie, Jugosławii i Paryżu.

Produkcja określana jest m.in. jako najbardziej osobiste dzieło Pawła Pawlikowskiego lub jego wyraźnie polski, a jednocześnie najbardziej uniwersalny film. Reżyser - laureat Oscara za "Idę" (2015) - który wyjechał z Polski, gdy miał 10 lat, zadedykował nowy obraz swoim rodzicom. Główni bohaterowie - Zula i Wiktor - noszą ich imiona.

"Zimna wojna" została świetnie przyjęta. Przez amerykańskie media obraz jest wskazywany jako jeden z faworytów w wyścigu po Oscary - nie tylko w kategorii "najlepszy film nieanglojęzyczny", ale także w głównych kategoriach, w tym m.in. najlepszy film i najlepsza aktorka pierwszoplanowa. W najbliższy poniedziałek dowiemy się, czy "Zimna wojna" została wybrana na polskiego kandydata do Oscara.

W Gdyni film został doceniony także za najlepszy dźwięk (Maciej Pawłowski, Mirosław Makowski) i montaż (Jarosław Kamiński), oraz w piątek Złotym Kangurem Jury Australijskiego - jedną z nagród pozaregulaminowych.

"Kamerdyner" doceniony Srebrnymi Lwami to epicka opowieść o miłości, która rozwija się wbrew konwenansom na tle wielkiej historii. Inspirowana prawdziwymi wydarzeniami historia splątanych losów Polaków, Kaszubów i Niemców na tle burzliwych wydarzeń pierwszej połowy XX stulecia rozpoczyna się w 1900 roku, gdy na świat przychodzi Mateusz Krol (Sebastian Fabijański). Kaszubski chłopiec po śmierci matki zostaje przygarnięty przez pruską arystokratkę Gerdę von Krauss (Anna Radwan). Syn wieśniaczki dorasta u boku Marity, swojej rówieśniczki, córki von Kraussów (Marianna Zydek). Między młodymi rodzi się uczucie, w tle którego toczy się historia - m.in. pierwsza wojna światowa, odzyskanie przez Polskę niepodległości, druga wojna światowa i zbrodnia w Piaśnicy.

W filmie "Kamerdyner" ważna jest postać patrioty i działacza Bazylego Miotke inspirowanego Antonim Abrahamem, "królem Kaszubów". Miotkego, ojca chrzestnego Mateusza Krola, gra Janusz Gajos, obok którego na ekranie zobaczymy także m.in. Borysa Szyca, Łukasza Simlata, Daniela Olbrychskiego, Kamilę Baar-Kochańską, Marcela Sabata oraz Sławomira Orzechowskiego. Premiera "Kamerdynera" według scenariusza Mirosława Piepki, Michała S. Pruskiego i Marka Klata wpisuje się w obchody 100-lecia odzyskania przez Polskę nieodległości.

"Kamerdyner" w Gdyni został doceniony także za pierwszoplanową rolę męską Adama Woronowicza, charakteryzację (Ewa Drobiec, Mira Wojtczak) oraz muzykę (Antoni Komasa-Łazarkiewicz, nagroda łączona - także za muzykę do "Wilkołaka" Adriana Panka).

W tym roku Jury Konkursu Głównego (przewodniczący Waldemar Krzystek, Elżbieta Cherezińska, Jadwiga Jankowska-Cieślak, Dorota Kobiela, Marcin Koszałka, Rafał Listopad, Joanna Napieralska, Elwira Pluta i Joanna Szymańska) zdecydowało także o przyznaniu dwóch Nagród Specjalnych. Otrzymali je Marek Koterski za "wykreowanie autorskiej wizji świata" w filmie "7 uczuć", w którym legendarny Adaś Miauczyński powraca do czasów dzieciństwa, oraz Wojciech Smarzowski za "podjęcie ważnego społecznego tematu" w "Klerze", w którym opowiedział o nadużyciach w Kościele. "Kler" został doceniony także za scenografię, której autorką była Jagna Janicka. Za najlepszy uznała go także festiwalowa publiczność.

Za pozostałe kreacje aktorskie wyróżnieni zostali Grażyna Błęcka-Kolska, Olgierd Łukaszewicz oraz Aleksandra Konieczna. Błęcka-Kolska wcieliła się w pierwszoplanową rolę matki w "Ułaskawieniu" w reżyserii laureata Złotych Lwów za "Historię kina w Popielawach" (1998) Jana Jakuba Kolskiego, docenionym także za scenariusz i kostiumy (Monika Onoszko). Łukaszewicz i Konieczna zagrali prawdziwe postaci - Igę Cembrzyńską i Andrzeja Kondratiuka w "Jak pies z kotem" Andrzeja Kondratiuka.

Statuetka za reżyserię trafiła do Adriana Panka, twórcy thrillera "Wilkołak". Nagroda za debiut reżyserski lub drugi film powędrowała do Agnieszki Smoczyńskiej za "Fugę". Reżyserka odebrała to wyróżnienie już trzy lata temu - za debiutanckie "Córki dancingu". Jacek Podgórski ("Krew Boga") i Jakub Kijowski ("Fuga") odebrali zaś nagrody za zdjęcia.

Podczas gali wręczono także Platynowe Lwy. Wyróżnienie za całokształt twórczości odebrał w tym roku Jerzy Skolimowski, reżyser, scenarzysta, aktor, poeta i malarz, laureat m.in. weneckich Złotych Lwów za osiągnięcia życia (2016), Złotej Palmy w Cannes za "Fuchę" (1982) i "Złotego Niedźwiedzia" w Berlinie za "Start" (1967). Twórca został uhonorowany owacją na stojąco.

Nagrodę wręczył mu prezes Stowarzyszenia Filmowców Polskich Jacek Bromski, który ze sceny przypomniał, że laureat honorowej nagrody zrobił 17 filmów, spośród których pięć było w Cannes i zdobyło tam dwie nagrody, pięć było w Wenecji i zdobyło tam trzy nagrody oraz jedną za całokształt twórczości, jeden film był zaś w Berlinie, gdzie zdobył Złotego Niedźwiedzia. "Jest to absolutny rekord Polski, a kto wie, czy nie rekord świata. Sprawdzaliśmy Kena Loacha i nie ma tylu" - żartował Bromski.

"A więc znów mam te swoje pięć minut. A jeśli ze wzruszenia zacznę się zająkiwać, to może nawet i sześć. Liczę też, że ten sędzia najwyższy naszych losów zechce mi jeszcze udzielić kilku minut extra time za przerwy w grze i za nikczemne faule przeciwników" - mówił ze sceny Skolimowski. "Moi szanowni koledzy, którzy odbierali tę nagrodę w poprzednich latach, często dawali upust swojemu krasomówstwu, więc i ja dam upust swej małomówności i tylko podziękuję z całego serca za tę nagrodę" - dodał. "Niech żyje wolność w polskim kinie" - podkreślił.

Podczas gali wręczono także nagrody w Konkursie Inne Spojrzenie. Złoty Pazur, statuetka za najlepszy film w sekcji przedstawiającej filmy autorskie, eksperymentalne i wymykające się granicom konwencjonalnego kina, trafił "za odwagę w formie i treści" do Olgi Chajdas za jej debiutancką "Ninę". "Nina" to historia czystej miłości, która budzi się między poważną Niną, która nie może mieć dziecka, a niezależną, zbuntowaną kandydatką na surogatkę. W filmie zobaczymy m.in. Julię Kijowską, Andrzeja Konopkę i Elizę Rycembel.

Jury Innego Spojrzenia zdecydowało się też w tym roku przyznać Nagrodę Specjalną. Wyróżnienie powędrowało do Jagody Szelc, reżyserki "Monumentu". "Monument" to dyplomowy film studentów wydziału aktorskiego łódzkiej filmówki, pełen niepokoju, chaosu i oczekiwania na nieprzewidywalne rozwiązanie.

Podczas gali wręczono prócz tego nagrodę im. Lucjana Bokińca za najlepszy film prezentowany w Konkursie Filmów Krótkometrażowych. Statuetkę odebrała Dominika Gnatek, reżyserka "Zwykłych losów Zofii". Została ona doceniona za "temat, doskonałą grę aktorską, warsztat oraz poruszanie trudnych spraw w ciepły i bezpretensjonalny sposób".

W Konkursie Głównym tegorocznego 43. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych znalazło się 16 tytułów, w Innym Spojrzeniu - osiem, a w Konkursie Filmów Krótkometrażowych - 26.

Łącznie na 43. FPFF pokazano ponad 130 filmów. Wydarzenie odbywało się w dniach 17-22 września.